Reklama

Pierwsze Feederowe Mistrzostwa Okręgu Kaliskiego PZW

04/09/2022 05:00

Historyczne wydarzenie, bo tak należy nazwać rozegrane w dniach 27-28 sierpnia br. Pierwsze Zawody o Mistrzostwa Okręgu w Feederze Klasycznym, miało miejsce na łowisku Piaski-Szczygliczka w Ostrowie. Tak naprawdę bardzo znamienna była ich nazwa – Feederowe Mistrzostwa Okręgu o „Puchar Prezydenta Miasta Ostrowa Wielkopolskiego”. Połączenie obu wydarzeń w jedno nie do końca było szczęśliwe, rzutowało bowiem na wybór łowiska. Gdyby próbowano rozegrać te zawody na bardziej równej wodzie,  np. Szałe, prawdopodobnie wycofałby się ze sponsoringu prezydent Ostrowa. Kapitanat Sportowy Okręgu nie miał zatem innego wyjścia, jak puścić na bardzo trudne łowisko startujących zawodników. Ugotowano dwie pieczenie na jednym ogniu 

 O ile łowiący metodą spławikową zazwyczaj zarzucają zestaw na wprost siebie, o tyle łowiący feederami odkładają wędzisko w taki sposób, aby szczytówka tworzyła z żyłką kąt, który pozwoli dostrzec jej ugięcie podczas brania. Jeśli warunki na to nie pozwalają, muszą łowić ze szczytówką uniesioną do góry, jak podczas wędkowania na wodach płynących, co samo w sobie jest kuriozalne. Tak właśnie musiał łowić jeden z zawodników. W wielu przypadkach istniejące w trzcinowiskach tunele nie miały nawet 100 cm szerokości. Bardzo trudne warunki łowienia musiały się odbić na wynikach. To jedna strona tego wydarzenia.

Druga pokazuje zmiany, do jakich doszło w mentalności wędkarzy. Były kiedyś takie czasy (to wiadomość dla młodych zawodników), kiedy udział w zawodach o Mistrzostwo Okręgu, bez względu na metodę połowu,  miał dla startujących wielkie znaczenie. Była to swoista nobilitacja wędkarza, który uzyskiwał prawo do reprezentowania swojego Koła na szczeblu okręgowym. Uprzednio jednak trzeba było wywalczyć tytuł mistrzowski w kole macierzystym. Tak jak świat się zmienił, został przenicowany zasadami „róbta, co chceta” a podstawowe wartości w wielu przypadkach sięgnęły bruku, tak i w wędkarstwie bylejakość stała się zasadą postępowania przyświecającą dużej liczbie wędkarzy. Startujący w opisywanych zawodach często nie mieli pojęcia o obowiązujących Zasadach Organizacji Sportu Wędkarskiego. Nie powinniśmy się jednak temu dziwić. Wszak w taki sposób – róbta, co chceta – rozgrywane są zawody mistrzowskie w wielu kołach. Gdzie mają się nauczyć podstaw regulaminów obecnie startujący? Często w wypowiedziach wędkarzy pojawia się zdanie, że to ma być dobra zabawa. OK. Na zawodach towarzyskich tak właśnie być powinno, ale nie na mistrzowskich. 

Sędzią głównym zawodów był Arkadiusz  Krzanowski, sędzia klasy krajowej. Podczas omawiania zasad obowiązujących w zawodach, przybliżył wszystkie najważniejsze punkty regulaminowe. Okazało się jednak, że wielu startujących powtórnie pytało o zasady, które omówiono. Co robili w trakcie odprawy, kiedy je poruszano? 

Zbiornik Piaski-Szczygliczka to woda płytka, wymagającą subtelnych zestawów i solidnego przygotowania żywych przynęt. W mentalności wielu startujących wciąż funkcjonuje jednak paradygmat przymusu łowienia daleko. Daleko, to znaczy duży koszyk, a jeśli tak, to duża ilość karmy i bardzo głośne uderzenie nim o wodę podczas zarzucania. Jeśli jakieś większe ryby znalazły się w polu łowienia, to zapewne odpływały po takim bombardowaniu. Być może to był powód, że łowiono głównie drobne rybki, a te większe były prawdziwymi bonusami, które zdarzały się niezwykle rzadko. W trakcie omawiania reguł zawodów, sędzia zwracał uwagę na wagę najmniejszych, możliwych do użycia koszyczków. Minimum 15 g. Chyba nikt takich nie używał. Dlaczego? Nie sposób w trakcie zawodów obserwować poczynania wszystkich łowiących. Jedno rzucało się w oczy. Nikt nie łowił w pobliżu trzcin, choć jest to dystans, na jakim łowią spławikowcy tyczkami. Pamiętamy doskonale jakie piękne ryby udawało się im zawsze znęcić tuż przy trzcinach. W wielu przypadkach nie przygotowano zapasowego wariantu, gdyby ten podstawowy okazał się nie trafionym. Jednym słowem dużo przypadkowości. Obserwując startujących przez pryzmat ich ewentualnego startu w Mistrzostwach Polski, raczej czarno to widać, choć przed nikim dywanu się nie zwija. Od czołówki krajowej dzieli nas spory dystans i trudno będzie go zniwelować w najbliższych latach. 

W mistrzostwach wystartowało zaledwie 35 zawodników. To nieliczna grupa. Może ze względu na możliwości łowiska był to dla organizatorów szczęśliwy traf, bo przy większej liczbie startujących byłby kłopot z ich pomieszczeniem nad brzegiem zarośniętego trzcinami akwenu, ale jak na zawody tej rangi startujących było niewielu. Łowiących podzielono na dwa sektory.
Po pierwszym dniu dużo lepsze wyniki osiągnęła grupa łowiąca w sektorze B. Zwycięzca, Tomasz Mroziński z Koła Kalisz Miasto osiągnął wynik 2295 g. Na drugim i trzecim miejscu sklasyfikowano  dwóch jego kolegów, Andrzeja Siarkiewicza (1090 g) i Artura Kuchcickiego (2255 g). IV miejsce zajmował Marcin Wenderski z Koła PZW Ostrów ZAP. 
Drugi dzień zawodów przyniósł duże przetasowania. Z pierwszej czwórki tylko A. Siarkiewicz stanął na wysokości zadania i obronił swoją pozycję. Zajmując 3 miejsce w sektorze, z 4 punktami sięgnął po tytuł Mistrza Okręgu Kaliskiego PZW w Feederze Klasycznym oraz zdobył Puchar Prezydenta M. Ostrowa Wlkp. Drugie miejsce zdobył Mateusz Mendel z Koła PZW Wieruszów Miasto, gromadząc 5 punktów sektorowych. Potwierdzeniem faktu, że zawsze warto walczyć do końca jest Krzysztof Kowalczyk z Koła PZW Skalmierzyce. Po pierwszym dniu zajmował 7 miejsce z 4 punktami sektorowymi. Gdyby łowiący reprezentowali wyrównany poziom, trudno byłoby odrobić te straty. Przy dwóch strefach okazało się to możliwe, a ponieważ Krzysztof jest doświadczonym i zaprawionym w bojach zawodnikiem, wykorzystał szansę i stanął na trzecim stopniu podium. 

Pierwsze mistrzowskie zawody feederowe przeszły do historii. Warto byłoby aby Kapitanat Sportowy Okręgu poszukał innego łowiska na rozgrywanie tak ważnej imprezy. Nie mamy zbiorników, które byłyby idealnie równe, ale puszczanie feederowców w tunele trzcinowe bardziej przypomina wędkarstwo skautowskie niż mistrzowskie. Gratulując zwycięzcom należy mieć nadzieję, że gdy spotkamy się za rok, będzie ich widać na stanowiskach podczas łowienia. 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do