Reklama

Dwa wesela i jeden pogrzeb Franciszka Reinsteina

25/04/2021 06:00

O Franciszku Ignacym Reinsteinie – jednym z dwóch, obok Sylwestra Szpilowskiego, najwybitniejszych (część historyków sztuki – vide panie Barańska i Czechowska – jego kunszt ocenia nawet wyżej niż Szpilowskiego) pracujących w Kaliszu architektów doby klasycyzmu fachowcy napisali już sporo. Ja – skromny regionalista – przypomnę tu więc tylko jego niektóre kaliskie projekty. 

  Spacer „szlakiem Reinsteina” możemy zacząć od nieistniejącej już wprawdzie Rogatki Warszawskiej stojącej onegdaj przy moście o tej samej nazwie (ściślej: „Nowowarszawskim”) ale dalej już podziwiamy mające się dobrze (no, prawie dobrze) do dzisiaj obiekty: fabrykę Repphanów, pałac Puchalskiego i kamienicę Przechadzkiego przy pl. Kilińskiego, pałac Komisji Wojewódzkiej (gubernatorów) na pl. Św. Józefa i nieistniejący już budynek (no, tu potrzebna jest stara fotografia i… nasza wyobraźnia) Weissów w pobliżu,  przebudowany gmach poczty na Zamkowej (poprzedniej „odsłony” tego przybytku), kaplicę i salę musztry Korpusu Kadetów na Łaziennej, kawiarnię Foerstera (KTW) przy wejściu do parku, zapewne  kilka kamienic z Józefinki (Al. Wolności) – tych również już niestety już nie mamy, most Kamienny (choć pierwsze jego projekty sporządzał jeszcze Szpilowski), Rogatkę Wrocławską, no i jeszcze kilka nieistniejących już obiektów (jak choćby odwach na Rynku), fabryk i ponad stu kamienic w mieście. Do tego wspominamy reinsteinowe projekty regulacji Prosny, rozszerzenia parku i urbanistyczny projekt rozbudowy dzielnic Piskorzewia i Wrocławskiego Przedmieścia. To ode mnie, przewodnika, tyle – teraz pora na mniej znane fakty.

  Przedstawiona wyżej, tak bogata spuścizna (a trzeba pamiętać, że Reinstein zaprojektował też szereg obiektów poza naszym miastem, był też drzeworytnikiem i miedziorytnikiem) kazałaby podejrzewać, że pan Franciszek niemal nie odchodził od deski kreślarskiej (jeśli już – to tylko po to, by doglądać robót budowlanych) i na inne rzeczy nie miał już czasu. Tezę tą potwierdzałby fakt, że nie pojechał na postępowanie spadkowe do rodzinnej Bawarii (urodził się w czerwcu1792 r. w Sulzheim) i zrzekł się wtedy części spadku na rzecz krewnych (przy okazji: jego ojciec miał na imię Kasper, matką była Kunegunda z domu Holtman, miał dwóch braci: Georga i Arnolda oraz siostrę Magdalenę).  Ale nic bardziej mylnego. 

  Tajemnicze, żeby nie rzec pikantne, okoliczności wychodzą na jaw, kiedy przyjrzymy się baczniej sprawom matrymonialnym architekta. Jego żoną 23 maja 1853 r. o godzinie (uwaga!) siódmej rano została – według aktu ślubu nr 39 – zacna Rozyna z domu Oeninger. Akt ślubu pomiędzy 62-letnim kawalerem (tak status pana młodego formułuje dokument) Franciszkiem Ignacym a takoż 62-letnią panną (każdy podany tu szczegół dla naszego „śledztwa” jest istotny) Rozyną świadczył swoim podpisem na urzędowym dokumencie m.in. organista Stanisław Pajączkowski. A dokument kończy ciekawy zapis [pisownia dokumentów oryginalna]: Małżeństwa tego niepoprzedzała żadna zapowiedź, gdyż osoby Aktem objęte uważane były jako małżonkowie. Tamowanie małżeństwa żadne nie zaszło. Nadmienia się w końcu iż wspomniany FIR zawierający małżeństwo z wyżej rzeczoną Rozyną z Oenigerów przyznał dzieci spłodzone z tąż z? a mianowicie Gustawa Michała lat trzydzieści ośm, Edmunda Józefa lat trzydzieści i Emilię Rozynę lat piętnaście liczącą. Akt ten stawającym świadkom przeczytany ….. Zastanawiającym jest fakt, że aktu ślubu nie podpisał sam pan młody – w komentarzu jest dopisek „dla słabości”. Miejmy nadzieję, że pan Franciszek był tam chociaż obecny… Można założyć, że z powinszowaniami jako pierwsza pospieszyła… wspomniana progenitura Franciszka i Rozyny: urodzony jeszcze przed przybyciem Reinsteina do Polski Gustaw (Michał?) Karol, Edmund Józef (ur. 1822) i Emilia. No, ale kwerenda archiwalna ujawnia jeszcze dwie, nie wymienione w dokumencie, córki tej pary: dobiegającą wówczas trzydziestki Elizę i dwa lata od niej młodszą Franciszkę Kunegundę (rocznik 1826 – to znów ważne).

  Można by z przekąsem powiedzieć, że na weselisku bawiło się już cokolwiek „dojrzałe” wiekiem towarzystwo. Ale – nie bawiło się, bo wesela „para młoda” nie zdążyła już zorganizować. W kolejnym dokumencie (akt zgonu nr 104) czytamy bowiem: Działo się w mieście Kaliszu dwudziestego piątego maja tysiąc osiemset pięćdziesiątego trzeciego roku o godzinie piątej po południu. Stawili się Stanisław Pajączkowski organista i […] i oświadczyli, że w dniu dwudziestym trzecim bieżącego miesiąca i roku [miły Czytelniku - zerknij proszę raz jeszcze uważnie na datę ślubu z akapitu wyżej – przyp. P.S.] o godzinie dziewiątej wieczorem umarł tu w Kaliszu Franciszek Ignacy Reinstein budowniczy gubernialny […] tu w Kaliszu zamieszkały lat sześćdziesiąt dwa mający. Pozostawiwszy po sobie owdowiałą żonę Rozynę z Oeningerów Reinstein. Po przekonaniu się naocznie o zejściu Reinsteina akt ten stawającym przeczytany, przez Nas i pierwszego stawającego podpisany został, gdyż drugi pisać nie umie. I podpis tego samego księdza, który sygnował świadectwo ślubu a oba dokumenty spisane są tym samym charakterem pisma. No i notatka z „Kuriera Warszawskiego”: W dniu 23 Maja r.b. w mieście Kaliszu, po długiej i ciężkiej chorobie, opatrzony ŚŚ. Sakramentami. Zszedł z tego świata ś.p. Franciszek Ignacy Reinstein, Budowniczy Gubernjalny Warszawski [w rzeczy samej Reinstein po okresie kaliskim objął podobne stanowisko w Warszawie – przyp. P.S.], Kawaler Orderu Śtej Anny i Śgo Stanisława klasy 3-ciej. Pozostała po nim wdowa i dzieci, składają najczulsze podziękowania łaskawym osobom, które odprowadzeniu zwłok zmarłego na smętarz miejscowy w dniu 25 z.m. towarzyszyć raczyły.

   Gdyby niniejszy artykuł miał być utrzymany (jak to czasem u mnie bywa) w tonacji ironiczno-żartobliwej, mógłbym pospekulować, że zacnemu acz „ciężko schorowanemu” i „słabującemu” Franciszkowi nie posłużyły trudy nocy (w tym przypadku popołudnia) poślubnej, ale tym razem niemądrych żartów nie będzie. Okazuje się bowiem, że okoliczności wydarzeń z 23 maja 1853 r. to nie jedyne zagadki z dziejów kaliskiego architekta. Oto – na dokładkę – „na horyzoncie” pojawia się druga – a chronologicznie rzecz biorąc pierwsza – żona Reinsteina, Dorota Sunelnian. A jeśli nawet nie żona, to matka jego syna Edwarda. Urodzonemu w Kaliszu w październiku 1927 r. (ponownie proszę o zerknięcie na daty urodzin córek Reinsteina ze związku z Rozyną) Edwardowi pan Franciszek dał swoje nazwisko. A może jednak mały Edek urodził się poślubionym wówczas rodzicom? – w jego z kolei późniejszym akcie ślubu jako rodziców pana młodego wyraźnie wymienia się Franciszka i Dorotę małżonków Reinstein. A w kolejnych dokumentach (wyprawy do archiwum mogą być zaprawdę pasjonujące) jako przyrodnie (!) rodzeństwo Edward podaje Edmunda, Elizę, Franciszka, Emilię i Gustawa Karola. Nie ma tam natomiast wzmianki o rodzeństwie z tej samej matki. Choć – żeby było ciekawiej – w kartotece osobowej tejże matki, czyli Doroty Sunelnian, cała piątka, podobnie jak Edward, określana jest jako dzieci (bez określenia typu „przysposobione” itp.). No i co Pan powiesz?

  Średnio zdolny detektyw całą historię zinterpretowałby pewnie tak. Zapracowany pan Franciszek znalazł jednak trochę czasu na miłosne figle z dwoma paniami w tym samym mniej więcej okresie. Wynikiem tychże uciech była wydawana na świat naprzemiennie przez obie kobiety wspomniana progenitura. Z tym, że z Rozynką dziatek miał piątkę a z Dorotką tylko synka. Ale za to – w odróżnieniu od tamtych – Edzio był dzieckiem formalnej (?!) żony swego papy. Zatem Rozyna, widząc zbliżający się koniec swego ukochanego Franciszka, postanowiła zalegalizować swój z nim związek i uczynić całą piątkę (i siebie przy okazji) legalnymi spadkobiercami. Zdążyła w ostatniej chwili – zacny mąż zszedł był, jak się rzekło,  kilkanaście godzin po ślubie. Spadły tym samym notowania Edwarda, natomiast nic nie wiadomo o dacie śmierci pani Doroty ani o ewentualnym jej rozwodzie (unieważnieniu małżeństwa) z Franciszkiem, o ile to małżeństwo zostało rzeczywiście kiedyś wcześniej zawarte. W wyjaśnieniu zagadki ewentualnej bigamii Franciszka w grę mogłaby wchodzić jeszcze hipoteza zmiany wyznania pana Franciszka (na kaliskim cmentarzu ewangelickim także znajdujemy nagrobki pochowanych tam osób o nazwisku Reinstein), choć nie potwierdza tego żaden ślad w dokumentach. Sporo tych niewiadomych, prawda?

  Powyższy materiał powstał w oparciu o materiały przekazane mi przez panią Grażynę Fąfarę – mieszkającą obecnie w Warszawie potomkinię Franciszka Reinsteina. Ponieważ jednak nierozwikłanych zagadek jest – jak widać – sporo, w imieniu pani Grażyny i, rzecz jasna, swoim proszę Sz. Czytelników o ewentualne informacje mogące przyczynić się do rozwiania niektórych przynajmniej wątpliwości. Wystarczy skomentować ten artykuł na stronie www „Życia Kalisza” (zakładka: kultura – historia) lub napisać (zadzwonić) do redakcji. O ewentualnych nowych okolicznościach „w sprawie” chętnie napiszę w kolejnych numerach „Życia Kalisza” tym bardziej, że i tak przygotowuję jeszcze jeden artykuł o, równie ciekawych, kolejach życia progenitury pana Franciszka Reinsteina.

  Póki co, przechodząc koło zlokalizowanego na skrzyżowaniu głównych alejek cmentarza katolickiego na Rogatce fragmentu jego nagrobka, stojącego – nawiasem mówiąc –  niekoniecznie dokładnie w miejscu, gdzie architekt został pochowany, możemy podumać o tym niezwykle zasłużonym dla Kalisza architekcie również jako człowieku „z krwi i kości”, z jego wzlotami, namiętnościami, słabościami i …tajemnicami.
Piotr Sobolewski

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do