Reklama

Na 50-letnich motocyklach dojechali do Szwecji

17/08/2016 11:10

Dwóch śmiałków, miłośników starych motocykli, wybrało się na trudną, nieprzewidywalną, sześciodniową wyprawę. Na blisko 50-letnich motocyklach WSK 125 udało im się dojechać do szwedzkiego Malmo.

Na wyprawę wybrali się pasjonaci motocykli Dawid Plota z Kokanina, na co dzień zajmujący się produkcją okien, oraz Jacek Janicki z Godziesz, prowadzący własny warsztat ślusarski. Przed wyjazdem motocykliści nie ustalili docelowego punktu, do którego chcą dojechać. Nie wiedzieli bowiem, na ile sił wystarczy nie tyle im samym, ale ich... motocyklom. Każdy z motorów ma bowiem blisko 50 lat!

Dlaczego Szwecja?
J. Janicki był kilka razy w Skandynawii, m.in. w Szwecji czy Norwegii. Tamtejsze widoki bardzo mu się spodobały. Postanowił tam wrócić. A jako że jest hobbystą i kolekcjonerem motocykli, wpadł na pomysł, by pojechać właśnie na dwóch kołach. – Chciałem, żeby było ciekawie – mówi.
Samemu wybrać się w taką podróż nie jest bezpiecznie. Zaprosił więc do podróży drugiego motocyklowego zapaleńca, a ten  postanowił  z nim pojechać.
Przed wyjazdem skrupulatnie przygotowali motory. Zrobili przeglądy, a jedna z maszyn przeszła drobny remont silnika. Motocykliści przejechali kilkaset kilometrów po polskich drogach, by dodatkowo sprawdzić pojazdy i wyłapać ewentualne usterki.

Ponad dwa tysiące kilometrów
Na przełomie lipca i sierpnia pasjonaci wybrali się w drogę. Postanowili jechać do Skandynawii lądem. Wybrali tzw. Trasę Atlantycką, która zresztą ich zdaniem trochę  na wyrost uważana jest za niezwykłą. Dojechali do przejścia granicznego z Niemcami. Granicę przekroczyli we Frankfurcie, następnie jechali przez Niemcy do Danii, by mostem dotrzeć do szwedzkiego Malmo. – Pojeździliśmy jeszcze po okolicy, ale ze względu na awarie, które się nam przydarzały, postanowiliśmy już nie ryzykować dalszej jazdy i wrócić do Polski. Wróciliśmy promem – z Ystad do Świnoujścia. Zrealizowaliśmy nasz plan, bo plan był taki, by jechać na żywioł. Nie zakładaliśmy, że dojedziemy do jakiejś konkretnej miejscowości – dodają motocykliści, którzy łącznie pokonali ponad 2200 km w sześć dni.

Pod chmurką
Noclegi organizowali sobie sami. – Kolega zabrał samorozkładający się namiot i karimatę. Ja nie zdążyłem takiego kupić i spałem dosłownie pod gołym niebem, przykryty płaszczem przeciwdeszczowym, na karimacie. Owszem, było zimno, zmokłem w jedną noc, ale to był prawdziwy survival – dodaje J. Janicki.

Więcej w Życiu Kalisza

 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do