
Nie będę chyba zbyt oryginalny jeżeli w numerze „Życia Kalisza” wydanym niedługo po Święcie Zmarłych napiszę co nieco o kaliskich nekropoliach. Ale – i tu radzę uwagę wzmóc – nie o tych jedenastu istniejących, które tak tłumnie odwiedzaliśmy kilkanaście dni temu (bo o tychże pisali dużo specjaliści sporego przecież formatu) ale o tych… których już nie ma. Po pierwsze dlatego, że tego wymaga nasz głód wiedzy regionalnej (który to głód próbujemy na łamach „Życia Kalisza” – na zmianę z p. Mateuszem Halakiem – choć trochę zaspokoić), po wtóre – warto mieć świadomość, że wydeptując tu i tam kaliskie bruki stąpamy być może po spoczywających głębiej doczesnych szczątkach naszych kaliskich antenatów
Pominiemy – odkrywane przez archeologów – najstarsze, sięgające kilka tysięcy lat wstecz, miejsca pochówków – skupimy się na historii nowożytnej. Najpierw zajrzymy na Zawodzie. W rezerwacie znaleziono ślady dokonywanych tam pochówków z czasów pogańskich – czego symbolem jest kamienny kopiec-kurhan. Ciekawsze są odkrycia archeologów z okolic kolegiaty, wokół której odkryto 20 grobów z XI-XIII w. na wysokości fundamentów. Szkielety usytuowane były głowami na południowy zachód, Jeden ze zmarłych pochowany był na pewno w trumnie (ślady), pod innym ze szkieletów znaleziono z kolei część główki niemowlęcej. Sobór rzymski z 1059 r. nakazywał by przy wznoszonych nowych świątyniach zostawiano odpowiedni teren do grzebania zmarłych. Były to miejsca święte a synod sieradzki z 1233 groził ekskomuniką za ich profanowanie. Zatem cmentarze znajdowały się (choć ich śladów nie odnaleziono) zapewne również przy świątyniach w osadach przygrodowych – przy kościele NMP na Starym Mieście, przy kościele św. Gotarda na Rypinku oraz na podgrodziu przy kościele św. Wojciecha. W tym ostatnim przypadku istnienie cmentarza zostało kilka lat temu potwierdzone przez archeologów, którzy znaleźli szkielety pod remontowaną posadzką współczesnej świątyni pw. św. Wojciecha.
Teraz przenieśmy się już do miasta lokacyjnego, w którym – zgodnie z cytowaną wyżej zasadą – cmentarz tworzono niemal przy każdym powstającym kościele. Nekropolia przy kościele św. Mikołaja zajmowała spory teren wokół świątyni w tym część nieistniejącej jeszcze ulicy Szklarskiej. Opasany był dość wysokim murem z dwiema bramami. Znajdowała się też na nim murowana kostnica, krzyż misyjny i figura św. Jana Nepomucena (to charakterystyczny element wielu nekropolii). W specjalnie wydzielonej jego części grzebano dzieci. Zachował się też ciekawy zapis o pochówku 13 osób, które zginęły śmiercią gwałtowną i nienaturalną, a ze względu na niemożność przyjęcia ostatnich sakramentów uważane były za przypadki ”szczególne”. I tak miejsce wiecznego spoczynku znalazł tam m.in. w 1742 r. żołnierz Maciej Laskowski, który został zabity przy bramie Wrocławskiej, szlachcic Andrzej Złoty, który dziesięć lat później został za ciężkie zbrodnie ścięty pod ratuszem miejskim. Pochowano tam także Jana Skowrońskiego który zginął w 1792 r. podczas wielkiego pożaru miasta oraz aptekarza Jan Matelskiego, który utonął w 1772 r. Na murach kościoła zawieszono obrazy Pana Jezusa Ukrzyżowanego i Matki Boskiej Bolesnej, przy kościele działało Bractwo Pomocy duszom czyśćcowym. Pochówków na tym cmentarzu – jak i na pozostałych w mieście – zaprzestano na przełomie XVIII i XIX w., za czasów księdza prałata Jana Sobczyńskiego (wielkie remonty świątyni na początku wieku XX) obniżono o niemal metr teren wokół kościoła, likwidując wtedy pozostałości po cmentarzu.
Cmentarz przy kościele franciszkańskim zajmował mniej więcej obszar połowy placu będącego obecnie parkingiem. Przed cmentarzem, znajdowały się parterowe drewniane domki należące do zakonników. Cmentarze przykościelne były miejscem pochówku uboższych mieszkańców miasta (bogatsi i bardziej znaczący trafiali do kościelnych krypt), stąd też nie stały tu żadne pomniki nagrobne, a po istnieniu tych ludzi pozostał często li tylko wpis w aktach zgonu (zwanych „Księgami umarłych”). Jedyną trwałą ozdobę cmentarza franciszkańskiego stanowiła barokowa figura św. Jana Nepomucena. Być może służyła ona również jako tzw. latarnia umarłych, czyli miejsce, gdzie pamięć zmarłych czczono wiecznie płonącą lampką. Niestety, rzeźbę zniszczyli Niemcy. Innym świadectwem pośrednio wskazującym na istnienie tam cmentarza jest znajdujący się nad wejściem do dawnej kaplicy św. Barbary – patronki dobrej śmierci (obecnie bocznej kruchty) napis – (Dzwonię) za konających z odpustami. Treść uzasadniona tym bardziej, że ta część świątyni była też dzwonnicą a nad głównym do niej wejściem wisiał dzwonek loretański. W XIX stuleciu, kiedy zaprzestano już tam pochówków, miejsce domków zajęły kamienice „skutecznie” unicestwione w czasie ostrzału niemieckiego w 1914 r. Po I wojnie ówczesne władze konserwatorskie uznały, iż ten fragment pozostanie niezabudowany, no i mamy tam teraz „urokliwy” parking. Pod którym – co tu dużo mówić – kości zmarłych do dnia dzisiejszego oczekują zmartwychwstania. Choć… przed kilkudziesięciu laty robotnicy wykonujący prace kanalizacyjne w zaułku między kościołem oo. Franciszkanów a tzw. Domem Stilltera znaleźli ludzką czaszkę.
Chronologicznie rzecz biorąc kolejną nekropolią Kalisza był żydowski Kirchol przy Nowym Świecie. W roku 1285 r. Przemysł II zatwierdził sprzedaż części gruntu na Rypinku z przeznaczeniem na założenie cmentarza żydowskiego. Kaliski kahał wziął w dzierżawę od rycerza Rufina teren na wzgórzu a: Rupinjusz, syn Jaska i Żydzi kaliscy(…) zeznali z własnej i nieprzymuszonej woli, że Rupinjusz zapisał swoją dziedziczną górę, położoną na granicy swego dziedzicznego majątku Podgórze(…) starszym Żydom kaliskim i całej ich społeczności na cmentarz dla nich, za cenę wiecznej opłaty 9 talentów pieprzu i 2 szafranu. Cmentarz ten należał do najstarszych nekropolii żydowskich na ziemiach polskich. Wśród pochowanych tam tysięcy wyznawców judaizmu znaleźli najwybitniejsi przedstawiciele tej społeczności. A kiedy cmentarz został „zapełniony”, zasypywano stare groby warstwą ziemi o grubości nawet do 2 metrów, (by dopuścić do profanacji grobu) i stawiano kolejne macewy. W ten sposób powstawała – obrazowo rzecz ujmując – nekropolia, czyli miasto umarłych. Pochówków zaprzestano tam tuż przed II wojną (nowy cmentarz na Podmiejskiej) a w latach 40-tych Niemcy usunęli macewy. Cześć z nich wykorzystali do wyłożenia skarpy rzecznej kanału Rypinkowskiego, inne użyli do utwardzenia ulic itp. Spora część została pod wierzchnią warstwą ziemi na terenie cmentarza. A po II wojnie wiele zgarniętych przez koparki kości wrzucono do zasypywanego – w miejscu, gdzie dziś znajduje się skwer wokół pomnika Marii Konopnickiej – dołu. W latach 80-tych Fundacja Nissenbaumów wydobyła macewy z brzegów skarpy. Po wielu perypetiach macewy i ich fragmenty przewiezione zostały na teren nowego cmentarza przy ul. Podmiejskiej. W latach 60-tych na części terenu zajmowanego przed wojną przez cmentarz, powstało osiedle mieszkaniowe, stacja Pogotowia Ratunkowego oraz Ośrodek Szkolno-Wychowawczy z boiskiem. W 2012 r. nastąpił zwrot terenu cmentarza (połączony z „wykwaterowaniem” szkoły) gminie żydowskiej, której plany – co do tego miejsca – nie są na razie znane.
No i, teraz już krótko, o kolejnych cmentarzach przykościelnych. Takowy znajdował się od początków XIV w. po wschodniej stronie kolegiaty (bazyliki – sanktuarium św. Józefa). Świadectwem jego istnienia – oprócz zapisków dokumentach – jest dzisiaj istnienie tam dzwonnicy (choć obecną jej postać wzniesiono już po zaprzestaniu pochówków w tym miejscu). Wielu podopiecznych zmarłych w szpitalu-przytułku św. Ducha (róg Placu Kilińskiego i Babinej) pochowanych zostało na cmentarzu przy istniejącym też tam kościółku. Ciekawe – część pochówków najuboższych pensjonariuszy odbywało się na koszt szpitala, a administrator odnotowywał wydatki związane z pogrzebem, np. za tronię stolarzowi, ludziom od niesienia co nieśli ciało, od kopania grobu, na świece do kościoła łojowe, śpiewaczom od chowania, na mąkę na opłatki, za płótno na czachuł, a także za stąszki do zawiczowania i na wódkę dla ludzi po pogrzebie
Swój przykościelny cmentarz miał też przyrogatkowski szpital św. Trójcy. W opisie kompleksu czytamy, że składał się on m.in. budynku służącego biedakom za przytułek, który (…) jest tak zapadnięty, że jego okna znajdują się na poziomie ziemi… mieszczącej przyszpitalny cmentarz. Po drugiej stronie miasta (na przedmieściu właściwie) nad Bernardynką, na terenie dzisiejszego parkingu przy ulicy Stawiszyńskiej stał kościółek pw. Św. Walentego z „dużym cmentarzem”. Wracamy na Rogatkę Przed kościołem reformackim (obecnie sióstr nazaretanek) od strony dziedzińca znajduje się zbiorowa mogiła kryjąca szczątki zmarłych, wcześniej pochowanych na przykościelnym cmentarzu zlikwidowanym, jak i inne cmentarze przykościelne w mieście, na początku XIX w., z wierszem ułożonym przez ks. Hieronima Baczyńskiego: Tu w objęcia matki ziemi/ Są złożone kości ludzi,/Które kiedyś razem z twemi/ Na sąd Boga Anioł zbudzi./ Niech odpoczywają w pokoju. Dodatkowo „smaczku” dodaje leżący przed wejściem do świątyni kamień z wyrytym łacińskim napisem (tłum.) Tu leże grzesznik. Na dziedzińcu znajdziemy też kaplicę grobową pw. (a jakże – patronowanie śmierci zobowiązuje) Jana Nepomucena a pół wieku temu stała tam jeszcze olbrzymia lipa otaczająca konarami róg frontonu kościoła. W XIX w. miał na niej wisieć dzwonek, którego dźwięk towarzyszył kolejnym konduktom żałobnym.
O cmentarzu przy kościółku św. Gotarda w osadzie przygrodowej już wspomniałem. Ale i w bliższych nam czasach, przy kolejnej „odsłonie” świątyni znajdował się otoczony parkanem cmentarz. Po roku 1750 zamieszkał tam, w chacie krytej słomą, pobożny pustelnik Benedykt Janiszewski, który nie tylko zbudował modrzewiową kaplicę i swój domek, ale również cmentarz wałem, rowem i płotem żywym otoczył. Obecny cmentarz przed WSK powstał w 1913 r., kiedy mały cmentarz znajdujący się przy kościele nie mógł już służyć parafianom. A był jeszcze kościółek św. Jakuba na Nowym Rynku. Jeszcze po jego rozebraniu pozostał tam mały cmentarzyk, na którym chowano okolicznych mieszkańców. A później z likwidowanego cmentarza robotnicy budowlani deski z ogrodzenia „za kilkanaście groszy sprzedawali handlarzom z fabryk”. W XIX w. Kalisz w ówczesnych granicach wkraczał właściwie bez cmentarzy (bo przepis – wtedy nowe poza miastem) najdłużej chowano na cmentarzach przy kościołach św. Gotarda, św. Trójcy (Rogatka) i św. Walentego.
Na zakończenie należy wspomnieć jeszcze o „Cholerynce” na rogu Widoku i Cmentarnej. Cmentarz ten założono dla olbrzymiej liczby zmarłych wskutek cholery w 1852 r. „Ponoć po trzydzieści osób dziennie chowano na opuszczonej dziś «Cholerynce»” – przekazał Bogumił Kunicki w swoich „Balladach kaliskich”. „Cholerynka”, nie była używana od 1880 r. Mimo to nekropolii nie zlikwidowano, o czym świadczą zapiski z 1935 roku, mówiące między innymi o reparacji parkanu drucianego. Dzisiaj miejsce po cmentarzu symbolizuje krzyż, znajdujący się tuż obok publicznego przedszkola.
Cóż jeszcze (skłoni nas do zadumy)? Mały a już nieistniejący cmentarzyk istniał w czasie II wojny i tuż po niej także na Lisie, wiele szkieletów (pochowanych tam nie do końca formalnie i legalnie w XIX w.) znaleźlibyśmy też w ziemi na zboczach cmentarzy rogatkowskich.
Piotr Sobolewski
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
To bardzo stare zdjęcie,teraz jest tam płac zabaw dla dzieci.Chodzą tam nie tylko się bawić,dzieci i młodzież.Cholerynka była i jest tak została nazwa po chorobie na która ludzie chorowali i tam zostali chowani.