
Co łączy przedsiębiorczą właścicielkę Bazaru Szkolnego Helenę Gałczyńską z ikonostasem z cerkwi pułku stacjonującego w Kaliszu przed I wojną światową? Pogmatwane losy tego obiektu prawosławnego kultu znane są dzięki skrupulatności pracowników przedwojennego magistratu
Od czasów po powstaniu listopadowym w samym środku miasta w budynkach dawnego kolegium jezuickiego stacjonowały rosyjskie wojska. Należący do tego kompleksu obiekt obecnego Centrum Kultury i Sztuki przechodził najróżniejsze koleje. Do 1832 r. znajdowała się tu tzw. Sala Musztry Korpusu Kadetów, potem swoją siedzibę miało tutaj Kaliskie Towarzystwo Muzyczne. Pod koniec XIX stulecia władze zaborcze postanowiły, że budynek zostanie przeznaczony na wojskową cerkiew.
Adaptacja na potrzeby religijne doprowadziła do przebudowy upodabniającej budynek do architektury bizantyjskiej. Jej najbardziej charakterystycznym elementem były cebulaste wieżyczki zakończone prawosławnymi krzyżami. We wnętrzu pojawia się element charakterystyczny dla obrządku wschodniego ikonostas, zwany też carskimi wrotami. Jest to ozdobna drewniana przegroda z ikonami oddzielająca nawę od części ołtarzowej. Zamiast salonowej muzyki w dawnej sali koncertowej teraz słychać było cerkiewne chóry. Tak mijają ostatnie lata panowania carów.
„Szmelc”
„Wojska przychodzą i odchodzą” – mówi Barbara Niechcic z „Nocy i dni”. Rosyjskie rządy kończą się w sierpniu 1914 r. pospieszną ucieczką z miasta. Dzień potem Kalisz płonie podpalony przez Prusaków. Niezniszczone budynki koszar w chwili odzyskania niepodległości stają się własnością 29 Pułku Strzelców Kaniowskich. Polscy gospodarze po Niemcach odziedziczyli również bałagan i niepotrzebne przedmioty składowane w nieczynnej i zdewastowanej cerkwi. Czy wśród rupieci znajdowały się również godła i portrety władców upadłego imperium Romanowów? Pod koniec 1918 r. władze wojskowe postanowiły zlikwidować uciążliwą graciarnię, a w jej miejsce urządzić świetlicę. Zadanie to zlecono kaliskiemu stolarzowi Marianowi Kulczyńskiemu. Kiedy wezwany, wszedł do pomieszczenia zobaczył następujący widok: „Cerkiew ta przedstawiała istny obraz nędzy i rozpaczy. Na podłogach poniewierał się różnego rodzaju szmelc nie przedstawiający dla władz wojskowych wartości, a z drugiej strony konieczność urządzenia świetlicy wymagała szybkiego usunięcia poniewierających się rupieci. Dowódca pułku pułkownik Szemiot po porozumieniu się z dowódcą sztabu polecił porucznikowi Tadeuszowi Zakrzewskiemu szmelc ten sprzedać”. Nabywcą został wykonawca prac. Uzyskana suma w całości starczyła na pokrycie kosztów urządzenia świetlicy.
„Szmelc” to nic innego jak ikonostas. Po niezbędnych naprawach i odczyszczeniu zostaje on sprzedany za sumę 200000 marek polskich Helenie Gałczyńskiej.
Prezydent rekwiruje, panna Helena składa skargę
Mijają trzy lata. Do kaliskiego magistratu przychodzi ważny list z Urzędu Wojewódzkiego w Łodzi: „U stolarza p. Mariana Kulczyńskiego (...) przy ul. Nowy Świat nr 18 znajdują się wrota carskie z byłej cerkwi garnizonowej. Wrota te nabył Kulczyński w roku 1919 i po odświeżeniu sprzedał jakoby p. Helenie Gałczyńskiej, właścicielce Bazaru Szkolnego. Województwo Łódzkie reskryptem swoim z d. 19 stycznia 1921 r. zakwestionowało prawo posiadania tych wrót jako rzeczy kościelnych przez osoby prywatne i (...) poleciło tutejszemu starostwu zabezpieczyć, a przechować Magistratowi”. Zalecono aby zadanie wykonano jak najszybciej – 9 marca, „a w razie niepogody 11 marca 1921 roku”. Sprawa musiała być uznana za poważną, bo do akcji wkroczył sam prezydent Kalisza Kazimierz Koszutski. Ojciec miasta w asyście urzędnika starostwa Stefana Koryckiego i przodownika policji Józefa Kowalczyka wkroczyli do mieszkania przy Nowym Świecie. Mimo protestów stolarza prezydenccy robotnicy prawie siłą rekwirowali ikonostas. Konną furmanką rozebrane części wywieziono do Szkoły Miejskiej przy ulicy 3 Maja. Tutaj w jakimś magazynie obiekt będzie spoczywać przez długich pięć lat. Rozpoczyna się ciąg procesów, bowiem zainteresowany zarekwirowaniem carskich wrót urząd wojewódzki trafił na godnego siebie przeciwnika – domniemaną właścicielkę, Helenę Gałczyńską. W jej imieniu mecenas Józef Jaźwiński składa skargę przeciw „Prokuratorii Generalnej Królestwa Polskiego”, która reprezentując Skarb Państwa, miała bezprawnie zawłaszczyć carskie wrota. „Podobne postępowanie uważam za niezgodne z prawem i wobec tego zmuszony jestem wytoczyć niniejsze powództwo. (...) i uznać postępowanie starostwa skrystalizowane w protokole z 9 marca 1921 r. (...) za bezprawne”.
Proces
W kontekście sprawy jasności nabiera uporczywe nazywanie ikonostasu „szmelcem”. Celem obrotnej właścicielki Bazaru było wykazanie, że wywieziony z cerkwi obiekt był tak w złym stanie, że „dopiero po oczyszczeniu takowego [stolarz] przekonał się, iż są to carskie wrota”. Przedsiębiorcza kobieta dowodziła też, że gdyby „Kulczyński propozycji [kupna ] nie przyjął, szmelc ten byłby wyrzucony na podwórze i bezużytecznie zmarnował się”. Nawet prawo stanowiące, że osoby prywatne nie mogą posiadać rzeczy kościelnych udaje się obejść. Dotychczasowy Bazar Szkolny staje się również punktem „handlu rzeczami dewocyjnymi”. Sprawa przechodzi przez wszystkie możliwe instancje polskiego sądownictwa. Pytane o swój udział w tym zamieszaniu władze miasta odpowiadają taktownie: „Magistrat w całej sprawie przyjmował bierny udział i nie jest w stanie wyjaśnić, kto jest właścicielem”. Sąd Okręgowy w Kaliszu skargę Gałczyńskiej oddalił, ale już wyższa instancja w Warszawie przyznała jej rację. Dziewiętnastego lutego 1926 r. orzeczenie to podtrzymał również Sąd Najwyższy: „zaleca się i rozkazuje wszystkim urzędom i osobom, których to dotyczyć może, aby wyrok niniejszy wykonały, władzom zaś miejscowym i policyjnym, tudzież komendantowi i urzędnikom siły zbrojnej, aby dodali komornikowi pomocy prawnej, gdy o nią wezwani będą”. Dodatkowo Skarb Państwa jako odszkodowanie za koszta procesu musiał wypłacić odszkodowanie za koszta procesu w kwocie 18700 zł. Była to na owe czasy suma niebagatelna. Można sobie wyobrazić z jakimż to triumfem jechała po odbiór z takim trudem wywalczonego ikonostasu panna Helena. I z jakim triumfem musiała go prezentować przypadkowym przechodniom. Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie zrobiła magistratowi złośliwego przytyku. Na ostatnim dokumencie w tej sprawie, kwicie odbioru, osobiście zaznaczyła (podając dokładne wymiary!) brak dwóch ikon – Ostatniej Wieczerzy i Anioła Pańskiego.
Epilog z pytaniami
Dalsze losy ikonostasu z cerkwi garnizonowej są niestety dotąd nieznane. Można przypuszczać, że został on przez Gałczyńską sprzedany ze znaczną korzyścią. Tylko komu? Jedyne zachowane carskie wrota (cerkiew przy ulicy Niecałej) nie przypominają obiektu, który widzimy na zachowanych fotografiach. Istnieje duża szansa, że ikonostas z ulicy Łaziennej został zakupiony przez jakąś cerkiew na terenie Polski i szczęśliwie ocalał. Czy jednak uda się go odnaleźć? Inna puenta tej historii pokazuje, że piękne wytwory sztuki religijnej w skutek różnych antagonizmów padały ofiarą wandalizmu lub zwykłej spekulacji. Tym bardziej pieczołowicie powinniśmy chronić pozostałości po nieistniejącym już dziś Kaliszu wielu narodowości, kultur i religii.
*****
Opisany fragment losów ikonostasu z garnizonowej cerkwi udało się odtworzyć na podstawie dokumentów zachowanych w Archiwum Państwowym w Kaliszu (Akta Miasta Kalisza).
Anna Tabaka, Maciej Błachowicz
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie