
Inauguracja nowego sezo-
nu w III lidze odbyła się na boisku Prosny Kalisz, które okazuje się szczęśliwe dla Calisii. Rywal z Gniezna znacznie ustępował spokojnie grającej drużynie gospodarzy. Rozmiary zwycięstwa cieszą, ale inaczej po prostu być nie mogło, gdy patrzyło się nieco zagubiony zespół gości. Gdyby nie taki rutyniarz jak Przemysław Urbaniak, Mieszko wyjeżdżałby z Kalisza ze znacznie większym bagażem bramek. Jednak również byłemu graczowi Lecha Poznań, Widzewa Łódź i Odry Wodzisław puszczały nerwy, kiedy widział, co robią jego koledzy z drużyny.
– No wychodź i łap tę piłkę! – krzyczał na swojego bramkarza kapitan Mieszka.
Filip Chrzanowski największy błąd popełnił jednak w 24. minucie, gdy stojąc kilka metrów przed bramkę dał się zaskoczyć strzałem, a właściwie dośrodkowaniem Mateusza Tywoniuka, który kopnął piłkę niemal z połowy boiska. Bramkarz gości chyba w ostatniej chwili zauważył futbolówkę, bowiem oślepiło go słońce, ale i tak ten gol obciąża jego konto. Kaliszanie mogli już wcześniej prowadzić, a doskonałe okazje mieli Bartłomiej Migawa, Marcin Lis i Daniel Armatys. Wystarczyło trafienie Tywoniuka i worek z bramkami wreszcie się otworzył. Jeszcze przed przerwą Lis zagrał do Błażej Ciesielskiego i piłka mimo interwencji bramkarza znalazła drogę do siatki, a następnie podający sam wpisał się na listę strzelców, ogrywając ze stoickim spokojem defensorów Mieszka i zakładając siatkę nieszczęsnemu Filipowi Chrzanowskiemu. Drugą połowę przyjezdni rozpoczęli już z innym bramkarzem i przydało się to na tyle, że stracili tylko jednego gola. Zdobył go Błażej Ciesielski, który ma monopol na Mieszka, bowiem w trzech ostatnich spotkaniach z tą drużyną pięć razy pakował piłkę do gnieźnieńskiej bramki. Od wyższej porażki gości uchroniła nieskuteczność podopiecznych Grzegorza Dziubka. Znów pechowo sezon rozpoczął Daniel Armatys, który najbliższy zdobycia gola był w 79. minucie, gdy oddał potężny strzał z rzutu wolnego, po którym piłka odbita od poprzeczki znalazła się ponownie 25 metrów od bramki. W końcowych minutach szczęścia i precyzji zabrakło Łukaszowi Wiąckowi i Błażejowi Ciesielskiemu.
– Rywale się pogubili również z tego powodu, że nasi zawodnicy mieli zaskakujące numery na koszulkach. No bo przecież boczny obrońca grał z dziesiątką, środkowy pomocnik z dwójką, a środkowy napastnik z trójką – żartował po spotkaniu bramkarz Calisii, Tomasz Frontczak.
– Wynik jest na pewno pozytywny, ale w przerwie miałem pewne zastrzeżenia do niektórych zawodników. Nie ukrywajmy też, że Mieszko nie stawił nam większego oporu i na pewno już następny mecz będzie o wiele trudniejszy – mówił trener Calisii, Grzegorz Dziubek.
W następnym meczu Calisia zmierzy się beniaminkiem, podobno dysponującym największym budżetem w lidze. Chodzi o Unię Solec Kujawski, z którą kaliszanie zagrają w najbliższą niedzielę. Na razie Unia wygrała z Lubuszaninem Trzcianka, ale rzutem na taśmę, bowiem decydującego gola strzeliła w doliczonym czasie gry. (dd)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie