
Sprawą zainteresowaliśmy się po sygnale od czytelników. Informowali, że Straż Miejska Kalisza przyjeżdża na ryneczek przy ul. Legionów i na handlujących nakłada mandaty za sprzedawanie towarów w niedozwolonym miejscu. Problem nasilił się wraz z nadejściem sezonu truskawkowego. Jak się okazało po rozmowach z handlarzami – problem nie tkwi wcale w strażnikach miejskich...
Sprawę komentuje Marcin Stefankiewicz, naczelnik Straży Miejskiej Kalisza:
– Jeżeli jest zgłoszenie, strażnicy muszą jechać na miejsce. Sprawdzamy, czy handel odbywa się zgodnie z przepisami, czy nie. Nie podchodzimy bardzo restrykcyjnie do tych kwestii. Strażnicy są wyrozumiali. Zdajemy sobie sprawę, że to sezon i każdy chce sprzedać swoje plony.
Jak podkreśla naczelnik, za niestosowanie się do przepisów grozi od 20 do 500 zł kary. Problem nie tkwi jednak w kontrolach strażników – sprawa jest bardziej złożona.
Wojna trwa
Na ryneczku nie od dzisiaj trwa walka między handlującymi. Walka o klienta i największą sprzedaż produktów oczywiście. Tej wojny nie widzą ci, którzy na co dzień przyjeżdżają tu chociażby po truskawki czy kwiaty. Problem jest duży, a wiedzą o nim wszyscy sprzedający. – Handluję także w Turku i tam nie ma tego problemu. A tutaj od razu dzwonią „życzliwi” po Straż Miejską. Strażnicy przyjeżdżają, dają upomnienia albo mandaty w wysokości 200 zł. Wiem, że nas rozumieją, ale taka ich praca – mówi jedna z pań, prosząc o zachowanie anonimowości.
Handlarze są zgodni w jednym. Nikt nie obwinia tutaj Straży Miejskiej. – To nie strażnicy, to ludzie są tacy – dodaje inna sprzedająca na targowisku osoba. – Nie możecie pisać, że to wina Straży Miejskiej. Strażnicy nie są tu winni. To wina ludzi, którzy nie potrafią się dogadać – dodaje kolejna.
Ostry ton przyjęła wypowiedź innej handlarki, z którą (również anonimowo) udało mi się porozmawiać. – Jeden drugiemu zazdrości, jeden na drugiego dzwoni. Wychodzą nieporozumienia. Straż Miejska jeśli dostanie zgłoszenie, ma obowiązek przyjechać. To ich praca, za to mają płacone. Uważam, że wszyscy by sprzedali swoje produkty, jest dużo miejsca, tylko nie ma tu zgody, rodzinności. Troszeczkę tu handluję i wiem, jak to wygląda. Jeden drugiego gnębi – mówi.
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia
Walka między handlującymi na ryneczku a handlującymi obok niego trwa. Są jednak i tacy sprzedawcy, którzy rozumieją tę „drugą stronę”. – Ci handlujący są konkurencją dla nas, aczkolwiek pracują ciężko, przyjeżdżają tu, sprzedają swoje plony. Nie do końca tak jest, że ci, którzy mają te plantacje, przyjeżdżają tu i sprzedają. Dużo jest osób, które ustawiają jakąś dziewczynę na chodniku i też handlują – dajmy na to tymi samymi truskawkami. W tym roku jest troszkę spokojniej, ale były lata, że strażnicy przyjeżdżali bardzo często – mówi następna kobieta sprzedająca na ryneczku.
Więcej w Życiu Kalisza
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Oczywiście że to wina Straży miejskiej ! dlaczego? z naszej kasy jest wzywana do prywatnych spraw sprzedawców Czy Straż miejska służy do załatwiania prywatnych spraw? Nie ! jest takie coś jak nie uzasadnione wezwanie Policji czy straży miejskiej mandat 1000 zł i radze to stosować inaczej CBS wejdzie do SM !/? Jesli ktos ma lepszy towar kupuje u tej osoby proste !