
Ludzie, którzy, bez względu na wiek, podejmują trud uczenia się czegoś nowego, zasługują na szczególny szacunek. Choćby dlatego, że „to nowe” wywołuje lęk, a mimo to, przełamują się i próbują. Takim wędkarzem, chcącym poznawać nowe techniki łowienia, jest Michał. Podjął trud nauki łowienia odległościówką, a ponieważ początki są zawsze trudne, łowi i pyta, pyta i próbuje, a o to w zabawie nazywanej wędkarstwem chodzi. Ostatnie nasze wspólne wędkowanie nad wodami Szałego, przyniosło kilka pięknych ryb, i duże zadowolenie adepta nowej metody. Poniżej kilka odpowiedzi, które powinni poznać wędkarze, chcący podnieść poziom swojego łowienia.
Diabeł tkwi w szczegółach
Jednym z podstawowych elementów wyposażenia każdego wędkarza powinno być sito. Niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, jak ważne jest przetarcie namoczonej zanęty oraz glin, które stosujemy podczas łowienia. Po namoczeniu zanęty, co obserwuję u wielu łowiących, wydaje się im, że zanęta jest gotowa do użycia. Tak bardzo spieszą się z pierwszym zarzuceniem wędki, że nie zwracają uwagi na szczegóły, a przecież w nich tkwi sedno. Wręcz bagatelizują potrzebę jej przetarcia. Ale wystarczy „niby gotową” zanętę wysypać na sito i potrząsnąć nim, aby zobaczyć jak się zachowuje. Drobne cząstki przelatują, a na sicie pozostają grudki, które po wchłonięciu większej ilości wody tworzą różnej wielkości bryłki. Taka zanęta nie jest jednolita, jej praca będzie zakłócona przez nierównomierne nawilżenie. Zakupione sito będzie służyło przez kilkanaście lat łowienia, dlatego warto ponieść ten wydatek. Takie o wielkości oczek 4 mm, podczas łowienia rekreacyjnego w zupełności wystarczy. Od razu wyjaśnić należy, że jego użycie podnosi wartość zanęty w sposób niewyobrażalny. Drugim czynnikiem, który odgrywa niebagatelną rolę, a odbywa się podczas przesiewania zanęty na sicie, jest jej napowietrzenie. To cząstki powietrza przylegające do kawałków zanęty, powodują jej pracę. Zanęta staje się pulchna i delikatna.
Proces nawilżania zanęty
W zależności od sposobu jej wykorzystania, czy będzie to zanęta do koszyka, czy do lepienia z niej kul i wrzucania w łowisko, wymagała będzie różnych metod nawilżania. Inaczej nawilża się zanętę, którą będziemy łączyć z gliną, a inaczej, kiedy będziemy jej używać samodzielnie. I znowu okazuje się, że w szczegółach ukryte jest sedno.
Zanęta do koszyczka, najczęściej bez dodatku glin, powinna być nawilżana etapami, niewielkimi porcjami wody. Przemoczenie zanęty w większości ją deklasuje. Nawet najlepsza, markowa zanęta, nie spełni swojego zadania, jeśli będzie zalegała na dnie, jak placek plasteliny. Zanęta powinna wydobywać się z koszyczka i wabić ryby z większych odległości. Unoszone przez wodę cząstki wabią zapachem, a te leżące na dnie służą do stworzenia stołówki, do której ryby mają przypłynąć. Po dodaniu wody, kiedy wydaje się, że zanęta jest gotowa, należy odczekać kilkanaście minut. Składniki zanęt nierównomiernie się namaczają, chłoną wodę. Po tym czasie zazwyczaj wymaga ona dowilżenia następną, niewielką porcją wody. Dopiero po całkowitym nawilżeniu zanęty przecieramy ją przez sito.
Dobrana dobrze konsystencja zanęty, to bardzo ważny czynnik, odgrywający decydującą rolę. Jeżeli po wyciągnięciu koszyczka z wody, okaże się, że znajduje się w nim zanęta, możemy wnioskować, że albo mamy przemoczoną mieszankę, albo zbyt silnie ją ubijamy podczas napełniania zanętnika. Dlatego, zanim nabierzemy wprawy, nawilżaniu należy poświęcić dużo czasu i nie spieszyć się do zarzucania wędki.
Zanęta do łączenia z glinami wymaga innego podejścia. Zazwyczaj gliny sprzedawane są w lekko niedowilżonej postaci. Namaczanie glin jest bardzo uciążliwe. Wystarczy dodać do nich nieco wody, a natychmiast tworzą się grudki, które bardzo trudno jest przetrzeć przez sito. Niestety, chcąc osiągnąć dobry efekt wabiący mieszanki, staje się to niezbędne. (Znowu potrzebne sito!) Doświadczeni w używaniu glin wędkarze, nie domaczają ich, a właściwą konsystencję uzyskują dodając przemoczoną zanętę. Tak przygotowana zanęta, nie nadawałaby się do zastosowania w koszyczku. Glina natychmiast po połączeniu z zanętą wyciąga z niej nadmiar wilgoci, tworząc właściwą konsystencję. Również proces namaczania zanęty odbywa się nieco inaczej. Na początek wlewamy większą ilość wody, tworzymy plastelinową masę. Odczekujemy ok. 15 minut i sprawdzamy stopień nawilżenia. Jeśli stwierdzimy, że potrzebna jest większa ilość wody, dodajemy ją już w niewielkich porcjach. Pamiętajmy, zanęta do glin musi być przemoczona. Przecieranie przez sito dobrze namoczonej (przemoczonej) zanęty do łączenia z glinami, jest trudniejsze od przecierania zanęty do koszyczka. Ta różnica potwierdza właściwe jej nawilżenie. Choć wydaje się, że nie jest ważne czy zanętę dodajemy do gliny czy odwrotnie, ja zawsze do odliczonej ilości gliny dodaje zanętę. Uważam, że lepiej i dokładniej można ją wymieszać. Gdyby okazało się, a może się tak stać podczas nabierania doświadczenia, że mieszanka jest zbyt sucha, do nawilżania należy wykorzystać spryskiwacz, tzw. atomizer. Mgła, którą uzyskamy przy jego zastosowaniu, ułatwia sprawę.
Dopiero po takim przygotowaniu mieszanki możemy dodać robaki zanętowe. Dżokers jest znakomitym dodatkiem na wszystkie karpiowate, ale niestety dość drogi i trudny do utrzymania w dobrej kondycji. W większości przypadków połowów rekreacyjnych nie stosuje się go, a używa pinek oraz dużych białych robaków. O ile do koszyczka zanętowego nie ma potrzeby unieruchamiania larw, o tyle zastosowanie ich żywych do tworzenia kul zanętowych jest błędem. Żywe larwy potrafią w bardzo szybkim czasie rozbić nawet mocno sklejoną kulę. Jak to zrobić dobrze? Są co najmniej dwa sposoby przygotowania larw. W pierwszym sposobie, do woreczka z zamknięciem strunowym, wsypujemy potrzebną ilość larw, zalewamy je zimną wodą, a następnie, po usunięciu pozostałego powietrza zamykamy strunę woreczka. Po włożeniu do lodówki i schłodzeniu takiego pakietu, larwy wpadają w letarg i przestają się ruszać. W takiej postaci zabieramy je na łowisko. Pamiętajmy, że woreczek otwieramy tuż przed dodaniem larw do mieszanki, bo w stosunkowo szybko ożywają. Jeśli nie mamy czasu na opisane operacje, a w większości tak właśnie jest, należy larwy sparzyć. I znów okazuje się, że diabeł tkwi w szczegółach, a właściwie w kolejności wykonywanych czynności. Żywe larwy wsypujemy do większego pojemnika i zalewamy… zimną wodą. Dopiero teraz zaczynamy wlewać wrzątek, mieszając całość i obserwując zachowanie larw. Nie można ich zagotować, bo w takiej postaci przestaną być atrakcyjne dla ryb. Teraz wystarczy przepłukać je zimną wodą, i gotowe.
W następnym odcinku cyklu „nie taki diabeł straszny”, dalsze przygody Michała z odległościówką.
Marek Grajek
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Cześć panowie, mam na imie Monika :). Chętnie poznam normalnego faceta. Nie szukam sponsora, nie interesuje mnie jakie masz zarobki, samochód itp. Przede wszystkim cenię kulturę osobistą i poczucie humoru, wygląd dla mnie to sprawa drugorzędna. Zainteresowanych panów zapraszam do kontaktu. Numer telefonu i więcej fotek wrzuciłam na swój profil tutaj: http://panieonline.pl/monika090