
Wystarczy spojrzeć na oficjalne średnie miesięczne temperatury w Polsce, ale w perspektywie minionych 20 czy 30 lat, by zauważyć, że normalnych zim jest mniejszość, gdyż tylko ponad 40%. Większość, to właśnie zimy "nienormalne", gdyż są albo za ciepłe albo za zimne. Właśnie taka zmienność pogody w Polsce jest normalna, a w dodatku można to bardzo precyzyjnie przewidzieć
Miałem okazję wiele godzin rozmawiać z nieżyjącym już meteorologiem amatorem Marianem Głuszkiem z Łańcuta (na zdjęciu), który potrafił dokładnie przewidzieć wiele kataklizmów pogodowych. M.in. wcześniej przepowiedział powódź w Polsce w 1997 roku, tsunami na Dalekim Wschodzie w 2004 roku, oraz wiele mniejszych katastrof pogodowych. Znając terminy ostrzegał ludzi, niestety nie znalazł posłuchu. Wyjaśnił mi swoją metodę, która jest niezwykle logiczna, spójna i klarowna, ale niestety ma jedną bardzo poważną wadę - może wstrząsnąć autorytetami.
Genialna teoria Głuszka trochę degraduje znane nam wszystkim meteorologiczne niże i wyże, a za głównego dyrektora pogody uznaje grawitacyjne przyciąganie księżyca, słońca, Wenus, Jowisza, a także innych planet. Udowadnia to pokazując jak tablice astronomiczne idealnie zgrywają się ze zmianami pogody i kataklizmami. Twierdził, że można spojrzeć na kalendarz astronomiczny, by przewidzieć pogodę nawet na 1000 lat do przodu, ale jak wspominał, oficjalni meteorologowie miło i z uśmiechem go przyjmowali, a potem zbywali twierdzeniem, że na astronomii to oni akurat się nie znają, bo astronomia to przecież nie meteorologia... Po kilku takich wizytach i pismach, do różnych instytucji, do premiera, a nawet do ONZ, zrozumiał, że nie tak łatwo zrobić kolejny przewrót kopernikański i dał sobie spokój.
- Jak będą chcieli, to mnie znajdą - skomentował.
Niestety już nie. Marian Głuszek zmarł.
Dane z kalendarza astronomicznego każdego roku skrupulatnie wkreślał na papier milimetrowy tworząc wykresy, z których potem odczytywał pogodę i ewentualne anomalie na każdy dzień. Jeden z jego wykresów widoczny jest na zdjęciu poniżej,
Rozumiał, ze księżyc potrafi przyciągać grawitacyjnie wodę w morzach i oceanach czyniąc tym przypływy i odpływy, to o ileż łatwiej przyciąga lżejsze od wody masy powietrza wokół Ziemi tworząc znacznie większe, choć niewidzialne dla nas, przypływy i odpływy ziemskiej atmosfery, kształtując tym wahania pogody. Księżyc, choć mniejszy niż Słońce, to jednak ze względu na swoją bliskość do Ziemi ma ponad dwukrotnie większe oddziaływanie grawitacyjne, więc jest głównym dyrygentem pogody. Pomaga mu Słońce, a także planety.
Gdyby krążący wokół Ziemi Księżyc przyrównać do pingpongowej piłeczki ciągle toczącej się w koło po rondzie kapelusza na głowie, to żeby dokładniej naśladować ruch Księżyca trzeba jeszcze owo rondo kapelusza uchylać w górę i opuszczać w dół cyklicznie co 28 dni - tzw. deklinacja.
Z perspektywy ziemskiego obserwatora deklinacja, to 28 dniowa wędrówka Księżyca od Zwrotnika Raka ku Równikowi i dalej ku Zwrotnikowi Koziorożca. Po czym następuje w tył zwrot i powrót do Równika oraz wędrówka do Zwrotnika Raka.
Gdy Księżyc wędruje na przykład od Zwrotnika Raka do Równika, co trwa około tygodnia, to grawitacyjnie ciągnie za sobą również do Równika górne warstwy atmosfery. Żeby jednak na półkuli północnej nie powstała próżnia, to wówczas dolne warstwy atmosfery zaczynają to rekompensować wędrując w drugą stronę, czyli od Równika w stronę bieguna północnego. Mamy wtedy w Polsce cieplejsze powietrze.
Obecnie jest wyjątkowy czas, gdyż wędrujące podobnie jak Księżyc Słońce, lecz w cyklu rocznym, doszło pod koniec grudnia do Zwrotnika Koziorożca "zatrzymało" się i zmieniło kierunek by wracać na północ. Jest to więc krótki ale wyjątkowy okres zmian w kierunku przyciągania atmosferycznego powietrza. To jest istotną, choć nie jedyną przyczyną chwilowej zmiany pogody, którą obserwujemy obecnie.
Więcej i dokładniej o metodzie grawitacyjnej pisałem bezpośrednio po rozmowie z Marianem Głuszkiem tutaj.
Jego blog: https://gluszekweather.wordpress.com/
A.W.