
Sukcesem Marka Kmiecińskiego z podkaliskiego Blizanówka zakończył się udział w popularnym teleturnieju „Jeden z dziesięciu”. 17 września wyemitowano odcinek teleturnieju z udziałem pana Marka. Spośród wszystkich uczestników okazał się najlepszy i został zwycięzcą.
- Teleturniej oglądam od początku, to jest od 1994 roku. Podobnie jak ja fanem programu prowadzonego przez Tadeusza Sznuka była też moja teściowa. Niejednokrotnie kiedy podczas wspólnego oglądania teleturnieju znałem odpowiedzi, namawiała mnie abym spróbował swoich sił. Jednak do podjęcia decyzji o udziale w teleturnieju brakowało mi odwagi. Wyręczył mnie syn Mateusz i on nie uprzedzając zgłosił moją kandydaturę. Kiedy pocztą przyszło zaproszenie do udziału w eliminacjach myślałem, że to żart. Przesłano je w zwyklej kopercie zaadresowanej odręcznie, a pismo zawierało bardzo krótką treść, zapraszamy na eliminacje do Wrocławia, odbędą sie 1 kwietnia. 1 kwietnia, to prima aprilis, dzień żartów. Uwierzyłem następnego dnia kiedy podczas oglądania kolejnego odcinka teleturnieju prowadzący T. Sznuk przekazał informację, że najbliższe eliminacje odbędą się 1 kwietnia we Wrocławiu. Pojechałem i na 20 pytań udzieliłem 19 poprawnych odpowiedzi. Tym samym zakwalifikowałem się do nagrania konkursowego odcinka. Czekałem na nie ponad rok a emisja telewizyjna odcinka nastąpiła miesiąc później. Nie wszedłem do finału ale udział uzmysłowił mi czego powinienem się douczyć a także oswoiłem się z kamerą. Już wówczas zdecydowałem, że spróbuję swoich sił jeszcze raz – opowiada pan Marek. Słowa dotrzymał. Ale zgodnie z obowiązującym regulaminem mógł to uczynić dopiero po pięciu latach od pierwszego startu. Czasu nie marnował. Starał się „łapać” wiedzę z różnych dziedzin i różnych źródeł. Do pierwszego występu wiele czasu poświęcił na mitologię. Natomiast przygotowując się do drugiego startu sporo czasu przeznaczył na zgłębianie tajników na muzyki poważnej. – Niespodziewanie przerodziło się to w pasję. Już nie wystarczają płyty i nagrania klasyki, z żoną często wyjeżdżają na koncerty do innych miast.
- Nie ma mądrego w jaki sposób przygotowywać się do tego teleturnieju, spektrum dziedzin, z których padają pytania jest bardzo szerokie. Dlatego dużo czytam, co jest moją pasją. Ale okazuje się, że trzeba „łapać” wiedze gdzie się da i z czego się da, nawet z telewizyjnych wiadomości. Kiedyś oglądałem wiadomości, a jedna z informacji dotyczyła nadania imienia Dworcowi Centralnemu w Warszawie. Patronem dworca został Stanisław Moniuszko. Patrona dworca dotyczyło jedno z pytań podczas eliminacji – pan Marek.
Jest absolwentem Technikum Mechanizacji Rolnictwa w Marszewie. Już wówczas błysnął wiedzą. Jest jedynym w historii szkoły, który przez kolejne przez kolejne trzy lata wygrywał Olimpiadę Wiedzy i Umiejętności Rolniczej. Pierwszą wygrał będąc uczniem pierwszej klasy, pozostawiając w tyle kolegów starszych roczników.
– Czytam bardzo dużo książek. Przeczytam każdą ale głównie historyczne dotyczące Polski. Interesuje mnie też historia Anglii. Ale mam też przeczytane dziesiątki jak nie setki kryminałów, Harlana Cobena przeczytałem wszystkie jakie ukazały się w Polsce - mówi pan Marek.
Urodził się w Kaliszu a od 1984 roku zamieszkał w gminie Blizanów. Po ślubie w 1984 roku zamieszkał w Blizanówku. Imał się różnych prac. Zaczynał w Gminnej Spółdzielni Usług Rolniczych. Po jej likwidacji w 1994 roku rozpoczął wieloletnią, trwającą 28 lat „przygodę” z pracą w Niemczech. W pierwszych latach wyjeżdżał za granicę na trzy miesiące a później na pół roku. Przebywając w kraju pracował np. na stacji benzynowej czy też w gospodarstwie ogrodniczym. Aktualnie jest kierownikiem w firmie Agrotur. Mimo różnych zajęć nie rozstawał się z książkami. Był i jest jednym z najlepszych czytelników Gminnej Biblioteki Publicznej w Blizanowie.
Drugie eliminacje do teleturnieju odbywały się w Poznaniu. Kwalifikowały się osoby, które z 20 pytań udzielili poprawnych odpowiedzi minimum na 17. Dla pana Marka ten wyśrubowany wynik nie stanowił problemu. Przeszedł eliminacje i przyszło mu miesiącami czekać na nagranie. – Tym razem czekałem półtora roku a od nagrania (w Lublinie) do emisji upłynęło jeszcze pięć miesięcy. Zaskoczenie, że wygrałem nie było aż tak duże, bo jechałem tam wierząc, że mam szanse wygrać i stało się. Nie zamierzam kończyć swojej przygody z tym teleturniejem. Jak wszystko ułoży się dobrze, to po upływie regulaminowych pięciu lat znowu zgłoszę się na eliminacje - twierdzi pan Marek.
Grzegorz Pilecki
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie