Reklama

Imprezowi „żniwiarze”

20/09/2017 12:05

Dożynki w tradycji polskiej to uroczystość organizowana symbolicznie, kończąca okres żniw. W tym dniu, gdy rolnicy świętują, nie brakuje osób, które właśnie zaczynają jednodniowe „żniwowanie”. W torbach znika niemal wszystko, co nadaje się do jedzenia. Małżeństwo próbowało „zaopiekować” się np. całym pieczonym indykiem. Jeden z VIP-ów ubiegłorocznych wojewódzkich dożynek w Liskowie upychał butelki darmowej wódki niemal we wszystkie kieszenie spodni i marynarki. „Żniwiarze” nie są ludźmi z marginesu społecznego.

Od ponad 20 lat dożynki ponownie są ważnym wydarzeniem, które łączy tradycję z teraźniejszością. Obok zespołów ludowych przeprowadzających obrzęd dożynkowy na scenie koncertują wokaliści znani z mediów i płytowych nagrań. Impreza dożynkowa to także uginające się stoły ze smakowitym jadłem. Przygotowują je członkinie kół gospodyń wiejskich. Panie starają się przygotować jak najwięcej oryginalnych i smakowitych potraw. Stoły biesiadne szczególnie zapełniają się, odkąd podczas dożynek organizowane są festiwale smaków. Co ważne – jedzenie eksponowane na stoiskach jest przeznaczone do rozczęstowania pośród uczestników imprezy. I właśnie to przyciąga „żniwiarzy”. Dla nich nie jest ważne, kto występuje na scenie i jak przebiega obrzęd dożynkowy.
                   
„Żniwiarzy” interesują stoiska z potrawami
Powiat kaliski liczy 11 gmin i w każdej corocznie organizowane są dożynki. Na każdej z tych imprez jest kilkanaście stołów z potrawami. Zgromadzone na nich jadło, przetwory, owoce można liczyć nie na dziesiątki, a na setki kilogramów. Np. podczas tegorocznych dożynek gminy Lisków tylko bigosu przygotowano ponad 400 kg.  „Żniwiarze” starają się zgarnąć jak najwięcej tego darmowego jedzenia. Łatwo ich poznać, bo paradują z większymi torbami, niektórzy nie krępują się i chodzą od stoiska do stoiska z torbami w pasy zwanymi „rumuńskimi”. „Żniwiarzami” nie są ludzie z marginesu. Najczęściej  są to mieszkańcy innych gmin, a także Kalisza. Miejscowi tego nie czynią, bo nawet jakby chcieli, to są rozpoznawalni i byłoby wstyd. Nie są to też ludzie młodzi, mają już swoje lata.
                              
Można się opić jak przysłowiowy bąk
Tak twierdził uczestnik tegorocznych dożynek w Liskowie. Nie musiał mnie przekonywać. Wystarczyło na niego popatrzeć. Pamiątką naszej pogawędki jest wspólne zdjęcie. Tacy „żniwiarze” jak mój rozmówca są niegroźni. Nie ma ich wielu, ale w tym roku byłem na dożynkach w pięciu gminach i w każdej widziałem takie osoby. W Koźminku już podczas obrzędu dożynkowego dostrzegłem takich dwóch „żniwiarzy”. Jednym była kobieta, pijana jak ten przysłowiowy bąk. Natomiast w Zbiersku już w czasie mszy św. jeden „żniwiarz” nie mógł utrzymać pionu. Są to osoby uzależnione od alkoholu i dożynki są dla nich okazją do darmowego upicia się. Stoiska przygotowują i częstują różnymi alkoholowymi nalewkami. Wystarczy, że „żniwiarz” obejdzie stoiska, przy każdym wypije dwa kieliszki i nic więcej do szczęścia już nie potrzebuje.
                            
Co zrobić, by „żniwa” były udane?
Jednak taki „żniwiarz” z krwi i kości  nie upija się, co najwyżej posmakuje nalewek. Musi być trzeźwy. Jego interesuje jadło. Najbardziej kiełbasy i inne mięsne przetwory. Ale nie pogardzi  ciastem, owocami bądź innymi smakołykami. Jak tylko istnieje taka możliwość, to obsługuje się sam. Jednak kiedy jedzeniem częstują panie obsługujące stoisko, „żniwiarz” prosi zawsze o kilka sztuk wybranej potrawy, twierdząc, że nieco dalej stoi np. mąż i dwie córki. Oczywiście mąż być może jest, bo „żniwiarze” niejednokrotnie działają parami. Po żonie do stoiska podejdzie po chwili mąż i sytuacja powtórzy się. Tym razem on poprosi o więcej, twierdząc, że to np. dla żony i jej przyjaciółki. Tak zdobyte produkty wędrują do torby. Zdarza się, że do tego samego stoiska podchodzą kilka razy. Jeżeli usłyszą, że już korzystali z poczęstunku, mają na to przygotowaną odpowiedź, że wszystko po drodze rozdali i proszą teraz chociaż dla siebie. Potrafią być niegrzeczni. Z taką sytuacją spotkała się, i to nie raz, moja rozmówczyni.
– Wielokrotnie byłam zespole, który obsługiwał dożynkowe stoisko. Każde ma jakąś superpotrawę, która rozchodzi się w mig. Bywa, że ktoś nie załapie się na poczęstunek. Nie pomagają tłumaczenia, że potrawy już nie ma. Natarczywym głosem takie osoby próbują wymusić, by szukać, bo nie może zabraknąć potrawy. Skoro była serwowana na  stoisku, powinna być do końca imprezy – opowiada członkini KGW.  „Żniwiarze” uwielbiają stoiska przygotowane przez zaproszone delegacje z innych państw, z miejscowości, z którymi współpracuje dana gmina bądź powiat. Udając, że nie tylko nie rozumieją języka, ale także gestów, bezczelnie „bawią” się w samoobsługę i zgarniają ze stołów co się da. Takie zachowania można było obserwować na stoisku mołdawskim podczas tegorocznych powiatowo-gminnych dożynek w Rychnowie.
                         
„Żniwiarzami” bywają również VIP-y
Niejednokrotnie na dożynkach sprawdza się powiedzenie, że okazja czyni z kogoś… no może nie złodzieja, ale „żniwiarza” na pewno. W ubiegłym roku na dożynkach wojewódzkich w Liskowie w rolę „żniwiarza” wcielił się jeden z zaproszonych gości reprezentujący wojewódzką instytucję. Jedna z firm produkujących wódkę wystawiła do poczęstunku kilkadziesiąt butelek napitku. Zastawiono nimi cały blat stołu. Wyglądało to efektownie. Taka wystawka od razu wzbudziła duże zainteresowanie. Wystarczyło kilka minut i osoby, które miały rozlewać wódkę do kieliszków i częstować chętnych, zostały przy pustym stole. „Żniwiarze” łapali po dwie butelki i znikali w tłumie. Natomiast VIP bez skrępowania, bezwstydnie upychał butelki niemal do każdej kieszeni spodni i marynarki – relacjonuje moja rozmówczyni.

Więcej w Życiu Kalisza

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    M - niezalogowany 2017-09-20 12:20:13

    Niestety, obraz przedstawiony w artykule o "żniwiarzach" jest jak najbardziej prawdziwy. Z tym, że bardziej pasowałoby określenie "złodzieje ". Najdziwniejsze jest to, że to właśnie często ludzie o bardzo dobrej sytuacji materialnej wynoszą chylkiem z imprez torby pełne jedzenia i napojów, prezentując całkowity brak klasy. Skąd u nich taka pazerność ? Jak widać, kasa niekoniecznie równa się klasa ;).

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Wróć do