Reklama

Osiedle Marchlewskiego jak dramatyczna kakofonia

07/11/2021 06:00

W domach z betonu, nie ma wolnej miłości – śpiewała Martyna Jakubowicz. Być może Jakubowicz śpiewała to z doświadczenia, a być może z obserwacji. Podążając tą drugą ścieżką poznawczą, a także na skutek studiowania od kilku lat historii budownictwa w Polsce, stwierdzam, że robimy krzywdę wielu przykładom cennej architektury w Kaliszu. Cennej, choć wciąż ideowo wykluczanej – także architektury socrealistycznej. To co dzieje się między Wałem Staromiejskim i aleją Wolności to dewastacja zabytkowego osiedla bloków – wtrącę – pierwszych powojennych bloków Kalisza. Dawka brzydoty i braku szacunku do historii – na Bankowej – gwarantowana

Stosunki mieszkańców do miasta
 Są lata 50. XX wieku. Kalisz od czasów wojny właściwie niewiele się zmienił. Kulturowe obyczaje z lat 40. wciąż utrzymują się na ulicach, w zachowaniu, czy w szafach kaliszan. Nie powstało jeszcze ani jedno znacznych rozmiarów nowe osiedle mieszkaniowe, bowiem zespół bloków przy ul. Bankowej – pierwszą powojenną mieszkaniówkę w Kaliszu, dopiero kreślą architekci na czele z inżynierem Frątczakiem. Jest gdzie kwaterować. W okresie sześciu lat II wojny światowej, w Kaliszu zginęło prawie 30 tysięcy Żydów, zostawiwszy swoje domy i mieszkania w kamienicach. Zajmują je naturalnie inni. Ale mimo, to w grodzie nad Prosną, a w zasadzie na świeczniku ówczesnej władzy Kalisza dojrzewa decyzja o budowie czegoś na kształt warszawskiej Marszałkowskiej Dzielnicy Mieszkaniowej.
  Uśmiech towarzyszący temu porównaniu jest jak najbardziej zasadny, gdyż architektura i sztuka – narodowe w formie, socjalistyczne w treści, praktycznie ominęła nasze miasto. Z pewnymi jednak wyjątkami. Osiedlu bloków im. Juliana Marchlewskiego, istotnie – daleko do rozmachu MDM w stolicy. Bloki przy Wale Staromiejskim i ulicy Bankowej w swojej formie architektonicznej, nie odstają tak znacznie od burżuazyjnej zabudowy alei Wolności. Kalisza wówczas, czyli na początku lat 50. XX wieku ani nie było stać na coś spektakularnego, ani też nie było jakichś wielkich ku takim budowlanym zrywom powodów. Miasto – uznajmy to – było wtedy bardzo prowincjonalne. 
  O socrealizmie nad Prosną i późniejszych zjawiskach nie pisano dotąd prawie lub wcale. Czyżbyśmy, proszę Państwa, byli opóźnieni? Tymczasem umierają świadkowie, a budynki są coraz bardziej zdegradowane, co pokazuje dzisiejszy „bohater” felietonu. 
  W 1945 r. Kalisz liczył 45 tys. mieszkańców, a dziesięć lat później 63 tys. Naiwni, jak się miało okazać, statystycy obliczali, że w 2000 r. Kalisz będzie mieć 170 tys. mieszkańców... Nic dziwnego, że problem mieszkaniowy znajdował ważne miejsce na łamach prasy. „Głód” mieszkań miało przynajmniej po części zaspokoić socrealistyczne osiedle im. Juliana Marchlewskiego, ukończone w 1955. 

Bossanova oraz konserwator zabytków tutaj nie goszczą
  Zespół trzech 4-kondygnacyjnych bloków wybudowanych pomiędzy ulicą Bankową i Wałem Staromiejskim, wraz z „zespołem wspierającym” – nieruchomościami przy Wale Staromiejskim w stronę ulicy Częstochowskiej, to budownictwo mocno osadzone w historycznych formach, z charakterystycznymi dla śródmieścia Kalisza – czerwonymi dachami z dachówką kładzioną w łuskę –  szacunek dla starszego budownictwa przy alei Wolności i kamienic wokół ratusza. Godne pochwały to postawy ówczesnych architektów, i niestety, dziś coraz rzadziej spotykane. Gdzie szukać socrealistycznej treści w tych budynkach? Trzeba co odrobinę zadrzeć nosa i popatrzeć chociażby na proste płyty balkonowe z dodatkiem historyzujących form tralek i balustrad. Wyżej więcej sztuki realizmu socjalistycznego – choć bez przesady – niezbyt okazałej. Podział horyzontalny elewacji socrealistycznej mieszkaniówki jest zauważalny. Lastrikowe cokoły, gzymsy międzykondygnacyjne, a także okazałe gzymsy wieńczące w formie belkowania. Te ostatnie z płycinami w formie kasetonów, rozbudowanym profilem z okapnikami i prostym płaskim fryzem. Budynki te o żywotności znacznie przewyższającej wiek eksploatacji osiedli z „wielkiej płyty”, z powodzeniem konkurują z współczesnym budownictwem w rankingach izolacji cieplnej, czy izolacji dźwiękowej. A jednak, ubiera się je od przynajmniej 20 lat w obfite płaszcze z wciąż kochanego przez wspólnoty mieszkaniowe – styropianu. Nie mnie to oceniać, czy zasadna to praktyka czy nie, gdyż nie jestem architektem. Nie wypowiem się na łamach tego felietonu więc o budowlanych skutkach styropianowej termoizolacji. Ale zostałem ostatnio sprowokowany rozmową z kilkoma osobami z kręgów konserwatorskich, do wyłożenia problemu, który stoi u podstaw niszczenia wartości historycznej tych budynków, a który (również) zawiera się w praktyce okładania budynków warstwą „budowlanej chmurki”.
  Po pierwsze, zniekształciliśmy i zniszczyliśmy proporcje budynków. Najważniejszą z nich – stosunek wielkości gzymsu wieńczącego do elewacji. W finale wielu prac przy osiedlu Marchlewskiego, wydatne belkowanie nie jest już tak wydatne, a co gorsza płaszczyk styropianu w najgorszych (i nie  rzadkich) przypadkach zakrywa część samego gzymsu, powodując, że nie jest on już tak wydatnie eksponowany w bryle budynku. Po drugie – przykryliśmy materiałem – synonimem sztuczności, oryginalne tynki, oraz lastrkiowe elementy wystroju – listwy podparapetowe, oraz cokoły. I trzeci akt tej tragedii – pomalowaliśmy bloki w kuriozalne różne kolory, w finale zacierając istotę tego osiedla – spójność stylistyczną łączącą te budynki. W przypadku kilku z tych bloków, absurd zaszedł tak daleko, że w obrębie 4 elewacji budynku, mamy 2 i więcej odcieni koloru, który zamiast eksponować detal architektoniczny, zupełnie go ukrywa, bo chcąc skupić uwagę na historycznych formach w sylwecie tychże, widzimy tylko szaloną kreację żółci, zieleni, pomarańczy, szarości i (o zgrozo seledynów!?) Praktyka iście barbarzyńska, a przecież tyle  się mówi o estetyce krajobrazu miejskiego. Uchwało krajobrazowa! Przybywaj! Gdyż do tego   cyrku, zaproszono także dramatycznej formy reklamy, które dokończyły dzieło zniszczenia. 
Kaliski socrealizm z dyskotekowym make-up’em, to niestety nieodosobniony przypadek na mapie Polski. Z podobnym problemem od lat boryka się zabytkowa zabudowa Nowej Huty w Krakowie – znacznie przecież bardziej znana w kręgach historyków sztuki. Ale i nasze osiedle reprezentujące socjalistyczny realizm, posiada status zabytkowy. Jest częścią wpisanego do rejestru zabytków historycznego założenia urbanistycznego Miasta Kalisza, a także posiada kartę Gminnej Ewidencji Zabytków prowadzonej przez Prezydenta Miasta Kalisza. Karygodna praktyka przy ulicy Bankowej, gdzie dopuszczono się położenia kilku zupełnie innych kolorów na jeden blok (gwoli przypomnienia – który po wybudowaniu posiadał jedną barwę, bardziej nasyconą w partii parterowej), zasługuje na miano makabryły. Wstyd!
Mateusz Halak

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do