
– Gdybym w kieszeni miał ostatnie 150 złotych i alternatywę – kupić nowe spodnie albo część do samochodu, to spodnie zaceruję i kupię część – śmieje się Piotr Jabłoński, właściciel firmy przewozowej, elektronik z wykształcenia, z wyboru pasjonat amerykańskiej motoryzacji
Na placu zlokalizowanym przy ul. Lubelskiej na osiedlu Winiary w Kaliszu stoi kilkanaście aut. Sporo ukrywa się w garażach i hangarach. Niektóre kompletne, inne w częściach, przygotowane do renowacji. Istotne jest to, że zdecydowana większość z nich (z nielicznymi wyjątkami potwierdzającymi regułę) pochodzi zza oceanu.
– Po prostu kocham amerykańską motoryzację. Wielkie gabaryty, „gulgot” potężnych silników. A im starsze, tym lepiej – śmieje się pan Piotr.
„Skazany” za młodu
– Pamiętam, jak wielkie było w rodzinie poruszenie, kiedy ojciec za talony odebrał pierwszego malucha. Po dziesięciu latach, u schyłku komuny, kupił sobie na Zachodzie używanego Golfa, a my z bratem walczyliśmy o tego malucha. Jednak gdzieś w podświadomości, od lat chłopięcych, miałem wkodowany obraz sunącego majestatycznie ulicą Cadillaca, wydobywającego ze swych „trzewi” charakterystyczny gulgot V-ósemki. To był impuls, który zaowocował tym, że zacząłem interesować się amerykańską motoryzacją lat 50., 60, i 70., czyli tym najwspanialszym okresem w jej dziejach – wspomina pan Piotr.
Nie byłoby w tym nic niezwykłego, bo wielu nastolatków „tak ma”. On jednak nie zamierzał ograniczać się do kolekcjonowania katalogów, pism motoryzacyjnych czy resoraków. Chciał mieć prawdziwego amerykańskiego potwora z V8 pod maską.
Potencjał miał już od wczesnego dzieciństwa. – Byłem chyba trochę dziwnym chłopakiem, bo zamiast bawić się w podchody, grać w berka, strzelaninę czy haratać w gałę, wolałem sobie „pogrzebać” w warsztacie. Najpierw przy rowerach i motocyklach, a potem przy samochodach. Najpierw PRL-owskich, następnie amerykańskich – wspomina.
I tak z pasji zrodził się biznes. Pan Piotr bowiem nie restauruje swoich klasyków po to tylko, by potem cieszyć oko. – Nie stać mnie na to. Jeszcze nie – śmieje się.
Do tej pory, czyli przez około 20 lat, sprowadził, wyremontował i sprzedał już kilkadziesiąt samochodów Made in USA. Najstarsze pochodziły z początku lat 70. Mile wspomina np. Pontiaca Trans Ama z 1977 roku (takiego, jakim jeździł Burt Reynolds w filmie „Mistrz kierownicy ucieka”), czy Chevroleta Camaro z 1978 roku. Do tego ma szczególny sentyment. – Kosztował mnie prawie dwa lata pracy i sporo pieniędzy, ale efekt wart był zachodu – wspomina klasyka amerykańskiej motoryzacji, którego... podarował żonie. – Do dziś mam w pamięci jej minę. O niczym nie wiedziała.
Potem były kolejne, spektakularne renowacje. Np. Chrysler Newport z 1971 roku, jedno z największych coupe, jakie kiedykolwiek powstały – 6,4 metra długości i 2,08 metra szerokości. Dwudrzwiowe auto, na którego masce, jak żartuje rozmówca, można się wyspać. Czy Dodge Charger, (znany m.in. z kultowej serii „Szybcy i wściekli” z Paulem Walkerem i Vin Dieselem), którego nawet laikom przedstawiać nie trzeba.
– Mam swoją „listę marzeń”, aut, które muszę mieć i powoli, konsekwentnie ją realizuję – podkreśla.
Więcej w Życiu Kalisza
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie