Reklama

Dom pani Deutschman

31/01/2019 00:00

Przez programową inność dzisiaj jest tym bardziej widoczna. Skąd się tutaj wzięła? Neorenesansowa, włoska, toskańska, z wieżą. Willa przy Kościuszki 3 jest symbolem ulicy, która dzisiaj bezpowrotnie zatraca swój charakter

Architektura domu nawią-
    zuje do wzorów znad rzeki Arno – toskańskich siedzib wiejskich okresu odrodzenia. Moda na takie rozwiązania wraz z innymi stylami historyzującymi przyszła już w pierwszej połowie XIX w., ale największą popularność zyskała w ostatnich dekadach stulecia. W tym czasie musiał powstać także kaliski budynek. Stanął w oddali od centrum jako miejsko-wiejska siedziba wypoczynkowa, otoczona zielenią. „(…) ogród zadrzewiony jest wysokiemi staremi drzewami” – stwierdza urzędowa notatka z 1925 r. Lakoniczny opis powstał przy okazji regulacji ul. Kościuszki, sprawy ciągnącej się latami. Na podstawie tych samych zapisów można się dowiedzieć, że już wówczas podobna architektura była uznawana za przeżytek: „Willowo pobudowany, stary budynek nie jest żywotny, tak że niedaleka przyszłość skaże takowy na rozbiórkę”. Na szczęście los chciał inaczej.

Najpierw Bzowski,
potem Deutschman
Zainteresowani lokalną historią dom będą łączyć z Deutschmanami, rodziną pochodzenia niemieckiego, osiadłą nad Prosną. Nie oni jednak wybudowali włoską willę. Bracia Teodor i Paweł w 1909 r. nabyli posesję przy Kościuszki od słynącego z fantazji kaliskiego rejenta, Stanisława Bzowskiego. Czy zatem dom powstał na zamówienie notariusza? W tym samym roku prawnik kupił ziemię przy obecnej ulicy Staszica, gdzie wśród pól i ogrodów wyrosła niebawem malownicza „prezydentówka” (o domu pisaliśmy w nr. 16 „ŻK” z 2008 r.). Na podstawie jej formy można wnioskować, że rejent, popularnie nazywany „Baryłeczką”, cieszył się nietuzinkowym gustem. Do realizacji swoich marzeń potrzebował przestrzeni. Z pewnością dla tej przyczyny przeprowadził się z coraz bardziej ludnej ulicy na ówczesne obrzeża miasta. Oba domy Bzowskich, wcześniejszy i późniejszy, mają jednak coś wspólnego – łączy je romantyczność koncepcji – co charakterystyczne, jeden i drugi ma wieżę.
   
W poszukiwaniu wzorca
Górująca nad elewacją wieża była niezbędnym elementem neorenesansowych rozwiązań. Stąd miał się roztaczać widok na wspaniałości okolicy, a jeśli ich brakowało… pozostawało wrażenie. Dostawiana z tyłu do prostej formy głównego korpusu, trwała niczym zapewnienie spokoju i bezpieczeństwa. Po jej przeciwnej stronie zwykle pojawiała się niższa dobudówka z wejściem. Swoboda w zestawieniu różnej wysokości brył decydowała o nieklasycznym charakterze całości. W kaliskiej realizacji podstawowy schemat nieco zmieniono. Trójkondygnacyjną wieżę umieszczono na linii fasady, przez co dom zyskuje na zwartości, choć traci na finezji. Wrażenie łagodzi lekki tympanon (trójkątny naczółek) z wieńcem laurowym oraz dekoracyjny żeliwny balkon – uproszczona forma tarasu, wyróżniająca główną część. Obok na elewacji pojawiają się tonda z motywem rozety, podobnie jak łuki w profilach okien, niezbędne elementy odrodzenia w dziewiętnastowiecznej stylizacji. Tak wyglądał rodzinny dom w starym dobrym stylu.    
Kim mógł być projektant obiektu? Kwerenda w Archiwum Państwowym nie przyniosła odpowiedzi na to pytanie. Zastanawiają podobieństwa między kaliską a warszawską realizacją, znaną jako willa Struvego. Postawiona przy ul. Pięknej przez architekta Karola Kozłowskiego (1847-1902), do 2003 r. służyła Towarzystwu Opieki nad Zabytkami. Jej bryła i sposób opracowania ścian jest subtelniejszy niż w przypadku domu przy Kościuszki – kaliskiej fasady nie zdobi wnęka z rzeźbą, ale z pewnością budynki powstały w oparciu o te same wzory.

Paweł i Teodor
Dom przed wojną służył rodzinie Deutschamanów. Mimo że formalnie posesja należała do braci, zachowana korespondencja urzędowa pozwala wnioskować, że willa była użytkowany przez Teodora. Paweł wybrał żywot ziemianina. Mieczysław Jałowiecki w swoim „Requiem dla ziemiaństwa” opisuje barwnie: „Deutschaman był właścicielem garbarni, na której dorobił się znacznej fortuny, kupił sąsiedni z Kamieniem majątek Biernatki i stał się „panem dziedzicem”. Miał też podkreślać swoją polskość, m.in. przez organizację polowań dla warszawskich elit politycznych. Jak zapamiętał Jałowiecki, zawsze przesadnie grzeczny w stosunku do sąsiadów, Paweł dorobił się w końcu przezwiska „Polakiewicz”. Podczas wojny  znowu zmienił postawę – pozostał Niemcem. Partykularyzm Pawła jest dobrze widoczny także z perspektywy ul. Kościuszki. Był współwłaścicielem willi, ale tam nie mieszkał, toteż z łatwością zgodził się na przekazanie pasa ziemi z posesji, potrzebnego Miastu do regulacji ulicy. Dla Teodora był to przede wszystkim dom jego rodziny – żony i dzieci. Dlatego przez kilkanaście lat walczył o zachowanie kawałka ogrodu.

Próby teatru
Teodor miał córkę Bożenę oraz dwóch synów, Zdzisława i Jarosława, uczniów Gimnazjum im. T. Kościuszki. Wychowaniem trójki zajmowała się mama, ojciec był zajęty prowadzeniem interesów. Rodzinie przed kilkoma laty pełne ciepła wspomnienie poświęcił kaliszanin Czesław Olszewski: „Pamiętam, że matka [p. Deutschman] bardzo chętnie widziała w domu kolegów, koleżanki i znajomych swoich dzieci. Brała czynny udział w życiu młodych, pomagała w odrabianiu lekcji oraz w urządzaniu zabaw i uroczystości”. Szczególnie ważnym wydarzeniem dla uczniowskiej społeczności stało się wystawienie III części „Dziadów” w miejscowym teatrze. Próby do przedstawienia odbywały się w neorenesansowej willi pod kierunkiem pani domu. „W dużym stopniu właśnie dzięki niej sztuka została odegrana nadzwyczaj udanie, z silnym uwypukleniem wątków patriotycznych, przy dobrej grze aktorskiej” – uważa pan Czesław, jeden z uczestników przedsięwzięcia. Przywołując obraz wielokulturowego miasta, warto podkreślić, że spektakl z inicjatywy księdza wystawiali uczniowie należący do Sodalicji Mariańskiej (katolickie stowarzyszenie); Deutschmanowie byli ewangelikami. 
W czasie wojny Zdzisław i Jarosław, polscy żołnierze, trafili do oflagu, Bożena, córka Teodor,  przeżyła hitlerowską okupację i po wojnie przez wiele lat mieszkała w Warszawie. Zarówno ona, jak i jej bracia pojawiają się na kartach powieści Janusza Teodora Dybowskiego „Saga grodu nad Prosną”, książki mówiącej o bohaterach konspiracji w naszym mieście – przede wszystkim Polakach o korzeniach niemieckich. 

Willa w zieleni 
Po wielu latach od tamtych wydarzeń na swoim miejscu pozostał tylko dom. Balkon na fasadzie podtrzymują wsporniki o kształcie winorośli – dalekie wspomnienie ogrodu  „ze staremi drzewami”. Nieco teatralna wieża może przypominać próby uczniowskiego spektaklu, prowadzone przez panią Deutschman z udziałem jej dzieci, a pozostały przed willą kawałek zieleni – upór Teodora, przez lata walczącego z urzędem o metry zieleni.

Anna Tabaka, Maciej Błachowicz

Więcej informacji jest tutaj 









 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do