
Kiedy to unikalne w skali nie tylko kraju ale świata autko pojawiało się na ulicach Kalisza budziło powszechne zainteresowanie. Nie było osoby, która nie zatrzymałaby się by dokładniej przyjrzeć się temu cudowi polskiej motoryzacji Mikrus – owi MR 300. Ten w kolorze żółtym pojawiający się co jakiś czas na kaliskich ulicach należy do Leszka Kuźby, mieszkańca Konina. Do Kalisza przyjeżdża, bo ma tutaj rodzinę i grono przyjaciół. Takich jeżdżących aut jeszcze kilka dni temu było zaledwie 10. Od ubiegłego weekendu pozostało 9. W tym roku Mikrus Leszka obchodził 60 urodziny. Niestety w ubiegły piątek w rejonie Konina autko uczestniczyło w wypadku. Mikrus został uderzony w tył przez inne auto zapalił się i spłonął. Na szczęście nie oznacza to, że definitywnie zakończył swój żywot. Dla pasjonatów motoryzacji jest tak swoistą perełką, że będzie odbudowany. Zbigniew Kopras, kolekcjoner starych polskich samochodów i motocykli z podpoznańskiego Fiałkowa zadeklarował pomoc w jego odbudowie i ogłosił ogólnopolską zbiórkę „Odbudowa Spalonego Mikrusa”.
W latach 1956 – 1957 na deskach polskich projektantów powstało szereg prototypów mikrosamochodów. Były to między innymi: P 80, Meduza, Smyk, Mikrus MR 300. Ostatecznie zdecydowano się na produkcję Mikrusa. Samochody produkowano w zakładach lotniczych WSK Mielec i WSK Rzeszów. Dlatego do nazwy Mikrus dodano MR ( od Mielec i Rzeszów). Jego idea zawierała się we wzorze 4x4. Czyli miał mieścić cztery osoby, posiadać czterokołowe podwozie, masę własną 400 kg i spalać 4l paliwa/100 km. Pojemność dwusuwowego, dwucylindrowego silnika o mocy 14,5 KM, wynosiła 296 cm3. Pojazd rozpędzał się od 0 do 70 km/h w czasie nieco ponad pół minuty i uzyskiwał maksymalną prędkość w granicach 85 – 90 km/h.
Zamierzano produkować tysiące Mikrusów
22 lipca 1957 roku w Warszawie zaprezentowano pierwsze prototypy. Pod koniec roku była gotowa pierwsza seria i dwa Mikrusy w wersji kabriolet. Zakładano, że autko kosztujące niewiele więcej od motocykla zyska wielu chętnych
W pierwszej połowie 1958 roku WSK Mielec zakończył produkcję 100 pojazdów, a rok później miało ich być już 5000. Planowano także stworzenie na bazie wersji osobowej małego samochodu dostawczego o ładowności do 200 kg. Tymczasem zamiast zwiększania produkcji, jesienią 1960 roku niespodziewanie zaprzestano jej.
- Tłumaczono to różnie. Oficjalnie względami ekonomicznymi, a w szczególności wysokimi kosztami produkcji przy tak małej liczbie. Ale jest też inna nieoficjalna przyczyna. Mnie wydaje się wiarygodna, mianowicie roszenia niemieckiej firmy Glas, która w tym czasie wywierała naciski na władze naszego kraju by Polska wykupiła licencję umożliwiającą dalszą produkcję Mikrusa. W tym czasie kiedy my zaczęliśmy produkcję firma Glas produkowała Goggomobila. Nieoficjalnie mówi się, że zakupiliśmy dwa jego egzemplarze i z pominięciem licencyjnych procedur, „piratowaliśmy” Mikrusa. Już w 1957 roku tygodnik Auto Moto nr 29/1957 pisał, że „ silnik – nie ukrywając prawdy jest kopią jednej z zachodnich konstrukcji” . W 1959 roku Mikrus miał być prezentowany na Polskiej Wystawie Przemysłowej w Moskwie organizowanej z okazji XV – lecia PRL. Jednak w ostatniej chwili został zdjęty z platformy obrotowej, na której w zastępstwie ustawiono polski motocykl Junak. Mikrus zniknął, bo jego ekspozycja mogłaby wywołać międzynarodowy skandal. W tym czasie nasz kraj podpisywał wiele znaczących umów z państwami zachodnimi. Utrzymywanie nielegalnej produkcji i w dodatku prezentowanie go w Moskwie jako własnego dorobku mogło mieć bardzo niekorzystne następstwa w relacjach z tymi państwami. W efekcie w ciągu trzech lat wyprodukowano zaledwie 1728 aut w tym dwa kabriolety i prototyp auta ciężarowego – mówił Leszek Kuźba.
„Pszczółkę” jak nazywa swojego Mikrusa kupił kiedy auto miało 16 lat. Zapłacił 12 tys. zł. Tyle samo kosztowała wówczas krowa. - Pamiętam ten przelicznik, bo krótko po zakupie rolnik z rejonu Gizałek oferował mi za niego właśnie równowartość krowy. Nie było mowy o sprzedaży. Mikrus był moim pierwszym samochodem i długie lata służył jako podstawy środek komunikacji. W pierwszych latach przejechałem nim ponad 40 tys. km., co na tamte lata było przyzwoitym przebiegiem. Dopiero kiedy przesiadłem się do Skody, swojego Mikrusa zacząłem traktować z większą atencją. Niemniej nigdy nie wzorowałem się na kolekcjonerach, którzy swoje samochodowe perełki trzymają w garażu i wyprowadzają je na krótkie sporadyczne przejażdżki tylko latem i to w słoneczne dni. Swoim autkiem odbyłem wiele podróży w różne i to odlegle zakątki Polski. Co prawda jadę o wiele dłużej ale cóż za frajda kiedy mijający mnie kierowcy przyjaźnie unoszą kciuki, zatrzymują mnie chcąc sfotografować mojego Mikrusa – dodał.
Mikrus w szczegółach
Autko jest zarejestrowane na cztery osoby. Producent od początku podkreślał, że jest to pojazd rodzinny najlepiej dla dwojga dorosłych i dwójki dzieci. Blachy ma dosyć dobre, bo do produkcji karoserii wykorzystywano odpady blach używanych do produkcji samolotów. Napęd to dwa dwusuwowe silniki, które wcześniej montowano w polskich motocyklach WFM. Auto ma niezsynchronizowane cztery biegi plus piąty wsteczny. Do ogrzewania wykorzystywane jest powietrze chłodzące silnik, a przewietrzenie odbywa się przez odsuwane szyby w drzwiach. Ciekawym rozwiązaniem jest 200dm3 bagażnik. Znajduje się z przodu wewnątrz samochodu przed nogami pasażera i kierowcy, niczym wielka kieszeń. Zakładano, że autko kosztujące niewiele więcej od motocykla zyska wielu chętnych. Stąd tak optymistyczne ówczesne prognozy związane z jego produkcją.
„Pszczółka” nie zakończy swojego żywota
Mikrus Leszka nie stał w garażu. Tylko ważne przyczyny powodowały, że nie pojawiał się na zlotach starych aut czy też samochodowych rajdach. Od lat wierną towarzyszką rajdowych i zlotowych wypraw Leszka jest jego córka Małgorzata Kuźba. Sama nie wie kiedy dokładnie podobnie jak ojca dopadł wirus miłości do starych samochodów, a szczególnie do jego „Pszczółki”. – Nie tylko auta ale w pierwszej kolejności ludzie, kolekcjonerzy tych samochodowych cacuszek spowodowali, że nie wyobrażam sobie aby zakończyła się moja przygoda z naszym Mikrusem. Jestem poruszona odzewem z jakim spotkaliśmy się z tatą po feralnym wypadku. Już teraz dziękuję za to, że dali nam takiego kopa i wiarę, że „Pszczółka” znowu pojawi się na drogach – mówiła Małgorzata Kuźba.
Na fcb prowadzona jest zrzutka na odbudowę Mikrusa https://zrzutka.pl/z/ratujmy-historie-polskiej-motoryzacji. Pieniądze można też wpłacać na konto: Fundacja Centrum Motoryzacji Historycznej Zbyszka Koprasa: 84 9043 1012 2012 0010 0100 0001 z dopiskiem Odbudowa Spalonego Mikrusa.
Grzegorz PILECKI
fot. Małgorzata Kuźba
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie