
Prawie czterdzieści egzemplarzy liczy kolekcja powojennych, polskich (i nie tylko) motocykli należąca do Piotra Olczaka, mieszkańca podkaliskiego Opatówka. Wiele jest już pieczołowicie odrestaurowanych ale ambicją kolekcjonera jest aby wszystkie jednoślady były „na chodzie”
Najstarszym egzemplarzem w kolekcji pana Piotra jest Csepel – niezwykle rzadki motocykl węgierski z 1948 roku, najmłodszym – rosyjski Dniepr 650 z koszem z 1991 roku. Motocykl jest w doskonałym stanie technicznym, trafił do Polski z Ukrainy w ubiegłym roku. Niezwykłe jest to, że przejechał zaledwie niecałe 5 tysięcy kilometrów.
W kolekcji pana Piotra dominują jednak polskie konstrukcje – WSK, WFM, SHL, Gazela, Junak, Komar, Romet ale nie brak również NRD-owskich Simsonów, czeskich Jaw, węgierskiej Pannoni a nawet francuskich i włoskich motocykli. To jednak margines. – Największym sentymentem darzę motocykle polskie z tamtego okresu – podkreśla Piotr Olczak, który nie ukrywa, że z każdym egzemplarzem łączą go bardzo emocjonalne relacje. I trudno się dziwić, biorąc choćby pod uwagę ogrom pracy jakiego wymaga restauracja niemal każdego egzemplarza, czas poświęcony na poszukiwanie części zamiennych i ich astronomiczne ceny. – Faktem jest, że z roku na rok ceny starych motocykli jak i części zamiennych, rosną dramatycznie. Za zardzewiałe konstrukcje z lat 50., 60. i 70 trzeba dziś zapłacić kilka a nawet kilkanaście tysięcy złotych. A egzemplarze odrestaurowane mogą konkurować cenowo z zachodnimi, młodszymi konstrukcjami i (bez wątpienia) znacznie bardziej zaawansowanymi technicznie – amerykańskimi, japońskimi czy brytyjskimi – podkreśla pan Piotr i szacuje, że do tej pory jego pasja kosztowała go co najmniej dwieście tysięcy złotych.
Marzenia kolekcjonera
Kolekcją pana Piotra zainteresowało się opatóweckie Muzeum Historii Przemysłu. Do jesieni czynna będzie wystawa „Wspaniałe czterdziestoletnie – wystawa dwukołowców” na której można podziwiać kilkanaście egzemplarzy – wuesek, wuefemek, eshaelek, komarków, rometów, ogarów, emzetek, Junaka i inne. Pozostałe znajdują schronienie w obszernym garażu w Opatówku w miejscu zamieszkania pasjonata. Niektóre epatują lśniącym, nowym lakierem i błyszczącymi chromami. – Są kompletne, zarejestrowane i gotowe do jazdy – podkreśla kolekcjoner.
Kilku maszynom, już z nowym lakierem, chromami i tapicerką brakuje silników i osprzętu. Pozostałe, w stanie powiedzmy „przedrestauracyjnym” czekają na swoją kolej. Kolekcjoner zapewnia, że wszystkie odzyskają dawny blask.
Piotr Olczak, przedsiębiorca z branży spożywczej z Opatówka, swojej pasji poświęca większość wolnego czasu. Wcześniej, zawodowo nie miał do czynienia z motoryzacją ale o jednośladach z minionej epoki wie wszystko i potrafi opowiadać godzinami. O konstrukcyjnych niuansach, detalach, różnicach pomiędzy modelami, wyposażeniu, etc.
Ceni wszystkie konstrukcje ale szczególnym sentymentem darzy Junaka rocznik 1964 – polskiego Harleya, motocykl o ogromnym, i niewykorzystanym, potencjale. Szczególne miejsce w sercu kolekcjonera zajmuje również Pannonia, którą jeździli dziadek i ojciec Piotra.
Marzy o Sokole – świętym graalu polskiej motoryzacji – kultowej, przedwojennej konstrukcji, obecnie niezwykle rzadkim. I drogim. Ceny odrestaurowanych egzemplarzy Sokoła 600 (jednego z kilku modeli Sokoła – były jeszcze modele 125, 200, 500 oraz 1000 – przyp. pp) przekraczają nawet 100 tysięcy złotych! W przypadku najcięższego modelu z silnikiem o pojemności 1000 ccm – prawdziwego rarytasu dla polskich kolekcjonerów, ceny osiągają nawet 200 tysięcy złotych.
Warto w tym miejscu przypomnieć, że wersja z litrowym silnikiem (CWS M111) oraz model 600 były na wyposażeniu polskiej armii.
Obciążony genetycznie
Nie ukrywa, że pasję do starych jednośladów odziedziczył. Pierwszymi w rodzinnej kolekcji zabytkowymi motocyklami były węgierska Pannonia a później motorower Komar zakupione przez dziadka Władysława.
Tradycję kontynuował ojciec Piotra Grzegorz, który nabył w sumie kilkadziesiąt egzemplarzy, często w stanie agonalnym, które własnoręcznie potrafił doprowadzić do stanu perfekcji nie bacząc na czas i koszty. A syn Piotr asystował i pomagał. – W tej sytuacji nie miałem wyjścia, zostałem kolejnym „opiekunem” kolekcji, jestem genetycznie obciążony – śmieje się pan Piotr.
Ale nie tylko opiekuje się zabytkami odziedziczonymi po przodkach ale stale poszukuje nowych modeli i daje im (z powodzeniem) drugą młodość. Myśli również o rozbudowie garażu dla stale powiększającej się kolekcji.
Perspektywa rodzinnego muzeum? – Niekoniecznie. Robię to głównie z pasji, dla własnej przyjemności i satysfakcji. Z pewnością inspiracją w moim przypadku było to, że obecnie w Polsce praktycznie nie mamy rodzimego przemysłu motoryzacyjnego. Nie produkujemy ani własnego auta ani motocykla. A na dalekowschodnią konstrukcję, która zwie się „Junak” po prostu żal patrzeć – ocenia z goryczą Piotr Olczak i dodaje filozoficznie. – A poza tym, jedni zbierają znaczki, inni – stare monety a jeszcze inni – stare motocykle – odpowiada kolekcjoner w nadziei, że kiedyś pałeczkę przejmie... młodsze, czwarte pokolenie Olczaków. A może i piąte.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie