Reklama

Na ryby! W krainie szczęścia

29/05/2021 06:00

 Bywają takie dni, kiedy wszystko zdaje się sprzyjać i wspierać nasze działania. Jeżeli dotyczy to łowienia ryb, wędkarz może się znaleźć w tytułowej „krainie szczęścia”. Takie przeżycia zdarzają się rzadko, ale jeśli już nadejdą, na długo pozostają w naszej pamięci. Aby tak mogło się stać, musimy jednak spełnić pewne warunki. Piątkowa sesja nad zbiornikiem Pokrzywnica, w miejscowości Trojanów, potwierdziła, że zastosowanie odpowiedniej do miejsca i czasu metody łowienia, może zaowocować dużą ilością złowionych ryb. Choć ryby brały z wielką intensywnością, nie wszyscy łowili je w dużych ilościach. Można zatem wyciągnąć wniosek, że albo stosowali niewłaściwe metody łowienia (wszechobecna gruntówka), albo czynniki przywołujące ryby (zanęta, częstotliwość donęcania itp.) były niewłaściwie dobrane. W mojej ocenie, zastosowanie tego dnia, na tym łowisku, spławikowej metody odległościowej było najskuteczniejszym rozwiązaniem. Złowiłem ponad 40 kg ryb – oczywiście wszystkie wróciły do wody w dobrej kondycji – choć przy pełnej koncentracji byłoby ich na pewno więcej. Największy leszcz miał wagę 2700 g, ale były wśród nich również piękne krąpie o wadze ponad 0,5 kg.  

Sprzęt, którego używałem
  Nad wodą towarzyszył mi Michał, kolega który stawia pierwsze kroki w odległościowym łowieniu. Jemu również udało się złowić kilkanaście leszczy. Ilość pytań, które zadawał w trakcie budowania zestawu oraz podczas wędkowania, uzmysłowiła mi, że zasadnym będzie szersze omówienie zagadnień związanych z wędziskami do „angielki” oraz pozostałym wyposażeniem, które będzie się składało na kompletny zestaw.

  Wędki do spławikowej metody odległościowej nazywanej angielską, najczęściej występują w trzech długościach – 3,90 m, 4,20 m oraz 4,50 m. Często pojawiają się pytania, która długość byłaby najlepsza? Ze względu na dystans, na którym najczęściej łowię oraz głębokość łowisk w Okręgu Kaliskim PZW nie przekraczających 2,5 m, stosuję wędzisko o długości 4,20 m. Zestaw może być zbudowany ze spławikiem zamocowanym na stałe, gdy głębokość łowiska nie przekracza max. 3 m, lub przelotowym, przy większych głębokościach. Do tej pory nie zdarzyło się, aby wędka o tej długości, gdziekolwiek bym łowił, nie sprawdziła się. Łowiąc na dystansie powyżej 30 m zapewne lepsza byłaby długość 4,50 m, ale dla mnie to już zbyt daleko i miałbym problemy z odczytywaniem  brań. Ważna jest również akcja wędziska, ja preferuję te o akcji parabolicznej. Moim zdaniem ułatwiają zarzucanie zestawu, a podczas holu ryb „wybaczają błędy”, które, niestety w miarę upływu lat, coraz częściej się pojawiają. Ważnym parametrem, na który powinno się zwracać uwagę podczas wyboru wędki dla siebie, jest jej siła wyrzutu. Najczęściej spotykane modele mają sygnaturę (jej parametry nadrukowane są na blanku) od np. 5 do 25 g. Oznacza to, że optymalne wykorzystanie parametrów wędziska podczas zarzucania zestawu i holu ryb, uzyskamy wówczas, gdy zastosujemy spławiki od 5 do 25 g. Takimi wędkami ja łowię. Wędka, którą łowił Michał, dedykowana jest do obciążeń od 10 do 25 g. Przy próbie pierwszego zarzucenia zestawu Michała, od razu odczułem jej dużo większą sztywność, choć górny parametr był taki sam, jak w moich wędkach.  Czy można taką wędką łowić lżejszymi lub cięższymi spławikami? Tak, ale przy lekkim spławiku będziemy odczuwali nadmierną sztywność wędki, co w wymierny sposób ograniczy osiągane odległości oraz celność podczas zarzucania zestawu. Przy zastosowaniu cięższych spławików niż te, które wskazują górne parametry, możemy złamać blank wędki przy zbyt silnym rzucie. Dzieje się tak podczas silnych bocznych wiatrów, gdy chcemy osiągnąć daleki dystans (pole nęcenia) i przebić się spławikiem przez „ścianę” podmuchów. Zamykając tę kwestię należy stwierdzić, że wybór odpowiedniego wędziska jest  indywidualną sprawą, uzależnioną od naszych doświadczeń, preferencji i najczęściej stosowanych gramatur spławików. Ważną rolę odgrywa tu także przyzwyczajenie. 

  Spławiki to następny temat, który zaprząta głowę każdego początkującego w tej metodzie wędkarza. Tak Michała, jak i wszystkich wędkarzy, którzy zechcą spróbować swoich sił w tej metodzie, przestrzegam przed syndromem „sroki”. Sam przez nią przechodziłem i wiem o czym piszę. W moim arsenale, w krytycznej chwili, kiedy zrozumiałem, że podążam złą drogą, znalazło się około 150 spławików, z których może 20 nadawało się do użytku. Cała reszta okazała się jedynie kolorowymi gadżetami, które nigdy nie zostały użyte. Dziś wiem, że należy wybrać jedną grupę spławików, najlepiej jednego producenta, i łowić nimi cały czas. Jedyne co powinno je odróżniać, to gramatury, które uzależnione będą od warunków na łowisku oraz dystansu, na którym zdecydujemy się łowić. Poznanie zachowania spławika, wskazywanych przez niego brań, jest podstawowym zadaniem każdego łowiącego. Jeżeli będziemy stale łowili tym samym modelem spławika, stanie się to szybko i pozwoli uniknąć przykrych konsekwencji. Warto jest posiadać w swoim wyposażeniu kilka zdublowanych spławików (taka sama gramatur) w razie np. zerwania zestawu ze spławikiem lub innego wydarzenia. 

  Do dobrych spławików, nie wskazuję tu konkretnego producenta ponieważ jest ich obecnie na rynku co najmniej kilku, zaliczam te, które zaopatrzone są w dolnej części korpusu w obciążenie składające się z kilku metalowych talerzyków. Spławiki bez obciążenia wstępnego stosowane są głównie do sposobu łowienia nazywanego „method waggler”, i stanowią osobny rozdział spławikowych metod odległościowych rodem z wysp brytyjskich. Możliwość zdejmowania wspomnianych talerzyków, pozwala modyfikować ilość obciążenia, które będziemy zakładali na żyłkę. W zależności od sposobu prezentowania przynęty, łowienie z opadu lub z ołowiem sygnalizacyjnym oparty o dno łowiska, różne ilości obciążenia będą umieszczane pod spławikiem. Innym powodem jest dostosowanie zestawu od prądów wody powodowanych wiatrami. 
Woda stojąca, to jedynie nazwa, praktycznie zawsze występuje w niej przemieszczanie się mas wody. Można uznać za zasadę, że na żyłkę poniżej spławika powinno trafiać około 25 procent wyporności spławika, nie więcej jednak niż 30. Tak wynika z doświadczeń wędkarzy, którzy osiągnęli w tej metodzie znakomite, mistrzowskie umiejętności. Warto skorzystać z ich wiedzy, bez przechodzenia przez bardzo wyboistą własną drogę. Zanim zdecydujemy się na zakup dość drogich spławików, warto porozmawiać na ten temat z bardziej doświadczonym wędkarzem lub sprzedawcą w sklepie, który wie o czym mówi. Często niestety sprzedawcom wydaje się że coś na ten temat wiedzą, ale odległościówką nigdy nie łowili. 
Za tydzień ciąg dalszy wiadomości o tej trudnej, ale doskonałej metodzie połowu.
Zanęta, której użyłem składała się z 1 kg Total Dużego Leszcza firmy Match Pro (cena około 7 zł) oraz mieszanki ziemi, z gliną argille oraz wiążącą. Wymieszane razem i połączone z namoczoną dość silnie (przemoczoną) zanętą, stanowiły mieszankę do nęcenia wstępnego. Dodatek niewielkiej ilości parzonych pinek oraz dosłownie kilkunastu dużych białych robaków wystarczył, aby zwabić ryby. Donęcanie co kwadrans jedną niewielką kulką mieszanki, pozwoliło utrzymać je w łowisku przez cały czas łowienia. To była wspaniała sesja. 
Marek Grajek

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do