
Przez dziesiątki lat na Syberię wyjechało miliony ludzi z biletem tylko w jedną stronę. Teraz nie ma problemów z powrotem. Jednak gdy raz już człowiek zakosztuje jej uroków, Syberia już nigdy nie wyjdzie z jego serca. Wspomnienia tamtejszych ludzi i krajobrazów będą już zawsze żyły w świadomości
Na początku roku już po raz 3 w życiu pojechałem na daleki wschód Rosji. Tym razem dostałem propozycję towarzyszenia podróżnikowi z Wybrzeża. Miałem być fotografem i filmowcem ekspedycji. Na potrzeby wyjazdu trwającego ponad dwa miesiące, zwolniłem się z pracy. Z Moskwy wyjeżdżam koleją transsyberyjską. Po 6 dniach, w których pokonuje 8500 km. wysiadam w Chabarowsku. Do Magadanu docieram samolotem. Tuż za miastem zaczyna się prawdziwa Syberia. Surowa i monumentalna przyroda, przed którą czuć respekt. Przez setki kilometrów po horyzont roztacza się potężna tajga. Miliony ośnieżonych drzew porasta niewysokie góry. Im dalej od wybrzeża morskiego tym robi się chłodniej. Rosyjskie słynne mrozy to nie legenda. Gdy temperatura spadła poniżej –40 stopni Siergiej, kierowca terenowego nissana zatrzymuje auto. Czuję strach, ale ciekawość jest silniejsza. Po raz pierwszy czuje na własnej skórze tak silny mróz. Mam na sobie 2 pary spodni, 2 kurtki. Głowę chronię kominiarką i czapką. Nie można głęboko oddychać, chłodne powietrze dostaje się wówczas do płuc. Do niskich temperatur trzeba się przyzwyczaić i umieć się zachować.
Odmrożeń
nie dało się uniknąć
Kolejnego dnia odmrażam sobie koniec nosa, na szczęście powierzchownie. Przez kilka tygodni jego koniec jest czerwony potem robi się czarna plamka. Od miejscowych nauczyłem się ważnego nawyku. Co jakiś czas palcem dotykam nos i policzki sprawdzając czy wszystko jest na swoim miejscu. Na mrozie cera blednie, cienkie naczynka krwionośne zawężają się. Skóra jest nieczuła na ból. W przeciwieństwie do oparzenia odmrożenia na początku się nie czuje. Znajomy myśliwy ma ciekawy patent na szukanie oznak odmrożenia. Na futrzanej rękawicy ma naszyte małe lusterko, w którym obserwuje swoją twarz. Po kilku dniach podróży terenowymi samochodami trafiam do miasteczka Zyrianka położonego na brzegu potężnej Kołymy. W centrum jest kilkanaście bloków stojących na żelbetonowych palach wbitych w ziemię. Na wiecznej zmarzlinie nie buduje się fundamentów. Latem zewnętrzna warstwa gruntu zamienia się w grząskie błoto. Peryferyjne dzielnice to zespoły drewnianych domków. Ponad dachami widać wiele dymiących przez całą dobę kominów. W miasteczku musi działać wiele kotłowni. Surowa zima trwa tu ponad pół roku.
Rosyjska gościna
Poznaję smak niesamowitej rosyjskiej gościny. 2 tygodnie mieszkam w mieszkaniu znajomej. Marina codziennie gotuje syberyjskie smakołyki. Na stole królują potrawy z ryby i ziemniaków. Uczę się gotować zupę rybną. Do posolonego wrzątku wrzuca się listek laurowy, pokrojoną marchewkę, ziemniaki, cebule. Na koniec dodać należy patroszoną, tłustą rybę z głową oraz odrobinę pieprzu i pokrojoną natkę pietruszki. Mieszkańcy Syberii lubią potrawy proste, tłuste i smaczne. Nie rozumiem ich fascynacji smakiem suszonej, solonej ryby. Gdy spaceruję po ulicach Zyrianki poznaję sporo ludzi. Często sami mnie zaczepiają. Są ciekawi obcych i innego świata. Jednym z nich jest jakucki myśliwy Sokrutow. U niego poznaje smak popularnej na północy stroganniny. Surową, zamrożoną i obraną ze skóry rybę (czir, nelma) struga się na cienkie plastry. Macza się w soli i pieprzu. Jako zakąska pod wódkę nadaje się świetnie. Nie jest jednak dobrym pomysłem najeść się stroganiny na obiad. Żołądek pełen zamrożonej ryby jest jak bomba zegarowa.
Na biegun
Kolejnym moim celem już samotnej wędrówki było dotarcie do bieguna zimna. To najzimniejsze miejsce na Ziemi stałe zamieszkane przez ludzi. Przez wiele lat trwał spór pomiędzy Wierchojańskiem a Ojmiakonem o miano bieguna zimna. Okazuje się, że wydostanie się z Zyrianki nie jest łatwe. Transport ogranicza się do ciężarówek na wysokim zawieszeniu. Kierowcy tych drogowych potworów zaopatrują w towary wiele miejscowości na północy Rosji. Zgadza się mnie zabrać Siergiej,właściciel kamaza. Jego auto brało udział w wojnie w Afganistanie. Kierowca kupił ciężarówkę od wojska, po czym przystosował do jazdy na wielkich mrozach. W baku zamontował podgrzewacz paliwa, podkleił dodatkowe szyby, by nie zamarzały, ogrzał skrzynię ładunkową, przystosował akumulator. 3 dni spędzam w kabinie kamaza. Pokonujemy 600 km przez tajgę i najwyższe jakuckie Góry Czerskiego. Droga często prowadzi po zamarzniętych rzekach. Trzeba uważać na naledź czyli cienki kruchy lód. Nie ma roku, by kilkanaście aut nie wpadło do wody. Na wypadek awarii normalni kierowcy są uzbrojeni w brezentowy namiot, topór, przenośny piecyk na drewno. Pierwszą noc w drodze spędzam w izbuszce – chatce myśliwego Zeni. Ugaszcza tym co ma najlepszego czyli kawiorem i suszoną rybą. Przy domowej roboty samogonie do 3 w nocy słucham myśliwskich opowieści. (mo)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
ciąg dalszy- misjonarz, po takiej kuracji miejscowych, i w niedzwiedziowym odzieniu, już nazajutrz wrócił do zdrowia! Od tego czasu już więcej nie chorował na przeziębienia!
Na myśl przychodzi wspomnienie misjnarza, który chciał wyjechać do Afryki, bo bardzo lubił ciepło. Ale wola Boża chciała inaczej, i trafił na Syberię. Wszystkie najcieplejsze rzeczy kupione w Polsce nie zdały egzaminu w syberyjskich warunkach. Zachorował na zapalenie płuc, wokół żadnego lekarza, więc wierni postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. Dali księdzu do wypicia szklankę gorącego niedzwiedziego tłuszczu zmieszanego z mlekiem. Dostał futro, spodnie, buty,czapkę ze skóry niedzwiedzia.