
Przytłaczająca zabudowę monstrualna bryła, brak czerwonej dachówki. Do wątpliwej urody budynku dołożyła się też podkreślająca rozmiar obiektu jednolita, dziś brudna – różowa kolorystyka. Niedostatki estetyczne domu nr 15 w pełni rekompensuje historia
Lata dwudzieste, lata trzydzieste. Z gruzów podniosła się już większa część zniszczonej w 1914 r. dzielnicy staromiejskiej. Stary gród na tle innych miast wyróżnia się nieskazitelną bielą nowo wzniesionych murów. Kiedy mija entuzjazm niepodległości, a gospodarka pogrąża się w kryzysie, odbudowa traci impet. Kamienice przeplatają się z niezagospodarowanymi placami. Taka dziura znajduje się również na rynku przemianowanym w latach 30. XX w. na Plac 11 Listopada. To budynek nr 15. Przypomnijmy, że jego odbudowa rozpoczęła się w 1922 r. Dwa lata później stoi jednopiętrowe skrzydło od ulicy Piekarskiej, ukończono też jedną trzecią od rynku. Na tym inwestycja się kończy. W 1930 r. sporą część terenu szpecą ceglane, nieukończone mury. Strony od ulicy Rzeźniczej nawet nie rozpoczęto i nadal stoją tu szpecące rudery. W końcu bankrutujący właściciel Towarzystwo Akcyjne Budowy Gmachów ogłasza upadłość. Działkę z niewykończonym domem kupuje, mieszkające w pobliżu (ul. Piekarska 1), żydowskie małżeństwo Lejb i Necha Apt. Dzięki nim w sierpniu 1931 r. na opustoszały plac budowy wraca życie. Lejb rozpoczyna zwozić materiały potrzebne do ukończenia domu i w związku z tym prosi o zwolnienie z podatku na m.in. 59.600 kg dźwigarów żelaznych i 5 ton blachy cynkowej. W nowych planach budynek zmienia funkcję – z hotelu staje się zwykłą kamienicą. Aby zmiejszyć koszty, właściciele przesyłają do magistratu propozycję dużo skromniejszego obiektu. Następuje również scalanie podzielonej posesji – w nowo założonej księdze hipotecznej figuruje ona pod nazwą „nieruchomość kaliska”. Prace posuwają się w imponującym tempie i budynek zostaje ukończony w 1932 r.
Szpecił czy zdobił?
Kamienica nr 15, zwana od nazwiska właściciela domem Apta, całkowicie odbiegała od dotychczasowej zabudowy placu. Na tle innych, olbrzymi obiekt wyróżniał się prostotą i brakiem detalu. Nic dziwnego, pod koniec lat 20. w Kaliszu pojawia się modernizmem. W skrócie nowy styl charakteryzuje się rezygnacją z ornamentu i upodobaniem do geometrycznych form. Na upowszechnienie się mody wpływ ma również zła sytuacja gospodarcza – budynki bez dekoracji są tańsze. Nie bez znaczenia był wpływ Powszechnej Wystawy Krajowej w Poznaniu (1929), prezentującej zalety nowej architektury. Czy dom Apta już w swojej przedwojennej formie należał do dzieł udanych, jest kwestią dyskusyjną. Ważniejsza wydaje się odpowiedź na pytanie, kto odpowiada za jego ówczesną formę. Wyjaśnienia nie znajdziemy w zachowanych dokumentach, jednak naszą uwagę powinna zwrócić powstała w 1933 r. hala Szrajerów (obecnie stoi w jej miejscu galeria „Tęcza”). Podobnie wyglądają rozwiązanie fasady rozdzielonej poprzecznymi pasami (fachowo zwanymi lizenami), jak i charakterystyczny schodkowy szczyt. W obu przypadkach kierownikiem budowy był znany architekt Albert Nestrypke, co nie jest jednoznaczne z przypisaniem mu autorstwa. Oba budynki w nikłym stopniu przypominają inne dzieła tego prekursora modernizmu. Z drugiej strony był on twórcą wszechstronnym i niestroniącym od nowatorskich poszukiwań. Kimkolwiek był twórca domu Apta, jedni będą uważać, że obiekt oszpecił rynek, inni podkreślą jego przedwojenną nowoczesność. Dziś gmach dalece odbiega od stanu znanego z archiwalnych fotografii. W styczniu 1945 r. na skutek działań wojennych dach zostaje poważnie uszkodzony. Zniszczenia stały się przyczyną ostatniej przebudowy. W tej postaci, niekoniecznie udanej, dom trwa do dzisiaj.
Smutny żart
Dom Apta to nie tylko kontrowersyjna architektura, ale również związani z nim ludzie, przede wszystkim mieszkający tu Żydzi. To właśnie dla nich w 1937 r. w podwórzu rozpoczęto budowę synagogi. Świątynia – samowola budowlana – stała się przyczyną protestów: Niniejszym donoszę, że (…) bezpośrednio przy posesji (Natana) Goldchamera dokonuje się budowy domu modlitwy murowanego bez planów i bez pozwolenia Wydziału Technicznego. Skargę wniósł współwyznawca wspomniany Goldchamer: zawiadamiam, że p. Lejb Apt bez mojej wiedzy i pozwolenia użył do budynku, który obecnie muruje ścianę, która stanowi moją wyłączną własność. Interwencje poskutkowały zamówieniem u Alberta Nestrypkego profesjonalnego projektu. Mimo przeznaczenia, dziś nieistniejący parterowy budynek, nie miał z zewnątrz sakralnego charakteru. Dozorca kamienicy otrzymał od Aptów obszerne mieszkanie. Na pytanie, czym sobie stróż zasłużył, właściciel miał mówić, że gdyby wyrzucono go z mieszkania, zawsze będzie mógł przeprowadzić się do swojego dozorcy. Żart okazał się smutną przepowiednią – w czasie okupacji hitlerowskiej Lejb Apt wraz z całą rodziną opuścił dom. Z getta nie wrócili.
Z okna mogłam
zrywać winogrona
Już po zakończeniu działań wojennych dom staje się siedzibą Komitetu Żydowskiego. Celem organizacji jest pomoc ocalałym z Zagłady. Z szacowanej nawet na 25 tysięcy osób społeczności rejestruje się do 1950 r. tylko 2270. Dodajmy, że nie wszyscy są dawnymi kaliszanami. Listę otwiera akuszerka Estera Łaja Pregerowa. Na ścianach w biurze komitetu wiszą też liczne ogłoszenia poszukujących się ludzi. Przykładowe z nich brzmiało: „Chaim Markowicz, syn Lajzera, ur. w 1913 r. w Kaliszu, ul. Ciasna No. 6. Obecny adres – Saut curson Los Angeles California USA”. Budynek stanowi też przytułek dla pozbawionych mieszkań – z kwietnia 1946 r. pochodzi upoważnienie dla Israela Rotstajna do odebrania ze składnicy miejskiej 50 metalowych łóżek. W jednym z mieszkań mieści się prowizoryczna synagoga. Kamienica nr 15 miała nieść nadzieje na normalność, ale w powojennej rzeczywistości łatwiej o zdziczenie. Ktoś rozpuszcza plotkę o zamordowanym chłopcu. Pogłoska szybko urasta do fantastycznych rozmiarów: Jedna nieujęta i niesprawdzona kobieta opowiadała, że widziała 14 główek dziecięcych i że mięso Ukraińcy, względnie sowieci, wywieźli na kiełbasy, a krew piją Żydzi. 4 lipca 1946 r. do siedziby komitetu dobijają się mężczyźni podający się za milicjantów. Na szczęście antyżydowskiemu zajściu udaje się zapobiec, według jednej wersji, „dzięki perswazji statecznych obywateli”, według innej – mieli pomóc rosyjscy żołnierze na prośbę wojskowego żydowskiego lekarza. Mimo podjętych przez komitet prób wskrzeszenia społeczności, stopniowo nowi mieszkańcy domu opuszczają Kalisz i Polskę, w której zostawiają prochy przodków i bolesne wspomnienia. Świadectwo o ostatnich żydowskich lokatorach domu daje pani Krystyna Velkova: We wspólnym komunalnym mieszkaniu mieszkałam z pewną Rosjanką i jej córką, przywiezionymi przez Żyda z Rosji Erlicha. Później je opuścił i wyjechał do Anglii. Dostawałam od niej zawsze znaczki z królową angielską. Druga rodzina to pani Weiz z dwoma córkami, Genią i Danutą. Męża pani Weiz zabili w kopalni w Rosji, ona wraz z dziećmi wyjechała w 1957 r. do Izraela; pracowały w kibucu i marzyły o ziemniakach i polskich grzybach, przysyłali paczki, tak nas lubili... W pamięci pojawia się też postać dozorcy Pińczaka, żydowskiego lekarza Abramskiego i ewangelickiej rodziny byłych dziedziców Opatówka Wunsche: Wyjechali do Szwajcarii, nie było tu życia dla nich, później wrócili do Bielska-Białej i ich syn pracował w fabryce FSO. Mieli niesamowitą bibliotekę, od nich też dostałam książki Jana Brzechwy w pięknym wydaniu.
Mijają kolejne lata, miejsce starych mieszkańców zajmują nowi; po śmierci dra Abramskiego do domu sprowadza się znany w Kaliszu redaktor Mieczysław Leń (zm. 1979 r.). Korowód dawnych i obecnych lokatorów wydaje się nieskończenie długi. Były tu dwie wielkie piaskownice i kwitły bzy. Z okna pierwszego piętra mogłam zrywać winogrona. Pozdrawiam dziedziniec tego domu – kończy opowieść, przebywająca na stałe poza granicami Polski, dawna mieszkanka kamienicy nr 15.
Autorzy dziękują pani Krystynie Velkovej za podzielenie się wspomnieniami, pani Halinie Marcinkowskiej za przybliżenie działalności Komitetu Żydowskiego i wojennych losów Lejba Apta.
Anna Tabaka, Maciej Błachowicz
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie