Reklama

Na ryby! Trudna sztuka nęcenia

26/09/2021 07:00

Dociekliwi wędkarze śledzą wydarzenia w świecie wędkarskim. Większość łowiących nie zwraca na nie jednak uwagi. A szkoda, bo przyglądając się np. przygotowaniom poszczególnych ekip z topu światowego wędkarstwa do zbliżających się zawodów, wsłuchując się w to co mówią, można wyciągnąć wiele wniosków, które później pozwalają osiągać dobre rezultaty w naszym rekreacyjnym łowieniu.  Ostatnio przeżyta przeze mnie przygoda na jednym z łowisk Okręgu Kaliskiego PZW, w pełni potwierdziła słuszność takiego założenia.

   Dlaczego ekipy Anglii, Włoch lub Francji, już na co najmniej tydzień (często dwa tygodnie) przed zawodami, zjawiają się nad wodami, na których rozegrane zostaną mistrzostwa świata lub Europy? A warto pamiętać, że w ich składzie są najlepsi wędkarze spławikowi świata, którzy doskonale znają swój fach. Odpowiedź jest prosta, poszukują odpowiedzi dotyczących sposobów łowienia, doboru zestawów, ale co najważniejsze, optymalnego sposobu nęcenia, wabienia ryb w czasie rozgrywania zawodów. Czy takie wiadomości mogą być dla nas przydatne, przecież nie łowimy w mistrzostwach świata? – zapyta wielu. Wabienie ryb jest trudną sztuką, a o jej skuteczności decyduje duża ilość czynników. Postępując niewłaściwie możemy narobić sobie więcej szkód niż korzyści, nie licząc kosztów, które często nie są małe. Zanim cokolwiek wrzucimy do wody zastanówmy się, bo wyjąć z niej, tego co wrzuciliśmy, już nie będziemy w stanie, a skutki mogą być katastrofalne.

  Na łowisku, na którym mój kolega złowił w trakcie zawodów 25 kg płoci, pojawiłem się w czwartek 16 września. Znałem ten akwen z lat minionych i wiedziałem, że dominującym przez wiele lat gatunkiem jest tu karaś srebrzysty. Pasztety, takie nieco większe jak dłoń, zawsze brały    bardzo agresywnie, nie dopuszczając innych ryb do przynęty. Skąd więc – zastanawiałem się – tak obfity połów płoci? Gdybym nieco więcej czasu poświecił na analizę, być może uchroniłbym się od dużego błędu, ale byłem przekonany o słuszności moich działań. Z założenia, nastawiając się na łowienie płoci, przygotowujemy zanętę dość silnie pracującą. Dlatego użyłem Płoci Dużej z serii Top Gold, firmy Match Pro, która w swoim składzie ma prażone konopie oraz inne ziarna uwielbiane przez płocie. Zakładając, że w łowisku pojawi się też duża ilość karasi, które wyjadają w szybkim tempie spożywkę z łowiska,  postanowiłem dodać również inną zanętę, zwiększając jej ilość. Dodałem Dużego Leszcza z serii Total. To zanęta posiadająca dużo słodkich, grubych frakcji, których nie wyjadają małe rybki. W moich założeniach, miała ona zatrzymać w łowisku większe ryby, gdyby te się w nim pojawiły. Ponieważ głębokość łowiska w miejscu łowienia wynosiła około 2 m, należało także użyć glin, głównie w celu obciążenia części spożywczej. W teorii wydawało się, że wszystko powinno bardzo dobrze współgrać, a ponieważ moje łowienie pozbawione było presji zawodów i konkurentów, liczyłem na świetną zabawę. 
Teraz wróćmy do treningów zawodowców przed wielkimi zawodami. Po co im aż tydzień przygotowań? Po mojej – nie do końca udanej – wyprawie, znalazłem odpowiedź – ponieważ sprawdzają różne sposoby nęcenia i oceniają ich skuteczność w poszukiwaniu najlepszego wariantu. Ich zespoły składają z 5, 6 profesjonalistów, więc zamiast jednej, jak w moim przypadku, odpowiedzi, jednorazowo znajdują ich 5, a mnożąc to przez ilość dni przygotowań i rozpoznania łowiska? 

  Po wygruntowaniu łowiska, 6 kul wielkości pomarańczy powędrowało do wody. Po kilku minutach zjawiły się oczekiwane płocie i zaczął się ich szybkościowy połów. Wszystko grało jak w zegarku, przez pół godziny, ale chwilę później brania ustały. Właściwie nie ustały, tylko płocie nie miały najmniejszej szansy na chwycenie zakładanych na haczyk dwóch dużych, białych robaków. Natychmiast po zarzuceniu zestawu robaki były przechwytywane przez 6-7 cm karasie i czebaczki amurskie. Swoją drogą skąd wzięły się te szkodniki w wodzie PZW, nie wiadomo. Nie było najmniejszych szans, aby przebić się przez ogromne stada niewielkich rybek. Jeżeli już, jakimś cudem, przynęta dotarła do dna, łowiłem płoć, niestety jedną na 15-20 minut. Gdyby to były zawody, przegrałbym je z kretesem i to przez popełniony w nęceniu wstępnym błąd. W całym słupie, od powierzchni do dna, w toni pływały cząstki zanęty, które zwabiły w pole łowienia wielkie ilości maleńkich rybek. To dlatego zawodowcy testują różne sposoby nęcenia, aby nie popełnić błędu, który był moim udziałem. Mój kolega w znakomity sposób wykorzystał możliwości, jakie dawało łowisko, nęcąc w taki sposób, aby zanęta pracowała jedynie na dnie, nie gubiąc drobnych frakcji po drodze jej opadania.
Po godzinnej walce z maleńkimi rybkami, zrezygnowałem z wrzucania do wody zanęty spożywczej. Do pozostałej mi jeszcze gliny, dodałem jedynie niewielką ilość białych robaków oraz pół słoika kukurydzy. Chcąc ominąć szalejące w toni stada malutkich rybek, cztery kule wrzuciłem dosłownie tuż obok trzcin, ale  dość daleko od poprzedniego miejsca łowienia. Teraz, założone na haczyk ziarno kukurydzy, mogło swobodnie opaść na dno łowiska i czekać na ewentualne branie jakiejś większej ryby. Po kilkunastu minutach antenka spławika niespiesznie zanurzyła się pod powierzchnią. Zacięcie, i emocjonujący hol pozwoliły wyjąć z wody pięknego jazia. Brania następowały teraz rzadziej i zapewne w zawodach nie mógłbym konkurować z najlepszymi, ale w ten sposób udało mi się złowić kilka płoci i większych karasi, uciekając od atakujących jak piranie małych rybek. 
Warto przemyśleć sposób nęcenia, bo jest to najważniejszy czynnik łowienia ryb.
Marek Grajek

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do