Reklama

Nie strzelać do korektora

07/09/2019 07:00

Nie pierwsi i nie ostatni…” – te słowa powinni pokornie cytować współcześni autorzy, piszący o mieście i regionie kaliskim. Pierwsze publikacje na tematy krajoznawczo-regionalne ukazały się bowiem już dwa wieki temu. Wtedy dotarły do Kalisza idee regionalizmu, które zachęciły do „odkrywania” dziejów miasta przez historyków, archiwistów, ale i publicystów oraz zapoczątkowały powstanie literatury poświęconej miastu. I choć wzmianki i krótkie opisy Kalisza publikowano już znaczniej wcześniej (kaliszanie będą się upierać, że pierwszym autorem, który napisał o ich mieście, był… w II w. Ptolemeusz), to dopiero w początkach XIX w. pojawia się pojęcie „calisiana”, obejmujące książki, druki i rękopisy związane z Kaliszem lub tu wydawane. Wawrzyniec Surowiecki (1769-1827), wychowanek szkoły kaliskiej, a potem ojciec polskiej geografii, opisał Kalisz jako „najznakomitsze miasto krajowe, mające znaczenie od niepamiętnych czasów”. O Kalisii wspomina też, zajmujący się obok historii również geografią świata starożytnego i średniowiecza, Joachim Lelewel.

  Z kolei najstarszym źródłem ikonograficznym jest namalowany przez reformatę Bonifacego Jatkowskiego obraz „Adoracja Matki Boskiej z Dzieciątkiem przez św. Paschalisa de Baylon”, z panoramą miasta w tle.
W 1817 r. z okazji kończącego rok szkolny popisu publicznego uczniów w kaliskim Korpusie Kadetów wydano program, do którego dołączono artykuł uczelnianego wykładowcy Jana Fritschego. Autor „zmierzył sobie w krótkości nadmienić o historii miasta”, polecając uwadze m.in.: grodzisko na Zawodziu (wówczas widziano w nim ruiny zamku), resztki murów obronnych i przede wszystkim „starożytne” kościoły. Wymienia także taką „osobliwość: 

  „Z kościoła św. Mikołaja: Na iedney ze starodawnych ławek […], pomiędzy rozmaitemi rodzajami śmierci, którą zadawano Męczennikom, widać się daie narzędzie, użyte w rewolucyi Francuzkiey do szybkiego ścinania głowy, zwane pod nazwiskiem Gillotiny”. I to wydawnictwo możemy w zasadzie uznać za pierwszy przewodnik (czy jak później nazywano tego typu wydawnictwa – bedeker) po Kaliszu. Kilka lat później w „Dzienniku Warszawskim” redaktor Wójcicki komplementuje: „Miasto Kalisz, stolica województwa tegoż imienia, położone jest w dolinie. Prawie wjeżdżając w samo miasto dopiero ciekawe oko dostrzega gustownych budowli, wiele wspaniałych gmachów i znaczną ludność, co słusznie zjednało Kaliszowi imię małej Warszawy. Położne jest w rozkosznej dolinie bogatej w łąki i pastwiska, nad rzeką Prosną, która je poczwórnie oblewa. Godny wspomnienia ogród parkiem zwany, jakim prócz Warszawy i Puław inne miasta Królestwa szczycić się nie mogą”. 

  Uroki Kalisza i okolic dostrzega nawet „zagranica” (ach, te nasze kompleksy!). W roku 1831 podróżnik Harro Harring notuje: „Okolice są tam nie brzydkie, a miejscowości nawet urocze. Miasto zdradza znamiona wzrastającej kultury. Poza Warszawą nie widziałem podobnego w Królestwie Polskim. Duża fabryka sukna i owczarnie zwiększające dobrobyt”. Cztery lata później w związku z kaliskim „zjazdem cesarzy” ukazała się w Berlinie w języku niemieckim pozycja pt. „Podróż do Kalisza”, a przewodnik – bo tak już należałoby ją nazwać – wzbogacono w dodatku wszechstronnym zestawem wiadomości praktycznych dla podróżujących do naszego miasta: o możliwościach dojazdu, noclegu, rozrywki i wypoczynku. „Pod względem swojej wielkości oraz znaczenia Kalisz zajmuje obecnie trzecie miejsce wśród terenów mieszkalnych Królestwa Polskiego. Niegdyś mocno obwarowany wałami i wieżami, zamienił dziś owe dzieła na przyjazne ogrody, a od czasu wielkiego pożaru (…), który przemienił w popiół istotną część miasta (…) jego wizerunek odmłodniał i wypiękniał”. A ktoś podpisujący się inicjałami W.W napisał: „Każdy przybywający do Kalisza, szczególnie od strony Warszawy, miłego dozna wrażenia wspaniałością i nadobnością różnych gmachów, a zagraniczni zaraz na wstępie tracą przesądy, jakie o nie-porządkach miast polskich były u nich zakorzenione. Śmiało rzucony łuk z kamienia ciosowego przez rzekę Prosnę, wśród samego miasta odnogi tej rzeki kilkakrotnie to miasto dzielące, aby znowu piękne mosty łączyły, zdobnie zabudowane ulice: Warszawska, Wrocławska, Maryańska, miła aleja Józefiny z teatrem, kształtny czworobok rynku i wesoły plac pomnika, poważne świątynie pańskie i gmachy, a przy nich ten rozkoszny park, w którym natura ze sztuką złączona, nadto piękne panoramy przeznaczyła. Wszystko to jest radością malowaną, którą widzieć trzeba, aby określeniu jej z prawdziwym wdziękiem uwierzyć”.

  Ale – gwoli prawdy – opisy Kalisza nie zawsze są takie miłe. Taki oto Zygmunt Gloger (oby dobry Bóg mu to wybaczył, wszak to – jak mawiają uczeni w piśmie – Jego zawód) przekazał dość ponury wizerunek miasta nad Prosną: „Kalisz słynny z mnóstwa szczurów, była to nędzna mieścina, brudna, pełna żydostwa, nie mająca prócz rynku i hotelu Woelffla, murowanych domów... Zbiór ruder, chat i błota. Zapadły na pół ratusz stał pustkami wśród rynku, a kilkadziesiąt kamienic otaczało go, stanowiąc całą ozdobą siedliska władzy departamentowej”. A i nasz Adam Chodyński, pewno z ciężkim sercem, musiał w „Kaliszaninie” przyznać: „Bruki złe, rynsztoki ciasne konserwowały kałuże błota i nieczystości zarażające powietrze, do czego pomagały miazmaty wychodzące z podwórz, chlewów i obór, w których trzoda w środku miasta była trzymana. Służba sanitarna żadna, policyjna niedostateczna, nie chcąca się narażać panom obywatelom. W dniu upału [to uwaga jakże na tą porę - przyp. PS] było to laboratorium najpowszechniejszych wyziewów...”

  Natomiast pierwszym w historii miasta wydawnictwem albumowym było wydawnictwo pt. „Album kaliskie. Ułożone i opisane przez Edwarda Staweckiego. Rysunki S. Barcikowskiego N.S.W.R. Litografie M. Fajansa. Nakładem wydawcy”. Ukazało się w 1858 r. i było jednym z najciekawszych druków o Kaliszu w tamtym stuleciu. Autorem tekstu był  29-letni Edward Stawecki, rysunki wykonał nauczyciel rysunku kaliskiej Wyższej Szkoły Realnej (stąd NSWR) Stanisław Barcikowski. Całość wydano u S. Olgebranda w Warszawie w postaci 4 teczek. Dwadzieścia rysunków reprodukowano w warszawskim zakładzie M. Fajansa. Seria I, zawierająca widoki Kalisza, ukazywała się co miesiąc w postaci pojedynczego zeszytu. Ukazało się pięć takich „poszytów”.  Można go było nabyć w  - jak byśmy dzisiaj powiedzieli - „najlepszych księgarniach” w Warszawie i w Kaliszu. Album można było też zaprenumerować. Na 50 stronach można zobaczyć nie tylko „najcelniejsze pomniki architektury”, ale również dzieła malarstwa, rzeźby i rzemiosła artystycznego oraz Kalisz współczesny autorom. Zabytki „przemawiają legendami”, autor stara się „wyrwać z zapomnienia (...) miejsca uświęcone pamiątkami przeszłości”, zachwycając się jednocześnie majestatem „starożytnych gmachów”. Każdy rysunek poprzedza obszerny tekst, w którym Stawecki stara się „jak najsumienniej ułożyć podług akt miejscowych…” I tak na przykład, opisując  kościół franciszkański, autor pisze: „…gdy wejdziesz do tej świątyni i podniesiesz wzrok w górę, ujrzysz wysoko piękne sklepienie, którego łuki oparte na filarach, misternie wiązane z sobą i upiększone ozdobami gipsowemi; a miedzy temi ozdobami uwydatnia się jedna, powtarzająca się w środku każdego łuku, i jakby przypominająca, że modły nie tylko za siebie nieść nam tu potrzeba”. Warto też zauważyć, że o jednej z naszych głównych dziś atrakcji turystycznych – baszcie Dorotce, po raz pierwszy wspomina właśnie Stawecki. Na końcu wydawnictwa znalazła się errata („Znaczniejsze omyłki”) składająca się raptem z … 4 pozycji.     

  Niestety, autorzy i wydawcy przeliczyli się i z planowanej serii ukazała się jedynie pierwsza część, natomiast druga, z powodu – co tu mówić – nikłego zainteresowania, nie została wydana. Trochę „obciach”, nieprawdaż ? Współczesne wydawnictwa o regionie cieszą się przecież sporym wzięciem wśród kupujących (jak ktoś chce, może to zdanie traktować jako prowokację). Kilka lat temu wydano w Kaliszu reprint tego wydawnictwa – jest więc możliwość wzbogacenia naszych domowych bibliotek o tę interesującą publikację lub sprawienia komuś niekonwencjonalnego prezentu. W każdym razie niedługo po wydaniu albumu Edward Stawecki wziął udział w powstaniu styczniowym, który to udział okupił śmiercią w radomskim więzieniu w kwietniu 1866 r. 

  I jeszcze wyjaśnienie tytułowego apelu o oszczędzenie pana korektora tego artykułu „Album kaliskie” – toż to ewidentny błąd gramatyczny – zagrzmi chór purystów językowych. Otóż nie – kiedy publikację wydawano, słowo „album” było nowością zapożyczoną z łaciny, w którym to języku termin ten był rodzaju nijakiego i do rodzaju nijakiego – w imię związku zgody – dostosowano przymiotnik „kaliskie” (tak jak np. dziecko kaliskie). A o kolejnych albumach, bedekerach i innych wydawnictwach jeszcze kiedyś napiszę.      

Piotr Sobolewski

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do