Reklama

Opowieści niezwykłej treści.  Asnyka 70+

27/09/2020 06:00

Czasem wywiad z jedną osobą przyniesie nie tylko świetny materiał do cyklu takiego jaki mam przyjemność dla Państwa prowadzić, ale też mnóstwo skojarzeń rodzinnych. A jeśli dodać do tego, że wszystkie te „newsy” dotyczą budynku, który już nie istnieje, to zaczyna się prawdziwa zabawa w chowanego. Dziś słowo o pewnej czynszówce niegdyś stojącej w górnym odcinku ulicy Adama Asnyka

Asnyka Adama, czy może Daragana?
   Zgaduję, że gros z Państwa do tej historii dopisze i własne wspominki. Wszak ulica Adama Asnyka przecina jedno z najludniejszych osiedli w Kaliszu. O ulicy mającej za patrona wybitnego lokalnego literata, dotychczas ustalono stosunkowo mało faktów historycznych, Owszem, wiadomo, że bita droga w kierunku południowego zachodu, równoległa do ulicy Górnośląskiej, powstała z jednej przyczyny, którą była budowa dworca kaliskiego na początku XX wieku. Wiadomo też, że kaliski banhof był niczym katalizator dla urbanizacji tej części naszego miasta. Tutaj w utopijnych planach architektów i urbanistów miała powstać burżuazyjna dzielnica Kalisza, na podobieństwo ulic Kazimierza Pułaskiego i Śródmiejskiej czy alei Wolności. I pewnie tak by wyglądała Asnyka, Legionów, Górnośląska, gdyby nie Wielka Wojna z roku 1914, która obróciła Kalisz w wielką stertę kurzu. Jeszcze przed pierwszą wojną światową, na moment dziejowy, dzisiejsza Asnyka, nosiła nazwę Michała Piotrowicza Daragana – gubernatora kaliskiego z przełomu XIX i XX wieku, któremu nasz gród zawdzięcza wiele dobrego budowania i rozwój kulturowy. Była to swojego rodzaju podzięka od Kaliszan dla carskiego urzędnika. Asnyka wszak była poniekąd jego dziełem; powstała jak już wspomniałem, jako następstwo budowy węzła kolejowego. Do 1914 roku pobudowano tutaj raczej małomiasteczkowe kamienice, gdzieniegdzie poprzedzielane ogrodami z dworkami w stylu polskim i małymi fabrykami. W tym „zestawie” architektonicznym, z którego tak mało uwieczniono na fotografii, wyróżnia się czynszówka pod nr 73 (numeracja według wspomnień udzielającej mi wywiadu). Była to ponad przeciętnych rozmiarów kamienica z dwoma długimi oficynami sięgającymi niemalże do ulicy Górnośląskiej. W latach 50. pomieszkiwała w niej Pani Janina Rymkiewicz.

Przewodnik po nieistniejącym miejscu
  Okna były przestarzałe (…) piękne, ale nie do życia. Zimą całe pooklejane bo inaczej byśmy pomarzli. Mieszkaliśmy na drugim piętrze, o takim samym rozkładzie pomieszczeń jak w lokalu pod nami – należącym przed wojną do właścicieli. Nasze mieszkanie w rzeczywistości było wydzielonym lokalem ze znacznie większego. Mieliśmy około 70 metrów kwadratowych. Gdy budowano dom, nasze oraz 3 inne mieszkania od frontu miały po 150 metrów kwadratowych. W pamięci Pani Janiny, zostały szczegóły które wzbudzają wielki szacunek. Minęło wszak 70 lat od czasu jej wyprowadzki z Asnyka. Moja rozmówczyni wspomina kafelki na klatce schodowej: były niebieskie i zielone. W kwiaty i gałęzie, takie długie. Na parterze niestety zamalowane przez jakichś chuliganów, na czwartym piętrze zaś popękane i nieposzanowane. Tam na samej górze mieszkała jakaś niezdrowa rodzina. Było jeszcze poddasze, które zdawało się trochę przerażające. Las drewnianych filarów i dziurawy dach, pod którym przez cały czas ustawiano miski a nawet zużyte wanny na deszczówkę. O dom nie dbano. (…) Nasz piecowy, Pan Jędras dbał o kamienicę jak o swoją. Trochę jak Popiołek z serialu Dom. Opalał dom i sprzątał. Miał ciężką rękę dla kogoś kto nie szanował czyjejś pracy. I mnie się dostało za bieganie po mokrej klatce schodowej w butach wprost z dzikiej piaskownicy. (…) 

  Kamienica była bardzo wysoka. 4 piętra i poddasze. Takiego budynku nie było w okolicy. Miałam przyjemność być kiedyś na dachu, choć było to bardzo wbrew mamie. Widać było cały Kalisz. Na jednej z anten zatknęliśmy nieznaną nam flagę która trzepotała tam kilka dni, nim nie zorientował się Jędras. Cały parter kamienicy od Asnyka przeznaczony był na usługi. Za moich czasów funkcjonował magiel i jakieś drobne artykuły przemysłowe. Było też można tam naprawić rower a był to jeden z chyba nielicznych tego typu punktów naprawy, bo ludzi przyjeżdżało dużo. Już po wyprowadzce, dowiedziałam się, że w oficynie był mały punkt skupu butelek. W oficynie mieszkała rodzina romska, biedna. Całe życie upływało im przed budynkiem. Wystawiali meble i gościli się jakby podwórze było pokojem. Podobno ich mieszkanie kiedyś strawił pożar ale nie było komu i za co tego remontować (…). 

  O maglu z Asnyka, opowiadała mi niegdyś Krystyna Skraburska, wieloletnia kustosz biblioteki w Muzeum Okręgowym Ziemi Kaliskiej. Wspominała we właściwym sobie stylu, że był to przede wszystkim magiel… towarzyski. Stąd płynęły ploty na tematy dobrze się sprzedające, zupełnie jak dzisiaj w telewizji, o życiu drugich osób… Ale można było się tutaj bardzo szybko dowiedzieć, dokąd udać się w Kaliszu z najrozmaitszymi potrzebami. Krynica wiedzy o akuszerkach, najlepszych rybach, skąd brać samogon i gdzie szyć garnitur. Mam nadzieję, że klimat wczesnego PRL udało mi się w jakimś stopniu tutaj przywrócić. 
Wracając jednak do sylwetki kamienicy, Pani Janina, jak sama o sobie mówi „czująca co ładne”, odkryła więcej migawek z Asnyka 73. Przejazd bramny był ogromny. Oryginalnej bramy już dawno nie było (pewnie ukradli na sprzedaż). Na podwórze mogły wjeżdżać swobodnie samochody ciężarowe. Sufit bramy był tak wysoko, że ciężko było podrzucić jabłkami by zostawić po sobie ślad. Śladów takich wybryków było dużo. W jednym miejscu od uderzenia czegoś cięższego, odpadł kawał sufitu i pokazała się trzcina z wapienną podbitką. Zapamiętałam odbojniki. Ciężkie, umalowane niedbale, wyglądające jak małe kopuły z ozdobnymi kwiatami. Kafle w bramie już częściowo wyleciały, i nikt tego nie naprawiał. Podobnie jak bruk na podwórzu. To podobno duża sztuka ułożyć dobrze bruk by nie wyskakiwał. Szczerby w bruku rzecz jasna służyły nam przy podwórkowych zabawach. Przy „cygańskiej” oficynie była pompa wodna, którą później zdemontowano. Mieliśmy zakazane by zbliżać się do pompy. Tam jakieś straszne zapachy szły (…)

  Dysponujemy zaledwie jednym zdjęciem opisywanej kamienicy. Na fotografii z końca lat. 60. widać jej szczyt. Dobry to kadr, by uzmysłowić sobie jak duży był to dom na tle małomiasteczkowego charakteru okolicy. Mimo, że fotografom nie było pod drodze na Asnyka, dzięki osobom takim jak moja rozmówczyni, kadry sprzed ponad pół wieku, wracają. Opisywany dom, podobnie jak wiele innych „tworów burżuazyjnych”, nie oparł się rewolucji budowlanej spod znaku wielkiej płyty. W latach 70. zapewne poważnie zaniedbany pałac miejski, ustąpił miejsce dla budowanego tutaj osiedla 11-piętrowych bloków pomiędzy Górnośląską i Asnyka. Z kamienicy nie pozostało nic, poza wspomnieniami. Czy ktoś jeszcze przypomina sobie te „piękne, nie do życia okna”?  
Mateusz Halak

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    gość 2020-09-27 17:00:55

    Do tej kamienicy jeździłem na rowerze aby napełnić syfony. Na zdjęciu to chyba skrzyżowanie Asnyka z Konopnickiej. Wieczorami brało się dziewczyny na spacery i ściskało pod jesionami...

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • gość 2020-09-28 21:25:28

    Tak w tej kamienicy był punkt nabijania syfonów i szef sprzedawał wodę gazowaną na szklanki czysta kosztowała 30 gr a z sokiem 50 gr wyskakiwaliśmy w przerwie ze szkoły nr 8 na szklaneczkę zwłaszcza po lekcji WF lub po SKS w ręczną z nauczycielem Piotrem Wrzeszczyńskim lub w nogę z p Walczyńskiem byłym piłkarzem Włókniarza Kalisz i Calisia Kalisz

    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do