Reklama

Mafie lekowe - rozmowa z Krzysztofem Szelcem, farmaceutą

26/09/2019 09:23

Rozmowa z Krzysztofem Szelcem, czyli Krzysztofem S. z reportażu Superwizjera o mafii lekowej

ŻK - Przyszedł Pan na spotkanie, więc naocznie stwierdzam, że nikt Pana nie zaaresztował po tym reportażu?
 – Nie. Spokojnie wróciłem z zagranicy i na lotnisku nikt mnie nie zatrzymał.

– Czy mógłby Pan opowiedzieć, jak zaczął się Pana biznes z lekami?
– Wiele lat temu jako młody farmaceuta postanowiłem otworzyć moją wymarzoną aptekę. Była sfinansowana w połowie przez moich rodziców i w połowie przez teściów.
To była apteka Stylowa w Kaliszu, po kinie Stylowe. Jak prawie w każdym biznesie, tak i w moim po roku pojawiły się olbrzymie długi na rzecz hurtowni farmaceutycznych. Zastanowiłem się, jak z tego wyjść. Wtedy podpatrzyłem takich przedsiębiorców, jak Dariusz Miłek, założyciel CCC, który sprzedając buty zaczynał od jednej szczęki. Jemu też nie wiodło się na początku i wtedy zaczął wyprzedawać buty z marżą jedynie 5%  –  tak powstała potęga CCC. Oczywiście, nie mogę, ja płotka, porównywać się z takim rekinem, ale mechanizm działania zastosowałem ten sam. Zacząłem leki traktować jak towar i sprzedawać na niskiej marży, żeby spłacić zadłużenie. To się okazało strzałem w dziesiątkę i fantastycznym pomysłem na biznes.

– Pamiętam jednak, że z powodu oferowania leków po niskich cenach zraził Pan do siebie wtedy innych kaliskich aptekarzy.
– Tak, ale zyskałem zadowolenie pacjentów, którzy kupowali w mojej aptece tańsze leki. To były te czasy, że prawo zezwalało na nieregulowanie cen leków, zarówno nierefundowanych, jak i refundowanych. Gdzieś tam w podświadomości czułem, że to była dobra droga do zbudowania firmy.

– Co było dalej?
– Potem powstała druga apteka w Kaliszu na ul. Górnośląskiej, trzecia i czwarta. Później dołączył do mnie mój wspólnik, z którym zaczęliśmy otwierać kolejne apteki poza Kaliszem. Wyszedłem z długów i przedsięwzięcie zaczęło dobrze prosperować.

– Chyba hurtownię Pan jeszcze prowadził?
– Nie.

– Nie?
– Nie. To są właśnie dziennikarskie konfabulacje, żeby nie mówić brzydko - oszczerstwa. Ponieważ zgodnie z prawem nie można być właścicielem jednocześnie aptek i hurtowni. Nigdy nie byłem właścicielem hurtowni i w żaden inny sposób z hurtownią nie byłem powiązany. Jedyny mój związek z hurtownią to zakupy od nich leków do naszych aptek.

– Ile aptek Pan posiada?
– 56 - w różnych konfiguracjach własności. Część z nich należy do mojej byłej żony.

– Nadal posiadacie te apteki?
- Tak, oczywiście.

- Gdzieś po drodze miał Pan kłopot z prawem...
– To są sprawy z 2011 roku, więc dość stare, bo za trzy miesiące mamy rok 2020. Ja bym to nazwał niedoświadczeniem z młodości. Po wejściu Polski do Unii pojawiły się pewne nowe możliwości. Ktoś tam gdzieś trochę mnie wmanipulował.

– Miał Pan zarzuty prokuratorskie?
– To nie były zarzuty prokuratorskie. Po jakiejś kontroli zostało złożone na mnie jedynie doniesienie do prokuratury przez Inspekcję Farmaceutyczną. Podkreślam, to było jedynie doniesienie, a nie zarzuty prokuratorskie.
Prokuratura po przeanalizowaniu sprawy nie postawiła mi żadnych zarzutów, tylko warunkowo umorzyła dochodzenie. Nawet nie widzieli potrzeby wezwać mnie na przesłuchanie.

– O co donosiła Inspekcja Farmaceutyczna?
 – O prowadzenie sprzedaży hurtowej bez zezwolenia. Nasz spółka w Poznaniu zakupiła leki w jednej likwidującej się aptece, by sprzedawać je w drugiej naszej aptece, z pełna kontrolą temperatury i środków przechowywania itd. Kontrola farmaceutyczna zarzuciła nam hurtowy handel lekami bez zezwolenia na hurt.
– Czyli uratowaliście jakiegoś aptekarza przed bankructwa i zapewniliście pacjentom leki w innej aptece, ale ponieważ nie posiadaliście zezwolenia na hurt, więc to było niezgodne z prawem?

- I tak i nie. Prawo wtedy było niejasne. Np. zabroniona była sprzedaż hurtowa, ale nie zdefiniowano, od jakiej ilości leku zaczyna się sprzedaż hurtowa, a od jakiej detaliczna. Czy 5 opakowań rutinoscorbinu to jest hurt czy detal? Dopiero PiS znowelizował ustawę na tyle jasno, że wiadomo aptekarzowi, co wolno, a co nie.

– Czy miał Pan więcej spraw u prokuratora?

– Były tylko dwie, ale dotyczące tej samej sprawy, po tej samej kontroli. Jedna sprawa, że kupiliśmy leki bez zezwolenia hurtowego, a druga, że sprzedaliśmy te same leki bez zezwolenia hurtowego.

– Czy to miało jakiś związek z wywozem leków z kraju?
– Te leki nigdy nie wyjechały z kraju. Proszę zwrócić uwagę, że apteki, tak samo jak inne sklepy, czasami mogą nie mieć powodzenia albo z innych powodów muszą się likwidować. Co w takiej sytuacji ma zrobić aptekarz, mający na półkach niesprzedane leki za wiele tysięcy złotych? Według obecnego prawa ma tylko dwa wyjścia: zwrócić do hurtowni albo utylizować. W praktyce jednak hurtownie odmawiają przyjęcia zwrotów leków, gdyż zmniejsza to ich zysk. Więc pozostaje utylizacja, a to oznacza stratę dla aptekarza całego majątku, a dla społeczeństwa likwidację dobrych, legalnych leków z dobrymi terminami przydatności, których może brakować pacjentom. Jakież to marnotrawstwo, w czasie, kiedy leków brakuje.
Słyszałem o wielu aptekarzach, którzy w takiej właśnie sytuacji bez wyjścia załamywali się i popełniali samobójstwo. W zeszłym roku było kilka takich samobójstw wśród moich kolegów farmaceutów. O tym się nie mówi, ani na mównicy sejmowej ani w mediach.

– Rozumiem z Pana wypowiedzi, że żadnych innych postępowań w prokuraturze przeciwko Panu nie było?

– Z pełną odpowiedzialnością oświadczam, że te wyżej wymienione były jedynymi postępowaniami, które przeciwko mnie się toczyły w prokuraturze i gdziekolwiek indziej.

– Oglądał Pan reportaż Superwizjera o wywozie leków za granicę?

– Tak, częściowo. Byłem mocno zdziwiony, że reportaż kreuje mnie jako głównego winowajcę procederu wywozu leków. Nie bardzo rozumiem nawet, o co tu chodzi. Przecież niedawno, bo w tym roku, było wiele spektakularnych zatrzymań przez CBA i przez CBŚ policji. Pokazywano nawet w mediach te aresztowania, związane z wywozem leków, więc nie mogę zrozumieć, dlaczego akurat mnie napiętnowano, jakbym był głównym winowajcą tego procederu w Polsce.
W reportażu widziałem, że reporterki jeździły koło mojej firmy czy domu, ale do mnie nie podeszły. Dziwne to bardzo. Gdy dowiedziałem się, że te panie mnie szukały, to dzwoniłem do nich, ale nie odbierały telefonów. Dziwne też jest to, że zostałem pokazany podczas zawodów polo w Śliwnikach w towarzystwie prezydenta Kinastowskiego, któremu jakoś dziwnie nieproporcjonalnie dużo poświęcono uwagi w tym reportażu, pomimo że był tam także poprzedni prezydent trzech kadencji, był wiceprezydent były i obecny, był prezes honorowy stowarzyszenia Samorządny Kalisz itd. Krótko mówiąc jest to bardzo dziwne.

–  Może to wynika z jakiś wewnętrznych rozgrywek w Samorządnym Kaliszu, ale wracając do tematu, proszę powiedzieć, dlaczego brakuje leków w Polsce?

–  Brak leków dotyczy całej Europy. W procesie globalizacji, który dotyka też sektora farmaceutycznego, producenci leków szukają jak najtańszych składników i szukają tego na rynkach azjatyckich, która niekoniecznie spełniają w tym zakresie nasze ostre normy unijne, więc pojawiły się kłopoty.

– Rozmawiałem z posłem Jerzym Kozłowskim, który stwierdził, że mamy do czynienia z gigantycznym wywozem leków za granicę.
– Jest też gigantyczny wwóz do Polski tańszych leków. Uważam, że więcej się przywozi do Polski tańszych leków, niż wywozi, i o tym jakoś nikt programów nie robi. Przecież wystarczy iść do apteki, by się przekonać, że mamy tańsze leki z Grecji, Rumuni, Bułgarii i nikt o tym nie mówi. To są również niewidoczne wojny i rozgrywki między producentami leków. Z drugiej strony, dzięki Bogu, mamy coraz lepiej uszczelniony system obrotu lekami.

– Jest jeszcze problem fałszywych hurtowni, podstawionych na słupa prezesów firm handlujących lekami, fałszywych recept itd. Czy Pan potwierdza, że tak się dzieje?
– Nie mam szczegółowej wiedzy na ten temat. Gdybym miał dokładną wiedzę, o takim procederze, to musiałbym zawiadomić prokuraturę. Zwracam jednak uwagę, że tego typu przestępstwa nie dzieją się tylko po stronie biznesu. Przypomina mi się np. sprawa szefa Wielkopolskiej Izby Aptekarskiej, któremu udowodniono wymuszanie od aptekarza 120 tysięcy łapówki za pozytywną opinię, potrzebną do otwarcia apteki. Sąd zasądził karę finansową i wyrok w zawieszeniu.
Rozmawiał
Arkadiusz Woźniak

Drugi tekst na ten sam temat jest poniżej

 

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Gość - niezalogowany 2019-09-29 20:10:21

    Co za bzdury. Wstyd. Po co pisać takiego gniota. WsZyscy wiedzą jaka jest prawda. Bardzo podoba mi się wątek o PIS;).

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    gość 2019-10-02 21:17:19

    Widzę, że łapa siedzi. Dobrze. Wszyscy wiedzą jaka jest prawda? Ciekawe, napijcie się w tym Kaliszu chłodnej wody więcej, to się ochłodzicie.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do