
Kto choć raz pójdzie na spacer po plantach, będzie obcował z historią. Przebudowywany obecnie zieleniec to kaliska oaza. W sercu miasta, obok zakurzonych bruków toń zieleni i spokoju. Szczyci się plantami obecne pokolenie, tak samo jak czyniły to pokolenia przeszłe. Choć według planów okupanta niemieckiego, zielona wstęga Kalisza, wrosła się w tożsamość miasta lepiej niż najbardziej ikoniczne jego zabytki. Ogród na rzecze. Ale nie tylko. Planty kryją pod powierzchnią wiele pozostałości budynków. Kto je zamieszkiwał? Jak wyglądały?
Fosa miejska i urodzaj narzekania
Adam Chodyński, pierwszy historyk Miasta Kalisza, pisał o swoim mieście dużo, ale przede wszystkim (co szczególnie interesujące dla każdego penetrującego dzieje miasta), pisał szczerze. O historycznej Platea Judauorum, czyli dzielnicy żydowskiej przytulonej do niegdysiejszego kanału Babinka płynącego w miejscu dzisiejszych plant, wypowiadał się w następującym tonie: „[...] złe bruki, cuchnące rynsztoki, błoto i smrodliwe podwórka pełne chlewików i obórek [...]”. Główna ulica dzielnicy, czyli Złota (a także Garbarska, Targowa i Piskorzewska) były tak zaniedbane i zagracone, że uniemożliwiały swobodne przejście.”
Od pisanych portretów miasta z XIX wieku, obraz okolic dzisiejszych plant nie zmienił się znacząco w porównaniu do wspominek z okresu międzywojennego. Henryk Drapiński o dzielnicy żydowskiej: „Przeludniona dzielnica, pełna stłoczonych ruder, ciasnych podwórek, cuchnących rynsztoków, małych brudnych sklepików, a nade wszystko nieustającego wrzaskliwego tłumu, kotłującego się na chodnikach i jezdniach, krytych kocimi łbami – miała prawdziwie wschodni charakter. Ulice pustoszały tylko w czasie deszczu. [...] Ulicami wprost nie dało się przejść. Na chodnikach i jezdniach rajcowały grupy ludzi, ubranych w długie czarne chałaty. Wokół widziało się twarze okolone zwisającymi pejsami, głowy nakryte czarnymi jarmułkami. [...] Po bramach kobiety w perukach sprzedawały na szklaneczki ziarna słonecznika, pestki dyni, gotowany groch i bób, a nade wszystko cebulę, czosnek i śledzie. Oferowano je zresztą pod najróżniejszymi postaciami, a więc „z beczki” w kilku gatunkach (zwyczajne, królewskie, uliki), poza tym wędzone, smażone, marynowane itp. [...] Niesamowity i egzotyczny był dla nas także ów harmider rozmów i kłótni”.
Dzielnicę żydowską, niemal na pół przecinała Babinka. Spokojny strumień, czy raczej cloaka maksima? Prawda leży bliżej tego drugiego określenia, i świadczą o tym anonsy prasowe w gazetach międzywojennych, które nie są pozbawione wiadomości tragicznych, opowiadających o śmierci w mętnych wodach kanału. Nad kanałem domy, sklepy, ubojnie, ogrody, fabryki. Życie tętniło nad obsadzonymi robiniami kulistymi brzegami Babinki aż do wojny. Stare koryto zasypano, ale nie poprzestano na tym. Z topografii miasta wraz z niebieską wstęgą wokół centrum, zniknęły kwartały zabudowy, jak gdyby domy je tworzące, były częścią środowiska Babinki. Rzecz jasna, nie był to przypadek, lecz świadome burzenie zabudowy zamieszkałej przez Starszych Braci w wierze. Był ku temu też inny powód – zabieg urbanistyczny – rozprzężenie ciasnej zabudowy i stworzenie więcej przestrzeni między nowymi pierzejami nad ginącą rzeką. Ofiarą niemieckiej administracji Kalisza padło kilkanaście budynków nad Babinką, w tym wiele kamienic o znaczących rozmiarach. Spacerując dziś po plantach, łatwo dostrzec niejednolitą ich szerokość na różnych odcinkach. Punktem zaczepienia w dzisiejszym artykule, jest fragment ulicy Alfonsa Parczewskiego pomiędzy ulicami: Kanonicką i Złotą.
Spacer po nieistniejącym mieście
Idąc od Rynku Głównego, w stronę Nowego Rynku, mijamy katedrę, za którą kończy się zwarta zabudowa tzw. zachodniej części miasta lokacyjnego. Przy ulicy Alfonsa Parczewskiego, planty są najszersze. Dlaczego? Bo właśnie tutaj, pochowano nie tylko rzekę, ale też historyczną substancję miejską.
Pierwsza z ofiar niemieckich porządków w zabudowie śródmieścia, to kamienica czynszowa pod niegdysiejszym numerem 8 przy ulicy Złotej (nr miejski 150). Był to dwupiętrowy budynek narożny, położony u zbiegu Złotej i Nadwodnej (w sąsiedztwie synagogi). Przed budynkiem stała drewniana budka Izydora Szmerkowicza. Po I wojnie światowej, gmina żydowska wynajmowała w kamienicy pomieszczenia dla zniszczonej szkoły żydowskiej „Talmud Tory”, była tam także piekarnia wypiekająca na potrzeby społeczności żydowskiej. W 1930 r. kamienicę sprzedała Małka Fajerowa zaś nowymi nabywcami byli Łąja i Adolf Rothowie. W okresie międzywojennym w kamienicy funkcjonowały: księgarnia i materiały piśmiennicze Kapłana Lejzora, piekarnia Michałowicz Abrama, warsztat szteperski Bakela Mordko, a także mała fabryczka wyrobu czapek Marczak Mendela. Kamienica stała w miejscu w którym dziś znajduje się sąsiadujący z plantami mały zieleniec przy budynku byłej siedziby KC PZPR, później i współcześnie we własności banków.
Znacznie większym, aniżeli przedni, był budynek przy zbiegu ul. Złotej 15 i Nadwodnej 14, wybudowany w 1825 r. i przebudowany około 1850 roku. Od ulicy Złotej i Nadwodnej było 8 sklepów z mięsem, od podwórza cztery jatki z mięsem. Działał także sklep z wódkami Hanny Berliner. Przy budynku znajdował się drewniany (jeden z kilku przerzuconych nad kanałem) – most. Na pierwszym piętrze kamienicy była sala i trzy pomieszczenia o charakterze handlowo – mieszkaniowym. Działał tu Dom Modlitwy Cechu Rzemieślników Żydów. Wśród przykładów działalności handlowej i usługowej w okresie międzywojennym pod wskazanym adresem, należy przywołać pamięć o sklepie spożywczym Icka Zielonka, sprzedaży materiałów piśmienniczych i antykwariacie Welcmana Hersza, kolekturze loterii państwowej Kapłana Lejzora, sprzedaży mięsa Goldsteina Szyja, sprzedaży mięsa Izrałowicz Abrama, rzeźnika Szmula Kryske, sprzedaży owoców i wody sodowej Waks Michała, który handlował również bydłem, a także o sklepie z artykułami kolonialnymi Burzyna. Berliner Haim zajmował się pod tym adresem produkcją i sprzedażą likierów, zaś Lustig Jakub trudnił się sprzedażą farb. Miała tutaj swoją filię także Kaliska Wytwórnia Zabawek „Kawyza”.
Dopełnieniem tego nieistniejącego fragmentu śródmieścia jest Mykwa, czyli żydowska łaźnia, która istniała przy zbiegu ulic Kanonickiej i Nadwodnej. Klasycystyczny budynek został zbudowany w 1873 roku. Mykwa została zniszczona na początku lat 40. XX w. przez Niemców, w trakcie zasypywania Babinki. Fundamenty Mykwy, podobnie jak stojącego obok szpitala żydowskiego, nadal tkwią pod brukiem i płytami „nowych” plant. Szaje Kawe w swoich wspomnieniach, tak opisywał Mykwę: „Całe pomieszczenia były w białych kaflach, mężczyźni i kobiety korzystali z oddzielnych basenów, w różnych salach. Nim weszło się do basenu z wodą, trzeba było wziąć kąpiel, do tego była wanna w osobnym pomieszczeniu. Trzeba też było przyciąć paznokcie. Do mykwy wchodziło się czystym fizycznie, bo kąpiel miała oczyścić duchowo. Dach był specjalnie skonstruowany, tak jak lejek, tylko płytszy. W czasie deszczu zbierała się tam woda i spływała do zbiornika. Można też było brać wodę z Babinki, ale ona nie była zbyt czysta, więc częściej korzystano z deszczówki. Wodę deszczową mieszało się w odpowiedniej proporcji z wodą z wodociągu. Przed Szabatem czy przed świętami na ulicach Kalisza widać było Żydów, jak szli z ręcznikami do mykwy. To był pierwszy sygnał, że nadchodzi świąteczny czas. To nie była jedyna mykwa, istniały również prywatne łaźnie”.
Planty i ich tożsamość stanowią opowieść o przeobrażeniach miasta. Trudnych i smutnych, o których pamiętać przychodzi trudno, ale też nie wolno nam o nich zapominać.
Materiał dotyczący części tekstu, pochodzi z prywatnych zbiorów Pani Hili Marcinkowskiej. Za użyczenie tegoż, autor dziękuje.
Mateusz Halak
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie