
, " />
W jednym z poprzednich felietonów wyraziłem ubolewanie, że wśród nazw kaliskich ulic nie znalazły się takie, których patronami byliby – wielce zasłużeni przecież dla naszego miasta – prezydent Kalisza Mieczysław Szarras czy ksiądz Jan Sobczyński. Niniejszym rozwinę tą twórczą refleksję i zaproponuję Sz. Czytelnikom i ewentualnie samorządowym decydentom jeszcze kilka nazwisk zasługujących, moim skromnym zdaniem, na zaszczyt patronowania ulicom w grodzie nad Prosną. W pierwszej grupie umieściłbym osoby związane poniekąd właśnie z działalnością samorządową i społeczną w Kaliszu ale, w jednym przypadku, i służbą państwową. Ten „jeden przypadek” to gen. Franciszek Alter, od 1935 r. dowódca kaliskiej 25 Dywizji Piechoty, z którą w czasie kampanii wrześniowej przebył cały szlak bojowy aż do kapitulacji Warszawy. Wtedy miał możliwość odlotu samolotem za granicę, ale nie skorzystał z niej, pozostał do końca ze swoimi żołnierzami i dostał się do niemieckiej niewoli. W obozie proponowano mu podpisanie volkslisty, ale propozycje tę odrzucił, za co był szykanowany przez władze obozowe. Pobyt w oflagu skutkował u niego ciężką chorobą, w wyniku której zmarł 23 stycznia 1945 r. (symbolicznie – w tym dniu Niemcy ostatecznie uciekają z Kalisza). Jego symboliczny grób znajduje się na rogatkowskim cmentarzu Miejskim. Piotr Sobolewski Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komu ulice, komu? (I)
Drugą postacią jest gubernator Michaił Daragan, który kiedyś miał już nawet w Kaliszu swą ulicę (obecną Ostrowską czy może Asnyka), a przed I wojną był nawet projekt postawienia mu popiersia. O nim samym i jego wielce pożytecznej działalności dla naszego miasta napisano już tomy. I choć wprawdzie był to urzędnik zaborczego imperium rosyjskiego to jednak jego zasługi dla miasta (czasami nawet jakby nieco wbrew szefostwu w Petersburgu) zdecydowanie predysponują go do objęcia patronatu jednej z kaliskich ulic.
Trzecia nominacja usatysfakcjonować powinna głównie (choć może nie tylko) kaliskich turystów, krajoznawców i regionalistów. A tych, jak pokazywała (do czasu ograniczeń pandemicznych) frekwencja na wszelkiego typu regionalnych imprezach krajoznawczych, jest ci u nas dostatek. Baron Stanisław Graeve był pierwszym prezesem powstałego u nas w 1908 r. oddziału Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego, opracował „Przewodnik po Guberni Kaliskiej” z dokładną mapą tejże guberni też (co poniekąd okupił samobójczą śmiercią – ale to dłuższa historia).
Jedźmy dalej. Skoro pisaliśmy już o prezydencie Szarrasie to może zaproponuję też gentelmena sprawującego funkcję prezydencką w latach 1919-1921, Jana Michalskiego. To na lata jego prezydentury przypadły przecież główne działania związane z odbudową zniszczonego przez Niemców do imentu Kalisza. Wykonał więc – w sensie zarządzania i nadzoru – tytaniczną pracę, którą (zaliczymy to na jego plus?) – przez niemal cały czas prezydentury – ostrej krytyce poddawał (dzisiejsza opozycja antyprezydencka przy tym wysiada)… pan Bronisław Koszutski. Brat Koszutskiego – Kazimierz został… następcą Michalskiego a sam Bronisław sprawował funkcję prezydenta w ludowych czasach po II wojnie. Z różnych powodów (mało miejsca na łamach, by ten wątek rozwijać) Koszutskiego nie umieszczę na liście mych kandydatów. A wracając do Michalskiego, był on także – jakby nie było – ministrem w rządzie II RP.
Wśród kaliskich społeczników z przełomu XIX i XX w. swojej ulicy nie doczekał się jeszcze (a mamy już przecież ulice i Parczewskiego i Radwana i Stanczukowskiego) Bronisław Szczepankiewicz. Zacny księgarz (uwzględniony nawet w beletrystyce związanej z Kaliszem), organizator życia kulturalnego w mieście, działający w wielu organizacjach (jako skarbnik Towarzystwa Muzycznego przechował w czasie I wojny i zwrócił – co do kopiejki – kasę Towarzystwa). Poza tym – nazywając jego nazwiskiem którąś z kaliskich ulic – jakiż pyszny kawał uczynilibyśmy wtedy obcokrajowcom, którzy, jadąc na przykład taksówką, musieliby wymówić tą nazwę…
Tą grupę zamknęliby wspomniany prezydent Mieczysław Szarras oraz – jako patron zbiorowy – dzielne kobiety społeczniczki. Nazwa ulicy: Kaliszanek Społeczniczek oddałaby hołd przynajmniej kilku kobietom, których działalność mocno zaznaczyła się w historii naszego miasta (Maria Gałczyńska, Felicja Łączkowska, Ignacja Piątkowska, itd.) a zbiorowy patronat wyeliminowałby przecież ewentualne roszczenia z zaświatów tych Pań, które na swoją osobistą ulicę by się „nie załapały” (a wiemy przecież do czego zdolna jest zazdrosna kobieta).
Teraz zajrzyjmy do szuflady z nagłówkiem „Kultura i Nauka”. Listę otwiera Ryszard Cieślak – najwybitniejszy chyba pochodzący z Kalisza aktor. W każdym razie najbardziej znany w świecie i zdecydowanie mniej – w rodzinnym mieście. Może dlatego, że podziwiać jego kunszt aktorski mogli tylko ci, którzy chadzali do teatrów (i to od pewnego okresu tylko zagranicznych, głównie amerykańskich więc…) natomiast bodaj nigdy nie zagrał w produkcjach filmowych a tym bardziej telewizyjnych. Pisałem już o nim m.in. w „Sekretach Kalisza” (do nabycia tylko w najlepszych księgarniach itp. itd. – polecam niezmiennie), tu tylko przypomnę, że początki aktorskiej kariery wypadły mu w słynnym zespole teatralnym Jerzego Grotowskiego „Laboratorium” gdzie stworzył, obrosłe już legendą, kreacje aktorskie. Później występował, a raczej tworzył, głównie w Stanach, już samodzielnie. Jako pierwszy aktor nieangielskojęzyczny został uznany przez krytyków nowojorskich za najwybitniejszego aktora Off-Broadwayu, a także „aktora największych nadziei”. Krytycy określili kreacje aktorskie Cieślaka jako „natchnione”. Zastanawiam się jak by musiała wyglądać potencjalna kaliska ulica by jej image pasował do tak uduchowionej postaci.
Z ulicą Janusza Dybowskiego jest pewien kłopot. Przez ponad ćwierć wieku jedną z uliczek tworzonemu w latach 80. na tynieckim osiedlu Miła nazwano ulicą Stefana Dybowskiego – ministra w rządzie premiera Cyrankiewicza. Zdecydowanie lepiej pasował do tamtych, wciąż jeszcze komunistycznych, osobowych wzorców. Ale „duma” Kalisza po 1989 r. stopniowo przestaje być naszą chlubą. Wprawdzie dość jeszcze długo nikt ze stosownego urzędu nie docieka niewłaściwej już politycznej proweniencji patrona ulicy (fakt, że cichej i raczej zapomnianej) z osiedla Miła, ale wreszcie zapada decyzja: patrona trzeba zmienić. Wydawać by się mogło, wręcz prosiło się, by nowym patronem został brat Stefana – Janusz. Pisarz, Honorowy Obywatel Kalisza (w 1970 r.). , rodzinnemu miastu z okazji obchodów osiemnastu wieków jego historii zadedykował powieść „Gorące wici”. Akcja powieści rozgrywa się na terenie starożytnej Kalisii w II w. n.e., kiedy rozwijają się kontakty handlowe z imperium rzymskim a w innym utworze „Życie bez liberii”, opisał niszczenie Kalisza przez Niemców w 1914 r. No i wreszcie „Saga grodu nad Prosną” – książka ukazująca antyfaszystowską działalność Polaków niemieckiego pochodzenia – m.in. Fibigerów i Fuldych podczas okupacji. Niestety, powieść stała się przedmiotem krytyki władz, które zobaczyły w niej „gloryfikację Niemców”. W efekcie książka zostaje wycofana z księgarni a posiadacze nielicznych, zachowanych egzemplarzy mogą czuć się szczęśliwcami. Sprawa ta „zabiła Dybowskiego – mówią jego przyjaciele. Okazją do częściowej choć rehabilitacji pisarza była wspomniana patronalna „degradacja” Stefana. Ale – bogać tam. Ktoś władny chwycił wtedy być może Encyklopedię (wcisnął wyszukiwarkę „google”), gdzie z hasłem Dybowski pokazał się jako pierwszy (poniekąd słusznie) Dybowski… Benedykt. Wybitny polski przyrodnik, badacz Syberii i jeziora Bajkał. Zasłużył zapewne na ulicę – ale niekoniecznie w Kaliszu, w którym chyba nie był a i pewnie niewiele o nim słyszał. „Awans” Benedykta przyklepano a tymczasem Janusz Dybowski nadal nie ma u nas skromnej choćby uliczki.
Kolejną niedocenioną w kontekście ulicznego patronatu postacią, której Kalisz co nieco zawdzięcza jest wybitny archeolog Krzysztof Dąbrowski. W roku 1954 został kierownikiem Stacji Archeologicznej IHKM PAN w Kaliszu. Pełnił tę funkcję przez dwie dekady po czym został dyrektorem Państwowego Muzeum Archeologicznego w Warszawie. Od 1950 r. uczestniczył w poszukiwaniach archeologicznych w rejonie Kalisza. Z jego imieniem wiążą się największe chyba odkrycia w Kaliszu i okolicach: na terenie wielkiej osady tzw. kultury przeworskiej z okresu wpływów rzymskich w Piwonicach, cmentarzyska w Wesółkach i podobnego obiektu w Zagórzynie. Dąbrowski prowadził też badania na terenie osad z wczesnej epoki żelaza i wczesnego średniowiecza w miejscu powstawania nowego szpitala na Wydartem i znalezisko najbardziej chyba spektakularne – odkrył domniemane miejsce pochówku Mieszka III i jego syna Mieszka Mieszkowica w kolegiacie na Zawodziu. Poza tym był współorganizatorem obchodów 18 wieków Kalisza, był też współredaktorem i jednym z autorów trzytomowego wydawnictwa związanego z tym jubileuszem. Ewentualny argument, że w Kaliszu mamy już ulice: Marii Dąbrowskiej i Jarosława Dąbrowskiego (nawiasem – mniej niż skromniusie) nie powinien tu chyba mieć znaczenia.
Niedocenionym kaliskim literatem jest być może Stefan Otwinowski. Kończył kaliskiego Asnyka a w 1934 r. otrzymał Nagrodę Literacką Miasta Kalisza, z otrzymania którego to trofeum „wygryzł” wszak samą Marię Dąbrowską i jej „Noce i dnie”. Cieniem na jego postawę kładzie się natomiast fakt, że podpisał rezolucję Związku Literatów Polskich w propagandowym (rok 1953) tzw. procesie krakowskim (zainteresowanych odsyłam do odpowiednich źródeł). Być może fakt, że wśród sygnatariuszy znalazło się także wielu innych uznanych literatów nie stanowi dostatecznej „okoliczności łagodzącej” i Otwinowski swojej ulicy w Kaliszu nie posiada.
Cdn
Komentarze opinie
Podziel się swoją opinią
Wideo zyciekalisza.pl
Stefan Otwinowski ma ulicę na osiedlu Dobrzec P od 1995 roku.
Jeśli chodzi o nazewnictwo ulic, to może by wreszcie zlikwidować idiotyzm dwóch Alej Wolska Polskiego krzyżujących się koło Castoramy pod kątem prostym na światłach. Przy krótszej z tych ulic jest tylko jeden adres (nr 1), więc można ją niemal bezboleśnie oddać jednemu z wymienionych w artykule patronów albo trzymając się logiki nazewnictwa w tym rejonie nazwać ją Aleją Przednią (jest tam już prostopadła do niej ul. Tylna). Co do Daragana, to nie bez powodu jako carskiego urzędnika pozbawiono go ulicy w wolnej Polsce. Biorąc pod uwagę jego zasługi dla miasta można by go jednak upamiętnić tablicą informacyjną, która w pełni objaśniałaby jego rolę.
czyli Konopnickiej też są dwie według tego myślenia
Od objaśniania (roli zaborczego gubernatora) są przewodniki, informatory, artykuły, monografie itd., a nie tablice pamiątkowe.
Dobry artykuł. Szkoda, że dzieciakom w naszych szkołach takiej historii lokalnej pewnie nauczyciele nie przekazują... No chyba, że któryś przekazuje, to niech się odezwie...
Boszszsz..., kolejny nawiedzony wielbiciel Daragana.