
Jego motocyklowe popisy zapierają dech w piersiach. Skoki, które wykonuje, są szalenie widowiskowe, ale i niebezpieczne. FMX Rider Marcin Łukaszczyk z Godziesz Wielkich do swoich sukcesów doszedł wytężoną pracą. Obecnie jest najlepszym w kraju zawodnikiem w swojej dyscyplinie.
Wszystko zaczęło się w roku 2006, od małej, własnoręcznie zbudowanej, drewnianej rampy. – Na początku nie szło mi tak, jak chciałem. Dopiero po pewnym czasie nauczyłem się panować nad motocyklem. Pojeździłem trochę motocrossu. Nabrałem trochę doświadczenia, obycia z motocyklem i skoki zaczęły mi się udawać – wspomina Marcin Łukaszczyk, zawodnik freestyle motocross.
Amatorsko, ale wytrwale
Początkowo skoki wykonywał z rampy zbudowanej z desek, a lądował na stercie słomy. Przygoda ze starą CZ-tką zakończyła się połamaną szczęką, i to aż w trzech miejscach. Kiedy zainwestował w japoński motocykl – marki Yamaha – zaczął bardziej profesjonalne treningi i skoki. Jeździł motocross. W końcu wybrał się na zawody FMX Camp, które odbywały się w Zielonej Górze. – Pozwalano tam pokazać się amatorom – opowiada. Marcin zajął na tych zawodach pierwsze miejsce. Został zauważony przez jego obecnego managera Grzegorza Czerwca. To zmobilizowało go do dalszych, częstszych treningów. Rozpoczął studia w Zielonej Górze, dzięki czemu mógł łączyć naukę z treningami.
Ambitny i wytrwały
Jego wytężona praca zaczęła przynosić efekty. Nie obyło się bez kilkunastu złamań, ale to nie zniechęciło go do motocykla. Wręcz przeciwnie – zmotywowało do dalszej pracy. – Chciałem jak najszybciej się wyleczyć i wrócić na motocykl. Byłem uparty, nie odpuszczałem. Miałem połamane dwie nogi. Trzy miesiące jeździłem na wózku inwalidzkim, ale i to mnie nie zniechęciło do skakania. Owszem, były momenty załamania, ale po jakimś czasie wsiadałem na motor, zakładałem kask i problemy mijały – dodaje M. Łukaszczyk.
Więcej w Życiu Kalisza
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie