Reklama

Odszkodowanie za internowanie

23/01/2008 14:23

W Kaliszu odbył się pierwszy w Polsce proces o odszkodowanie za stan wojenny

6,5 tys. zł zadośćuczynienia i odszkodowania otrzyma od Skarbu Państwa 68-letni Jan Marciniak, który został internowany po wprowadzeniu stanu wojennego. Pierwszy w Polsce proces odbył się w miniony piątek przed kaliskim Sądem Okręgowym

Jan Marciniak z Kalisza skorzystał z zapisu znowelizowanej ustawy, która przyznaje prawo do odszkodowania i zadośćuczynienia osobom poszkodowanym w okresie trwania PRL. Dotychczas zadośćuczynienie finansowe przysługiwało jedynie osobom represjonowanym do roku 1956. Pierwsza w Polsce rozprawa, w związku ze znowelizowaną ustawą, odbyła się przed kaliskim sądem i najpewniej na rozstrzygnięcie, jakie zapadło w Kaliszu, będą się powoływać inne sądy.

Zapukali o g. 4.30
Kaliszanin, który zdecydował się wystąpić o odszkodowanie i zadośćuczynienie dokładnie pamiętał wydarzenia z nocy z 12 na 13 grudnia. – Dokładnie o g. 4.30 zapukali do mojego mieszkania dwaj SB-cy i milicjant w mundurze – zeznawał przed sądem Jan Marciniak. – Powiedzieli, że mam się ubrać i iść z nimi, ponieważ doszło do jakiegoś wypadku. Wykonałem ich polecenie, wsiadłem do samochodu i pojechaliśmy na ulicę Jasną. Tam jeden z funkcjonariuszy SB wysiadł na chwilę, zabrał z komendy dokumenty i pojechaliśmy do Ostrowa. Po drodze widziałem żołnierzy ogrzewających się przy koksownikach, ale nikt nie powiedział mi, co się dzieje. Zostałem zawieziony na dworzec w Ostrowie, tam w pomieszczeniach Służby Ochrony Kolei zostałem przesłuchany – podałem tylko imię, nazwisko, miejsce pracy, czyli podstawowe informacje. Po przesłuchaniu zostałem przewieziony do aresztu śledczego. Trafiłem do celi, gdzie był nieżyjący już dzisiaj Bronisław Matuszak. Z czasem przywożono kolejnych internowanych. W sumie w jednej celi osadzono 14 mężczyzn. Rano przez kołchoźniki podana została informacja, że został wprowadzony stan wojenny. Nikt z nas nie wiedział, co to oznacza. Zastanawialiśmy się, czy doszło do wybuchu wojny i czy bezpieczna jest moja rodzina – żona i dwóch synów. Nie wiedziałem również, na jakiej podstawie zostałem zatrzymany i osadzony w areszcie. Decyzję o internowaniu dostałem dopiero przed Nowym Rokiem od SB-ka Dąbrowskiego. Zostałem internowany, ponieważ przed wprowadzeniem stanu wojennego byłem organizatorem strajku w Runoteksie.
Jan Marciniak wspominał, że warunki w ostrowskim areszcie były fatalne. – Były wręcz przeokropne – opowiadał. – 14 dorosłych mężczyzn w jednej celi, w której był też ,,kibel’’. W takich warunkach spędziliśmy święta Bożego Narodzenia. W Wigilię przyjechała do mnie w odwiedziny żona i mogłem się z nią zobaczyć. Ale święta w takich warunkach to bardzo nieprzyjemne doświadczenie.
8 stycznia 1982 r. Jan Marciniak został przeniesiony do obozu internowania w Głogowie. Wcześniej mieścił się tam zakład wychowawczy dla nieletnich. – W Głogowie warunki były zdecydowanie lepsze, ale i tak trudno mówić o jakimkolwiek komforcie – zeznawał mężczyzna. – W latrynach trzeba było uważać, żeby nie zostać pogryzionym przez szczury. Było również mnóstwo robactwa. Najważniejsze, że można się było kontaktować z innymi internowanymi i nie było problemów z widzeniami z najbliższymi. Podczas mojego pobytu w Głogowie żona odwiedziła mnie dwa razy. 22 lutego zostałem zwolniony z internowania i wróciłem do Kalisza.
Sąd próbował ustalić, czy podczas internowania Jan Marciniak był bity, poniżany, czy też musiał wykonywać ciężką pracę. Okazało się, że podczas pobytu w Głogowie tylko raz doszło do interwencji funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa i ZOMO. – To było 20 stycznia – wspominał działacz ,,Solidarności’’. – SB i ZOMO wpadło do naszego obozu, zostaliśmy zaprowadzeni do jednego pomieszczenia, a w tym czasie funkcjonariusze przeszukali wszystkie pokoje, wyrzucając wszystko z szaf na podłogę. Jak się okazało, przyczyną interwencji były orły ze styropianu, wykonane przez jednego z internowanych. Poza tym nie było takich sytuacji, nikt też nie był bity. Po powrocie z internowania zgłosiłem się do swojego zakładu pracy, do Runoteksu. Okazało się, że nie mogę zostać przywrócony na stanowisko tkacza. Wcześniej byłem przywódcą strajku i pewnie dlatego zostałem przeniesiony do zupełnie innego wydziału, do farbiarni. Znacznie pogorszyły się więc moje warunki pracy i w efekcie zachorowałem. W 1988 r. przeszedłem na rentę. W związku z tym wnioskuję o przyznanie zadośćuczynienia i odszkodowania w wysokości 25 tys. zł, a więc w takiej, jaką ustalił Sejm.
Prokurator Piotr Bezler z Prokuratury Okręgowej w Ostrowie próbował dowieźć przed sądem, że odszkodowanie w takiej wysokości nie należy się kaliszaninowi. Próbował przekonać sąd, że mężczyzna nie był poniżany, bity i poza przeniesieniem na inne stanowisko pracy (w gorszych warunkach) nie poniósł wymiernych szkód. Wnioskował również o dostarczenie kolejnego dowodu – kopii decyzji o zwolnieniu z internowania. – Tę decyzję oczywiście miałem, ale prawdopodobnie podczas jednego z przeszukań w moim mieszkaniu SB zabrała te dokumenty, podobnie jak samą decyzję o internowaniu. Kopię tego drugiego dokumentu otrzymałem w latach 90. z poznańskiej delegatury Urzędu Ochrony Państwa. Zresztą, jeżeli sąd ma jakieś wątpliwości, może zapytać SB-ka Dąbrowskiego, on mieszka tutaj blisko i może wszystko powiedzieć – mówił Jan Marciniak.

Nikt nie chciałby tego przeżyć za 25 tys. zł
Sąd ustalił jednak, że mężczyzna jest wiarygodny i ten dokument nie jest potrzebny.
– Nie ulega wątpliwości, że mojego klienta spotkały niedogodności – przyznał adwokat poszkodowanego mężczyzny. – Fatalne warunki pobytu, rozłąka z rodziną, niepewność jutra – te sytuacje wprawiły mojego klienta w stan poirytowania. W momencie, gdy wrócił do pracy, okazało się, że skutki internowania będą trwały kilka lat, ponieważ zmieniono mu warunki zatrudnienia. Zadośćuczynienie ewidentnie mu się należy. Przecież nikt z nas nie chciałby przeżyć takiej przyjemności – aresztowania i internowania za 25 tys. zł. Dlatego wnioskuję o zasądzenie całej kwoty – 25 tys. zł.
– Nikt nie kwestionuje cierpień, nikt nie kwestionuje tego, że wnioskodawca był źle traktowany – ripostował w ostatnim słowie prokurator Bezler. – Ale nie poniósł on strat materialnych, dlatego nie można uznać, że należy się odszkodowanie za jakąś szkodę. Pozostaje więc kwestia zadośćuczynienia. Ten proces jest pierwszym  i jego rozstrzygnięcie będzie miało duże znaczenie dla późniejszych wyroków. Ważna wydaje się więc długość internowania. Wnioskujący był internowany przez dwa miesiące i 9 dni, dlatego wnoszę o zasądzenie 5 tys. zł – głównie zadośćuczynienia.
Wyrok zapadł pierwszego dnia procesu. Sąd zdecydował o przyznaniu 6 tys. zł zadośćuczynienia i 500 zł odszkodowania. – Ustawodawca przewidział 25 tys. zł jako kwotę maksymalną za odszkodowanie i zadośćuczynienie, ale wypłacenie jej zależy od okoliczności danej sprawy. Miernikiem oceny są cierpienia związane z pozbawieniem wolności i czas internowania, który w stanie wojennym trwał maksymalnie 12 miesięcy. W przypadku wnioskodawcy jest to okres nieco ponad dwóch miesięcy (...) i w tym przypadku sąd uznał, że kwota 6,5 tys. zł jest odpowiednia – uzasadnił wyrok przewodniczący składu sędziowskiego Krzysztof Patyna. Sędzia podkreślił również, że Jan Marciniak nie poniósł zbyt dużych strat materialnych, ponieważ jego żona otrzymywała w czasie internowania wynagrodzenie za pracę męża.
Wyrok nie jest prawomocny. Po jego ogłoszeniu Jan Marciniak zapowiedział, że choć odszkodowanie, które otrzymał, jest o wiele niższe od jego oczekiwań, nie będzie się odwoływał od wyroku. – Nie stać mnie na to – zakończył kaliszanin.
Swoją drogą sprawiedliwiej  byłoby, gdyby takie odszkodowania płacili z własnej kieszeni ci, którzy wcześniej przyczyniali się do popierania PRL-u.

Jakub Banasiak
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do