Reklama

Mały Sajgon

04/09/2022 02:00

Podczas gdy Wrocław z pomocą sprzętu ciężkiego pozbywa się Solpolu – ikony postmodernizmu w Polsce, podobne dzieła sztuki doby polskiego disco-polo w Kaliszu, mają się całkiem dobrze. Hala targowa „Pod zegarem” to murowany konsensus zawarty między miastem i osobami domagającymi się miejsca do handlowania swoim towarem. Dom towarowy – jakby określiła ten budynek kultura budowlana nie trzeciej, a Ludowej Rzeczypospolitej – funkcjonuje bez zarzutu, zgodnie z „powołaniem” już 23 lata. W dzisiejszym felietonie rendez – vous zza lady i zaloty do jednego z najbrzydszych budynków w mieście, choć tak ładnego… 

Nieuchronnie nadchodzi czas studiów nad polskim postmodernizmem. Zrozumienia tych kolorowych dziwów, postawionych w kraju który w latach 90 nie posiadał się ze szczęścia po odzyskaniu pełnej niepodległości. Dziwa to doprawdy małe pojęcia dla tych budowlanych eksperymentów na chudej gospodarce młodej III RP. To coś bardziej jak zjawiska, bo każdy z tych budynków bezczelnie i arogancko zawłaszczał popielatą przestrzeń po PRL-u. Kolorem i formą – w obu przypadkach w nieprawdopodobnie dziwnych konfiguracjach i proporcjach. Wtedy bez pejoratywnych wyzwisk i wołających o pomstę skojarzeń, dziś w najlepszym przypadku – przemilczane, bo nie dość poznane, a dla wąskiego grona interesujących się architekturą – po prostu śmieszne – ale nie w takim dosłownym znaczeniu śmieszności. 

Ponowoczesny Merkury

Skrzyżowanie ulic: Górnośląskiej z Serbinowską, chcąc czy nie, utartym schematem o lekkim zabarwieniu historycznym, musiało dać miejsce na popisy boga handlu. Trasa z centrum w stronę dworca i jedna z większych przecznic tego tranzytu intermiejskiego, siłą rzeczy o których wyżej, nie mogła istnieć bez obrotu towarami. Jeszcze zanim Górnośląska, Górnośląską została, w czasach gdy była Wrocławską, handlowano tutaj działkami. Pisze o tym Maria Dąbrowska w „Nocach i Dniach”. Obrót gruntami w okolicach budującego się węzła drogi żelaznej – dworca kolejowego był łakomą pokusą dla co odważniejszych chcących pomnożyć swój majątek na obrocie nieruchomościami. I wielu się tu udało, co także przeczytamy na kanwie dzieła Dąbrowskiej. Dość przywołać tutaj postać Michaliny Ostrzeńskiej która w temacie „placów” czyniła wielkie wysiłki. Gdy już doczekał się Kalisz dworca w roku 1905 (w stylu rosyjskim niestety – daleko od centrum), przyszedł czas na budowanie – po drodze do tegoż. Przy skrzyżowaniu Wrocławskiej która w międzywojniu stała się Górnośląską, z Serbinowską zaczęły powstawać hotele, kamienice czynszowe i składy najrozmaitszego towaru. Ten stan trwał z przerwą na lata pierwszej wojny światowej aż do 1939 roku. Hotel International należący do Maksymiliana Hopfa, o którym wspominałem przed kilkoma laty, był symbolem owej dążności do obsługi ruchu jaki zapewniała kolej. International szczytem przytulony do interesującej nas dzisiaj działki, jest niemym obserwatorem zmian jakie zaszły przy ruchliwym dziś skrzyżowaniu, na którym wzrok samoczynnie wręcz wspina się po wysokich elewacjach hali spod znaku Merkurego. Ale nim dla bożka lubującego się w obrocie towarem wystawiono przybytek, skojarzyć to miejsce według wielu kaliszan nie było wcale trudno ze stolicą Wietnamu. A więc podobieństwo do Sajgonu – było. Opisu ewakuacji Sajgonu – stolicy jednego z azjatyckich państw – tygrysów, w 1975 roku, gdy z dachu amerykańskiego konsulatu helikopter zabierał wybrańców z miasta pogrążonego w całkowitym rozstroju szybko przetransferowano do języka polskiego. Dziś zupełnie dobrze daje sobie radę z konkurencją z takimi określeniami jak bałagan, chaos czy nieporządek. U ilu z Państwa pamiętających targowisko pod zegarem, na myśl o wspomnieniach tamtego miejsca, przychodzą na myśl podobne i inne określenia? Domyślam, że pula tych słów jest pokaźna. 

Kupieckie liberum veto 

Demontaż ryneczku u zbiegu ulic Górnośląska/Serbinowska – głosił anons z Ziemi Kaliskiej z dnia 9 stycznia 1998 roku. Na poły dzikie targowisko funkcjonowało w tym miejscu mniej więcej od czasu przełomu politycznego. Na zdjęciu z 1985 roku teren ten nie pachnie żadnym towarem, lecz przedstawia mocno nie miejski widok z drewnianymi sztachetami i trawą o którą żadna kosa nie martwiła się zapewne cały rok. Wraz z pierwszymi przekupkami (w 1989 roku doliczano się około 100 osób wystawiających towar), szybko, miejsce to stało się drugim pod względem po „Tęczy”, rynkiem w mieście, gdzie paleta zapachów mogła zszokować. Piotr Kowalski wspomina: Dobre filety z makreli w cieście tam sprzedawali; Grzegorz Kuświk uzupełnia: mgr Jacek Walczak od mięsa i wędlin. Wioletta Chrustek stoi odwrócona tyłem w białym serdaku do dzisiaj można u niej dostać świeże warzywa ‚Pod Zegarem”. Tomasz Sławiński dodaje: (…) ale tam był zawsze syf, pamiętam jak Mama mnie tam wysłała żebym sprzedał swoje stare książki ze szkoły. Wielu do tych impresji sprzed dwudziestu paru laty dodaje także towarzystwo myszy i szczurów, które pojawiały się ze śmiałością zwłaszcza po zamknięciu targowiska wieczorami. 
Ryneczku przy ul. Serbinowskiej nie ma od 1998 roku. Samorząd miasta przymierzał się do likwidacji – brzydkiego według radnych – miejsca. Kupcy wówczas postanowili zawalczyć o swój los i przede wszystkim z planami magistratu. Podjęli protest i skierowali skargi do Prezydenta Miasta oraz Naczelnego Sądu Administracyjnego w Łodzi. Skargi zostały jednak odrzucone, a kilkaset osób miało zostać pozbawionych źródła dochodu. Tylko wielka determinacja spowodowała zmianę postawy Rady Miasta. Jeszcze tego samego roku zostało podpisane  porozumienie, na mocy którego kupcy zobowiązali się do niezwłocznego założenia spółki i na wydzierżawionym od miasta terenie na okres 10 lat, wybudowania dwupiętrowego obiektu. Budynek powstał szybko, bo miejsce z miejscem na handel było w tym miejscu bardzo pożądane.

Architektoniczny żart

Postanowiono zbudować tutaj halę handlową z prawdziwego kapitalistycznego zdarzenia. I nie trzeba specjalistycznej wiedzy z historii sztuki, by przeczytać tę architekturę i doszukać w niej pewnych archetypów. Do mieszczańskich rozwiązań architektury z przełomu XIX i XX wieku, budynek nawiązuje całą swoją sylwetą. Narożne działki w ośrodkach miejskich w tamtym czasie zabudowywano kamienicami z kopułami na narożach – tak samo jak w przybytku Merkurego przy Górnośląskiej. Wystarczy zajrzeć w Kaliszu  na ulicę Pułaskiego by zobaczyć ten historyczny schemat. Więcej narożnych burżuazyjnych pałacyków z kopułami do zobaczenia w Poznaniu, we Wrocławiu, a najwięcej w przemysłowej Łodzi. Uwadze przechodniów mijających kaliską halę „Pod Zegarem” nie powinien ujść gzyms – rozbudowany tak jak nakazywał akademicki dekalog architektury historyzującej sprzed 100 i więcej lat. Jest i imitacja boniowania, są kolumny w formie uciętych rurek.
Postmodernizm miał być antidotum na zmęczenie architekturą modernistyczną oraz jej rygorystycznymi założeniami. Nie jest stylem jednorodnym. Budynki w tej estetyce często posiadają elementy odnoszące się do historii, ale użyte w ironiczny sposób. Niektóre z nich są po prostu rodzajem architektonicznego żartu. Czymś, co w modernizmie było nie do pomyślenia. Umiejętność podejmowania i wskrzeszania najpoważniejszych tradycyjnych kodów to klucz do czytania tej architektury. Gdy już zobaczycie Szanowni Czytelnicy w kształcie tych murów jedną z pysznych kamieniczek w stylu „belle epoque”, koniecznie zajrzyjcie „pod Zegar”. Tam nadal bije tętno kolorowego targowiska z Dalekiego Wschodu. 
Mateusz Halak

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do