Park to czułe miejsce kaliszan. Mimo że w ostatnich latach przybyło nam w mieście zieleńców, to ten najprawdziwszy, najczęściej wspominany, jest w Kaliszu tylko jeden. Park Miejski wytyczony przed wiekami pomiędzy niesfornymi odnogami Prosny
Gdy przyjrzeć się starym kaliskim mapom, widok Prosny jest bodaj jednym z największych niespodzianek. Rzeka nie płynie, ale właśnie – jak najbardziej poetycko – wije się, układa w przedziwne wzory, to znika, to znowu się pojawia, a przed oczami powstaje koronka utkana z wody i ziemi. Przychodzą wtedy do głowy dwa obrazy. Pierwszy wiedzie do czasów, kiedy Kalisz, na wyspach właśnie, dopiero się rodził; drugi, nam bliższy, pokazuje dawny park.
Pewnie jako kaliszanie nie potrafimy już na ten „cud natury” patrzeć inaczej niż przez pryzmat w kółko cytowanych fragmentów z Chodyńskiego, Dąbrowskiej, Pniewskiego i przeczytanych wierszy o „rozstępujących się alejach”, „przechodniach bladych” i „rzece w tatarakach krytej cieniem olszyn”. Pewnie jest tak, że park w naszych oczach obrósł literaturą i własną mitologią jak grubą warstwą mchu, przez który już nic nie widać. Prawdą jest jednak także to, że Tamten Park musiał być inny, bo gdy powstawał, ogrody publiczne wcale nie były codziennością, ale niezwyczajną atrakcją, a rzeka wiła się w swobodnych skrętach to tu, to tam, pomnażając piękno ziemi. Fragment, który oddano na park, w wodne esy-floresy był szczególnie bogaty, co wraz z wielością przerzuconych mostków i mosteczków musiało sprawiać wrażenie baśniowej krainy. Mosty! Te najlepiej świadczą o przemianie estetycznej, która zaszła na naszych oczach; wdzięk dawnych z czasem zajęły czysto funkcjonalne konstrukcje, odarte z walorów dekoracyjności. W tym specyficznym wtórnym ubóstwie zawiera się jednak sedno odnowy: park, miejsce rekreacji i odpoczynku, od samego początku był ozdobą miasta. Dbałość o piękno jest zatem w jego pielęgnację wpisana. Z tych samych przyczyn zwykłe określenie „zieleniec” do tego miejsca nie przystaje.
Dziki ogród
– naturalny ogród
Gdy park nie był jeszcze parkiem, mówiono o „dzikim ogrodzie”. Określenie, które dzisiaj może dziwić, dobrze oddaje charakter pierwotnego założenia. Zostało ono wytyczone za czasów rządów pruskich w 1798 r. w miejscu dawnego ogrodu jezuitów (il. 3) i pastwisk miejskich, do których z czasem dołączono okoliczne łęgi. Konsekwencje tej decyzji są nie do przecenienia: miasto jednocześnie wyszło poza obręb średniowiecznych murów, zyskało przestrzeń i płuca.
„Dzikość” odnosiła zarówno do naturalności krajobrazu objętego urzędową opieką, jak i podkreślała odmienność nowego ogrodu. Stary, pojezuicki, zgodnie z zasadami sztuki renesansowej, dążącej do ładu i symetrii, był bowiem podzielony na kwatery, a więc w sposób widoczny uporządkowany. Barok przyniósł Europie totalną przemianę stylistyczną, która wpłynęła także na sposób kształtowania zieleni. Z jednej strony wyrosła sława strzyżonych ogrodów francuskich, z drugiej – swobodnych, zharmonizowanych z naturą założeń angielskich. Park kaliski wkomponowuje się w ten drugi nurt, rzec można – wkomponowuje się podwójnie w sposób naturalny, bo pierwszy fachowiec nadprośniańską zieleń zacznie umiejętnie kształtować dopiero w latach 80. XIX w.
Zaproszony przez ówczesnego gubernatora znany warszawski ogrodnik i planista Edmund Jankowski, nie szczędząc słów uznania dla malowniczości terenu, rozpocznie swoją pracę od wycinki stu starych topoli balsamicznych. Pieniądze uzyskane ze sprzedaży drewna wykorzystano na zakup sadzonek i egzotycznych okazów drzew; wytyczono też nowe alejki, a niedaleko mostu prowadzącego na Tyniec, tam gdzie dzisiaj znajduje się plac zabaw dla dzieci od strony ul. Niecałej, utworzono prostokątny staw zwany Nowym Kogutkiem. W jego wodzie wdzięcznie odbijała się fasada domu Wincentego Borettiego z imponującą werandą (dzisiejsza lecznica weterynaryjna), najlepszego wówczas fotografa w mieście.
Nowość niebywała
W środku parku istniał już wówczas okrągły staw z wysepką, na której postawiono drewnianą altankę ozdobioną blaszanym kogutkiem (il. 2); istniał do dzisiaj wspominany z ogromnym sentymentem Domek Szwajcarski (il. 1), a przy moście teatralnym już co najmniej od lat 20. XIX w. stał budynek cukierni (późniejsze KTW). Mimo że lokal wielokrotnie zmieniał właścicieli, do dzisiaj jest wiązany z nazwiskiem Wehnera.
Istotną metamorfozę przeszła też Prosna. Po kolejnej powodzi w 1841 r. rzekę postanowiono uregulować. Powstały wtedy dwa kanały: Rypinkowski i Bernardyński (ten drugi wyznaczył nową granicę parku). Trzydzieści lat później wyprostowano samo koryto Prosny, co wzbudziło najświętsze oburzenie opinii publicznej. To tę „przeróbkę” Adam Chodyński, kronikarz miasta i dziennikarz, błyskotliwie, kpiarsko, ale też celnie nazwał „trawestacją Kanału Sueskiego”. Rok modernizacji (1873 r.) należy zatem uznać za moment ostatecznie utraconej dziewiczości tych terenów.
Ogród był jednak oczkiem w głowie władz i mieszkańców, skoro zawiązał się komitet parkowy. Doceniano oryginalność złożenia. Publiczne, otwarte dla wszystkich mieszkańców tereny zielone w mieście, miały w sobie jeszcze wówczas czar nowinek z wielkiego świata.
Realizacji planu Jankowskiego doglądał Nestrypke, ogrodnik, który wcześniej zasłynął swoją pracą u Niemojowskich w Marchwaczu.
„W przeciągu kilku tygodni park nasz przeistoczył się nie do poznania. Na miejscu zniszczonych przez burzę topolowych alei powstały aleje z klonów i kasztanów, na pustych dotąd łąkach w różnych stronach wyrosły klomby z rzadkich drzewek i krzewów, w bliskości szwajcarskiego domku urządzona została szkółka, która w przyszłości ma dostarczać różnego gatunku drzewa na potrzeby parku, a nawet okolicy; niezadługo ujrzeć mamy nowość niebywałą w parku, tj. kwietniki. (…) Niemałą zasługę w tej reformie najulubieńszego miejsca przechadzki kaliszan, oprócz władzy miejscowej i komitetu parkowego, przyniósł uzdolniony ogrodnik p. Nestribke, za co mu też należy się uznanie, które mu z przyjemnością oddajemy” [zachowano pisownię zgodną z oryginałem] – w kwietniu 1881 r. donosił „Kaliszanin”.
W na nowo urządzonym po 1880 r. parku znalazł się zwierzyniec, gdzie dla urozmaicenia krajobrazu hodowano kilka jeleni i danieli. Niebawem naprzeciwko Domku Szwajcarskiego stanęła oranżeria (il. 1), a w 1888 r. z inicjatywy kaliskiego gubernatora i polonofila Michała Piotrowicza Daragana zakomponowano sztuczne ruiny – do II wojny światowej ulubione miejsce pamiątkowych fotografii kaliszan (il. 2). Romantyzm tak lubianego nad Prosną Daragana najlepiej pokazał zespół terakotowych rzeźb sprowadzonych z Charlottenburga, z których do dzisiaj zachowała się tylko Flora (il. 2). Strzelec „ukrył się” na Kogutku, Psyche na wysepce koło teatru, inne mitologiczne bóstwa otoczyły fantazyjne klomby. W takiej oprawie były dobrze widoczne. Jako projektant barwnych kobierców zasłynął zwłaszcza Franciszek Szanior, absolwent paryskiej Szkoły Hodowli Drzew, znany z wielu warszawskich realizacji, któremu na początku XX w. powierzono pieczę także nad kaliskim ogrodem. Park za jego czasów wzbogacił się o nowe tereny za teatrem (później nazwane Parkiem Paderewskiego, a jeszcze później zamienione na cmentarz żołnierzy radzieckich). Profesjonalizm Szaniora gwarantował harmonijny rozwój nadprośniańskiego założenia. Ogrodnik rozwinął koncepcje swojego poprzednika, Edmunda Jankowskiego, oparte na idei umiejętnego kształtowania naturalnego krajobrazu.
Wraz z rzeźbami koło oranżerii pojawił się słoneczny zegar, a w miejscu dawnej pijalni wód mineralnych – luksusowe kaliskie sanatorium, czyli hydropatia (il. 4). Krajobraz koło mostu na Tyniec wzbogacił murowany domek parkowego, a nad Prosną niewielki budyneczek Cesarskiego Towarzystwa Ratowania Tonących zastąpiła drewniana, później murowana przystań Kaliskiego Towarzystwa Wioślarskiego. Dwa lata przed wybuchem tak tragicznej dla miasta I wojny światowej do parku przyłączono część łęgów za kanałem Rypinkowskim.
Pod czujnym
okiem parkowych
Biorąc pod uwagę całość starań, wrażenie ogrodu romantycznego mogłoby wydawać się pełne. Obraz nie był jednak aż tak idylliczny. Chuligani, czy też zwyczajni uczniacy szukający psot, nigdy nie omijali „dzikich ostępów” w środku miasta. Pobyt w ogrodzie, niegdyś luksus dostępny jedynie bogatym, wymagał okrzesania.
W pierwszych dziesięcioleciach swojego istnienia w parku na dziko ścinano trawę, rąbano drzewa na podpałkę, suszono pranie i pasano krowy, a ponadto, co oczywiste, warunki naturalne sprzyjały uprawianiu wolnej miłości. Aby okiełznać ten żywioł ludzkich przyzwyczajeń i chuci, park został ogrodzony, wystawiono też wojskowe straże, później zamienione na parkowych. Dbali oni m.in. o punktualne otwieranie wejściowych bram, a wieczorem trzaskiem drewnianych kołatek przypominali spacerowiczom, że zbliża się godzina 22 – pora zamykania ogrodu. Jak pamiętają kaliszanie, parkowi w charakterystycznych czapkach z herbem miasta pełnili swoją służbę jeszcze jakiś czas po wojnie.
Ostatnim okresem harmonijnego rozwoju parku będzie międzywojnie.
Tragedia Kalisza 1914 r. odcisnęła się również na parkowych alejkach. Jak można się zorientować z relacji świadków tamtych wydarzeń, w stosunku do obrazu całego miasta nie były to jednak zniszczenia bardzo duże. Na przekór bombardowaniom rośliny kwitły ze zdwojoną mocą. Dla tych, którzy po wściekłym ataku wojsk pruskich zdecydowali się powrócić nad Prosnę, musiał być to widok kojący. Rosła nadzieja.
Porządkowanie ogrodu rozpoczęto jeszcze w czasie trwania wojny, ciągle przed oczami mając plany Edmunda Jankowskiego i Franciszka Szaniora, ogrodników o XIX-wiecznym poczuciu smaku. Intensywne prace objęły teren za teatrem, teraz nazywany Parkiem Paderewskiego, gdzie ścieżki wyznaczono w układzie promienistym. Tutaj też pojawił się kolejny malowniczy staw (il. 2, 3).
W latach 30. najmocniej przekształcono najmłodszą część ogrodu – łęgi za kanałem Rypinkowskim, które zamieniły się w korty tenisowe. Stąd było już niedaleko do przystani Kaliskiego Towarzystwa Wioślarskiego i przystani młodzieży szkolnej. Sportowe tradycje w historię publicznego ogrodu są mocno wpisane, często też wracają w przedwojennych wspomnieniach kaliszan.
Parkowa elegancja
W międzywojniu jeszcze odbijał się XIX-wieczny świat, którego park z pewnością był symbolem. Ciągle żywa była tradycja zabaw na Kogutku: ślizgawek zimą i przedstawień urządzanych na wysepce latem. Tutaj obowiązywały nienaganne maniery i strój. Na Nowym Kogutku koło Niecałej, wówczas częściej już nazywanym „Małym”, jeździli na łyżwach uczniowie, którzy „nie mieli znajomości w sferze nadobnych pensjonarek”. Elegancja obowiązywała także w cukierni Wehnera, jak nadal popularnie nazywano lokal przy wejściu do parku od strony teatru. Nazwisko XIX-wiecznego restauratora z czasem stało się synonimem dobrego smaku i zadowolenia klientów. Do szczególnych atrakcji w międzywojniu należały świętojańskie wianki, organizowane uroczyście przy udziale członków Kaliskiego Towarzystwa Wioślarskiego. Korowód wielorako ozdobionych łodzi, kołyszących się wówczas na Prośnie, musiał przypominać ten z ubiegłego roku, kiedy przed teatrem na wodzie odegrano kilka scen ze „Snu nocy letniej” Szekspira. W ten jeden niezwykły wieczór ożywiono wówczas jeszcze jedną tradycję, zainicjowaną w II poł. XIX w. przez Wehnera – parkowego koncertowania orkiestry.
Takie dziedzictwo w czasie II wojny światowej objęli we władanie hitlerowcy. Publiczny ogród dla „Polaków i Żydów” został zamknięty. W parkowej przestrzeni zaczęła działać „GartenKaffe” (il. 4). A w konsekwencji zasypania Babinki przestał istnieć Nowy Kogutek. Paradoksalnie i tragicznie zarazem dla parku był to jednak ostatni czas spokoju.
Jak było?
Lista zaniedbań wynikających z kompromitującej niewiedzy i zaniechania, do których doszło w parku po II wojnie światowej, jest zatrważająca. Podsumujmy. Nieszczęście rozpoczęło się od rozebrania ogrodzenia i bram, które przez 150 lat broniły ogród przed wandalami. Zaraz potem okazało się, że nie ma już sztucznych ruin i rzeźb (czy zostały wywiezione z rozporządzenia hitlerowców czy władzy ludowej, jak pisaliśmy tydzień temu, nie jest przesądzone). W latach 60. rozebrano oranżerię. Ostatnimi pamiątkami po niej są zdjęcia z rodzinnych albumów dzisiejszych 50- i 60-latków, którzy jako dzieci fotografowali się obok tej budowli (il. 1). Przy Domku Szwajcarskim postawiono za to brzydkie baraki minizoo. Fetor zwierzęcych odchodów psuł powietrze na dużej przestrzeni. Ostatecznym powodem zamknięcia tego przybytku stał się niestety dopiero nieszczęśliwy wypadek. Niedźwiedź odgryzł dziecku rękę. Zwierzę bezskutecznie próbowano przenieść do solidnych ogrodów zoologicznych, aż w końcu je zabito. W barakach po nieszczęsnym zoo przez jakiś czas działała potem zieleń miejska (!), która rozjeżdżała swoim ciężkim sprzętem parkowe alejki. Zniknęli ogrodnicy i parkowi, Kogutek zarósł rzęsą. Na dawnych kortach tenisowych urządzono miasteczko ruchu drogowego, a w Parku Paderewskiego cmentarz żołnierzy radzieckich. Jeszcze tylko Domek Szwajcarski ciągle trwał, ale i jego w końcu rozebrano. W zamian postawiono upiorną chińską altankę, obskurne szalety, a zupełnie niedawno betonowy mostek o wdzięku słonia tańczącego na łyżwach. Zaiste, po parku przejechano się walcem.
Co uratować z tamtych lat? Fontannę przy wejściu od strony pl. Kilińskiego. O jej formie też można dyskutować, ale skoro „Wenecja północy”, czyli Kalisz, nie ma tymczasem żadnej innej fontanny (nie licząc straszydełka przy PWiK), a płynący niegdyś przez park kanał Prosny już wysechł, dobre i to. Są jeszcze współczesne rzeźby, różnie oceniane; czy już na zawsze pozostaną tylko „w zamian” po tych wywiezionych, na otarcie łez? Pewnie nie znając historii parku szybciej można się do ich widoku przyzwyczaić, ale kto z prawdziwych kaliszan jej nie zna? Na osłodę dodajmy: ciągle jeszcze przy parkowym moście można kupić andruty, kaliską specjalność.
Jak będzie?
Podobno idzie lepsze, czego jaskółkami są przybywające co roku nowe krzewy i drzewa. Kogutek ma mieć czystą wodę, w miejscu Domku Szwajcarskiego stanie pamiątkowa tabliczka, w miejscu oranżerii – pergola, a kwietny dywan przed Florą, wzorem francuskich rozwiązań, zostanie uzupełniony tak jak przed wojną o wgłębnik (lekkie obniżenie terenu tworzone specjalnie dla wzbogacenia kompozycji roślinnej). Pytanie, kto odważny zrekonstruuje Domek Szwajcarski, kto przywróci parkowi mądrego ogrodnika-planistę i parkowych? Kto wnikliwie prześledzi losy rzeźb z kaliskiego parku? Jeżeli którakolwiek z wywiezionych się zachowała, powinna bezwzględnie wrócić na swoje miejsce. Dzisiejsza architektura lokalu KTW i przystani wioślarskiej – bardzo zubożona po przeróbkach – też pozostawia wiele do życzenia. Mądra restauracja parku z pewnością będzie mocnym punktem programu każdej ekipy rządzącej.
Anna Tabaka, Maciej Błachowicz
Autorzy dziękują pani Teresie Martynkien za udostępnione informacje.
Komentarze opinie