Reklama

Przewodnik po nieistniejącym mieście

31/01/2019 00:00

Miasto starych kościołów i dwóch synagog, ale przede wszystkim nowoczesne z mocno wpisaną tradycją legionową – taki obraz Kalisza przedstawiały przedwojenne przewodniki

 

Przeglądając stare przewodniki po Kaliszu, nasuwają się dwie refleksje. Pierwsza myśl, jak niewiele się zmieniło, walczy zawzięcie z drugą, że oto na naszych oczach wyrosło inne miasto. Nowy twór pożarł okoliczne wioski, otaczając – chcemy wierzyć, że z miłością – historyczne centrum. W jaki sposób pokazywać gród przyjezdnym, według jakiego planu się poruszać, jak to zrobić, żeby zaprezentować wszystko, co najważniejsze i nie zanudzić jednocześnie? Kanon narzucili przedwojenni przewodnicy Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego. Ich prosty podział według stron świata z kościołami św. Mikołaja na północy, pobernardyńskim (obecnie jezuitów) w części północno–wschodniej, kolegiatą i placem św. Józefa na wschodzie oraz franciszkanami i reformatami (nazaretanki) w południowo–zachodnim kwartale jest funkcjonalny do dzisiaj i dobrze oddaje charakter starego założenia. Na tej samej mapie pojawiają się miejsca, których dzisiaj albo nie ma, albo trwają całkowicie odmienione. Zbłąkani w czasie kaliszanin przeszłości i kaliszanin przyszłości czuliby się zadziwieni.

 

 

Diałe miasto legionistów i kozy

Na początku lat 30. XX stulecia miasto liczyło niewiele ponad 5, 5 tys. mieszkańców. „Po wojnie Kalisz zaczął się szybko odbudowywać i wyróżnia się wśród innych miast polskich: jest cały biały. Wszędzie białe mury, czyste, schludne i jakieś pogodne” – zaczynał swoją wycieczkę po Kaliszu z 1936 r. prof. Jan Kilarski. Kilkustronicowa broszurka Wydawnictwa Ligii Popierania Turystyki z pewnością nie jest najbardziej bezstronnym źródłem czerpania wiedzy o mieście i właśnie dlatego warto do niej zajrzeć. Zamiast historycznych wstępów Kilarski od razu przechodzi do rzeczy – spalenia z 1914 r. Jest to zabieg świadomy, bliski metodom socjotechniki. Na wywołanym siłą wyobraźni tle zniszczeń współczesne „białe mury, czyste i schludne” były dobrze widoczne. Tym samym Kalisz w sposób naturalny, tj. podyktowany przez zrządzenie losu, urasta do rangi symbolu nowego – młodości świeżo odzyskanej ojczyzny. Dzieje się tak pomimo metryki miasta i mimo urody jego zabytków. Znamienne, że w najbardziej kompetentnym przewodniku tego okresu, pióra Władysława Kwiatkowskiego, zasłużonego działacza Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego, autor proponuje rozpocząć zwiedzanie od mauzoleum legionistów. W międzywojniu pomnik jeńców Szczypiorna był żelaznym punktem programu wycieczek. Monumentalna konstrukcja z 1932 r., powstała według projektu prof. [Juliusza?] Kłosa, stała przy ul. Mickiewicza, co wówczas oznaczało plac w szczerym polu. „Po opuszczeniu dworca zdążamy do miasta ulicą Górnośląską. Jest to część Kalisza najrzadziej zabudowana. Po lewej stronie, wśród pól widać mauzoleum (…)” – kieruje wzrok turystów Kwiatkowski. Geneza nazwy ulicy Polnej w tej perspektywie staje się oczywista. W nieskażonej miejskim gwarem przestrzeni stała też jedna z trzech nowoczesnych szkół powszechnych Kalisza im. E. Repphana (dzisiaj szkoła im. M. Dąbrowskiej) oraz skręcalnia La Cotoniera (zabudowania zajęte przez market).

Sama Górnośląska, wówczas świeżo obsadzona drzewami, swoją nazwę zyskała właśnie w międzywojniu – w ten sposób uczczono śląski plebiscyt; de facto była pustym traktem łączącym dworzec z miastem właściwym, leżącym dopiero za rogatką.

I tylko kozy bezceremonialnie wypasane w przyulicznych rowach psuły wzniosłość patriotycznego obrazka. Skubiące trawę zwierzęta, skrzętnie pomijane przez autorów przewodnikowych laurek, stały się niechlubnymi bohaterami prasowych doniesień.

 

Pończochy Maryli

Nie tylko ulice były nowe. Na pl. 11 Listopada, czyli obecnym Głównym Rynku, bieliły się ściany neoklasycystycznego ratusza projektu Sylwestra Pajzderskiego (1924 r.). Burzliwe dzieje jego budowy dostarczają tematu na osobne opracowanie. Turyści zaglądali do mieszczącego się tutaj Muzeum Ziemi Kaliskiej (w obecnym muzealnym gmachu przy ul. Kościuszki działała izba skarbowa), instytucji wyrastającej wprost z XIX–wiecznych pasji kolekcjonerskich. Dalej przewodnik Kwiatkowskiego podpowie zwiedzającym: „Po wyjściu z muzeum skierować się w ul. Kanonicką. Z cmentarza kościelnego [przy kościele św. Mikołaja] wyjść tylną bramą do ulicy Szklarskiej, a nią do Nadwodnej [Parczewskiego]. Następnie przez most drewniany dojść do Rynku Dekerta [Nowy Rynek], a stąd dla zwiedzania przemysłu ul. Szopena do fabryki fortepianów A. Fibigera i Kal. Manuf. Pluszu i Aksamitu [Kaliska Manufaktura Pluszu i Aksamitu SA, popularna Pluszownia, po wojnie Runotex], a ul. Majkowską do gazowni i rzeźni”. Jak wynika z opisu, nie tylko gmachy o starej metryce zaliczano do ciekawych; przed gośćmi chwalono się tym, co najlepiej świadczyło o prężności nadprośniańskiego grodu. A Kalisz słynął wówczas z fortepianów, pluszów i aksamitów oraz koronek (obok wymienionych do przodujących zakładów w kraju należała Pierwsza Kaliska Fabryka Tiulu, Firanek i Koronek Samuela Flakowicza). Kobiety mają własne preferencje. Maryla Szachówna, autorka najbardziej subiektywnego przewodnika kaliskiego, niestety obarczonego także największą ilością błędów, wśród przemysłowych „cudów” miasta wymienia fabrykę Sukc–Holca przy ul. Szopena: „Poruszana jest [fabryka] parą i produkuje rocznie 250.000 par pończoch”…

 

Prawie jak kurort

Pogodny nastrój miasta, jak zapewniał Kilarski, „udziela się wszędzie: na rynku, po placach, na ulicach, w obliczu świątyń starożytnych i nowego wytwornego ratusza”. Do rangi najważniejszych atrakcji urasta sama rzeka. „A obok tego panuje wielki luksus wody. Prosna ze swymi odnogami przewija się przez śródmieście; spięta kilkunastoma mostami nie stanowi przeszkody komunikacyjnej i jest ozdobą niezwykłą”. Inaczej czyta się te słowa, pamiętając o Babince przepływającej dzisiejszymi plantami. Idąc od ratusza Kanonicką na Rynek Dekerta, trzeba było przejść przez most, wychodzący niemal naprzeciw neogotyckiego budyneczku Straży Ogniowej. „(…) w głębi rynku drugi, podobny stylem, będący miejscem postoju taboru miejskiego”. Nad rzeką, stąd nazwa ulicy Nadwodnej, usytuowano jatki mięsne, a koło mostu Trybunalskiego fragment średniowiecznego muru obronnego z brązowym popiersiem Kazimierza Wielkiego. Dla dawnych przewodników był to zapewne dobry punkt, aby opowiadać o przestrzennym rozwoju grodu przez stulecia. Tutaj w al. Józefiny [Wolności] turyści dowiadywali się, że najbardziej reprezentacyjna ulica miasta jest symbolem pierwszego powiewu nowoczesności nad Prosną, który przyszedł z XIX wiekiem. „Pod nr 3 Hotel Europa z pierwszorzędną restauracją i kawiarnią. Pod nr 5 gmach poczty i telegrafu oraz rozmównica telefoniczna. Nr 9 modernistyczny gmach Banku Ziemi Kaliskiej (dzisiaj Pekao BP)” – opisuje Szachówna. W jej przewodniku niemal co drugi budynek jest modernistyczny (tj. nowoczesny), empirowy (tj. klasycystyczny) albo po prostu ładny. Jeżeli uznamy ważność tych określeń, wzorcowym dla kaliskiej architektury staje się teatr. Styl gmachu zaprojektowanego przez znanego architekta międzywojnia Czesława Przybylskiego stoi w połowie drogi między naśladownictwem form danych i wykluwaniem się nowego, być może zatem jest po prostu ładny. Zwiedzający Kalisz w 1932 r. widzieli tylko mury i dach z mozołem przez lata prowadzonej inwestycji, bo – jak pisał Kwiatkowski – „brak funduszów na zrealizowanie poczynionych zamierzeń”.

Prawdziwa „Wenecja Północy” rozpościerała się jednak dopiero po przekroczeniu mostu do parku. Był to ogród romantycznych ruin i rzeźb Daragana, domku szwajcarskiego, oranżerii i różanych pergoli, świetnych ogrodników i sportowych emocji związanych z licznymi przystaniami wioślarskimi, kortami tenisowymi, a nade wszystko stadionem. W przewodnikach reklamowała się jeszcze Lecznicza Położniczo–Chirurgiczna oraz Zakład Hydropatyczny (dawna Hydropatia, dzisiejsze przedszkole), choć już wówczas była to raczej lokalna osobliwość. Budujący się szpital miejski przy ul. Toruńskiej ostatecznie zamknie historię tego przybytku.

 

Trochę rozrywki

Jakie to zatem było miasto? Niewielkie i znacznie cichsze od dzisiejszego, z adekwatną do swojej zasobności ofertą rozrywek. Tu nic się nie zmienia. Z dworca do pl. Kilińskiego można się było dostać za opłatą 50 gr od osoby. Autobusy przystawały przy ratuszu i al. Józefiny oraz na rogatce. Poza tym kursowały dorożki konne i samochodowe. Szachówna wymienia cztery hotele, podobną liczbę cukierni, dziewięć banków, trzy kina i pięć tytułów prasowych. Bodaj najmocniej zestarzały się informacje o kąpielach rzecznych i łazienkach: „Kąpać można się w łazienkach miejskich nad Prosną za parkiem, przejście przez most wprost domku szwajcarskiego, lub na plaży za Strzelnicą [tzw. Dom Kowalskiego na Starym Mieście] i w Piwonicach, dokąd odbywają się w niedziele i święta gremialne wycieczki kaliszan. Łaźnie: Kąpiele Miejskie – Al. Józefiny (obok dawnej elektrowni), Hydropatia (w parku), kąpiele Towarzystwa Higienicznego, ul. Kopernika, dom własny”. Ofertę rozszerzały zawody sportowe organizowane na stadionie oraz przedstawienia przyjezdnych trup aktorskich. Do czasu otwarcia teatru (1936 r.) rolę miejscowej sceny pełniła sala Stowarzyszenia Rzemieślników Chrześcijańskich (późniejsza Adria).

 

Cytaty wykorzystane w tekście pochodzą z nast. opracowań: J. Kilarski, Kalisz i Gołuchów, Wydawnictwo Ligii Popierania Turystyki, 1936; Władysław Kwiatkowski, przewodnik po Kaliszu, Kalisz 1932; Maryla Szachówna, Kalisz i jego okolice. Przewodnik ilustrowany z planem miasta, Kalisz 1927.

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do