
Zwróćcie tylko Państwo uwagę, jak urokliwie meandruje ulica Śródmiejska patrząc na jej bieg zza Rogatki. Te meandry to pozostałości prastarej metryki tego najstarszego i najważniejszego traktu do miasta. Transformacje terenów historycznego Przedmieścia Wrocławskiego na przestrzeni ostatnich 200 lat można czytać jak papierek lakmusowy mówiący o sytuacji gospodarczej całego miasta. Miasto i przemieście w stronę Wrocławia silnie od siebie zależały. Dziś skupimy się na nieistniejącym dziś już mostem nad ulicą Tadeusza Kościuszki – tak, by dojść na rynek z ratuszem, dwa wieki temu trzeba było przejść nie dwa, a trzy mosty.
Spacer historyczny
A więc wchodząc w postać obywatela naszego miasta pod rządami pruskimi, na początku XIX wieku spróbujmy prześledzić trasę jaką trzeba było przejść od Mostu Kamiennego aż do granicy miasta, w 1828 roku zaakcentowanej przez budynek przypominający grecką świątynkę. Za mostem Wrocławskim, inaczej zwanym – przypomnijmy – Młyńskim a obecnie Kamiennym, mijał trzy pływające obok niego młyny i wkraczał w ulicówkę wiodącą przez Przedmieście. Na kępie w kształcie trójkąta stało kilka domów z ogródkami. Kąt ten nazywano „Na Grobli”. Na wprost niego, po drugiej stronie traktu, ciągnęły się pola i ogrody z kilkoma drewnianymi domami, czyli „Rembowszczyzna”. Idąc dalej przechodziło się przez most na odnodze Prosny określany „Topielcem” – a dziś znanym jako Rypinkowski lub Żelazny. Dalej był trzeci most nad leniwą i płytką odnogą Prosny – jej starorzeczem nieistniejącym współcześnie, choć jeszcze w połowie ubiegłego wieku służyło ono jako kanał ściekowy. Dalej było skrzyżowanie dróg; w prawo droga wiodła na Dobrzec, Korczak i Ogrody, w lewo – na Rypinek i Stare Miasto. Tu, za tą krzyżówką, można było pokrzepić strudzone wędrówką ciało w zajeździe imć pana Jastrzębskiego, szlachcica prowadzącego zajazd „Nowy Świat”. 0d niego to wzięła się późniejsza nazwa ulicy prowadzącej na Czaszki.
Na mapach z 1802 i 1825 roku
Przedmieście Wrocławskie w pierwszych latach XIX stulecia otrzymało od losu szansę na rozwój. Uwaga magistratu była jednak podyktowana dość smutnymi okolicznościami, a mianowicie pożarem miasta z 1792 roku, w którym w popiół i węgiel obrócona została większość lokacyjnego centrum Kalisza. Tutaj przez moment dziejowy biło tętno miasta, i wtedy właśnie nastąpił asumpt do rozwoju architektoniczno–urbanistycznego tych terenów. Nowe porządki wprowadzone przez Prusaków w przypadku Przedmieścia dotyczyły m.in. szpitala św. Trójcy. Szpital odebrano kanonikom i przekazano w ręce władz miejskich, a po likwidacji szpitala św. Ducha na Przedmieściu Toruńskim, stał się jedyną lecznicą w mieście. Plany postawienia tutaj nowego, murowanego szpitala nie zostały zrealizowane, bo i rządy pruskie dobiegły końca. Nowy szpital św. Trójcy stanął dopiero w 1824 r. i odtąd był jedynym szpitalem w Kaliszu aż do okresu międzywojennego.
Czasy Księstwa Warszawskiego dla przedmieścia to okres uroczystych i mniej uroczystych przemarszów. Tędy uroczyście wkraczali do miasta: marszałek Davout – pełnomocnik Napoleona w Warszawie, generał Vendomme – wsławiony skutecznym obleganiem twierdz pruskich na Śląsku, a także sam „miłościwie nam panujący” król saski i wielki Książę warszawski – Fryderyk August. Przemaszerował tędy jak „kolorowy ptak rajski” dwór brata Napoleona – Hieronima, króla Westfalii – co kaliscy mieszczanie ze względu na olbrzymie koszty, jakie ta wizyta za sobą pociągnęła, przyjęli z daleko mniejszym entuzjazmem. Ale już całkiem wydłużyły im się miny na widok ciągnących tędy olbrzymich wielonarodowościowych wojsk zdążających na wojnę z Rosją. Jak na ironię, w tym samym miejscu, gdzie w 1810 r. witano księcia warszawskiego, 10 listopada 1815 r., pod specjalnie zbudowaną bramą triumfalną władze miasta witały „wskrzesiciela Ojczyzny” cara-imperatora i rychło króla polskiego Aleksandra I. Sam ojciec gwardian reformatów podawał carowi święconą wodę, a dzwony wszystkich kościołów głosiły chwałę zwycięzcy Napoleona – bezbożnika”.
W dobie Królestwa Polskiego zmieniły się wygląd i charakter Wrocławskiego. Powstał piękny akcent architektoniczny – Most Kamienny łączący centrum z przedmieściem. Na rogu Alei Józefiny powstał Hotel Polski Ludwika Woelffla. Na drugim końcu Przedmieścia stanął wspomniany już szpital św. Trójcy i do dziś stojąca o antycznym rodowodzie stylistycznym Rogatka Wrocławska. Wszystko, co leżało za nią, długo jeszcze zaliczało się do wsi, a przy przekraczaniu granicy mieszkańcy musieli uiszczać odpowiednią opłatę. W takim otoczeniu musiał razić stareńki, w tym czasie już w ruinie i najzupełniej opuszczony – drewniany kościółek św. Trójcy z XVI w. Rozebrano go więc w 1821 r. Początek ulicy – jako że Przedmieście było właściwie jedną długą ulicą z małymi przyległościami – był miejscem o wybitnie rozrywkowym charakterze. Przy moście Kamiennym w 1817 r. „normański sztukmistrz i uprzywilejowany królewsko-pruski pływak” Wilhelm Mikulski robił pod wodą różne sztuczki, między wieloma innymi „woził ludzi taczką po wodzie”. Tu gdzie dziś stoi duży gmach Banku Rolnego, wtedy w ogrodach pana Maxa systematycznie... puszczano balony. Puszczał balon w 1820 r. Holender Aleksander Terzl (po raz pierwszy odwiedził Kalisz już w 1799 r.) i Andrzej Kahle z Poczdamu. W następnym roku „Kunstmistrz Akademiczny i mechanik” H. S. Berg puszczał balon 90 stóp objętości mający, a w 1827 r. ze względu na złą pogodę odwołać musiał swój występ „aerostata” Wenzl Tuschil planujący „sam wznieść się balonem”. Z ogłoszenia o sprzedaży posesji przez wdowę Max w 1842 r. dowiadujemy się, że były tu także kręgielnie, oranżeria, nie licząc rozległych ogrodów spacerowych.
Nad starorzeczem
Trudno może przyjść wyobrazić sobie, że w miejscu obecnego styku Śródmiejskiej z ulicą Tadeusza Kościuszki w omawianym dziś okresie historii miasta, płynęła sobie leniwie Prosna. Choć był to ślepy kanał, wysychający miejscami w co gorętsze lata i zupełnie nieuregulowany, to przysparzał kłopotów miastu, zwłaszcza w okresie wiosennych roztopów i obfitych w deszcz lat. Tak więc niegdyś, między Rogatką Wrocławską i Rynkiem Głównym były trzy kanały rzeki. I ktoś mógłby przytoczyć w tym miejscu sławną (a może sławetną?) przypowieść o Kaliszu jako małej Wenecji, to jednak, z miastem na wodzie znad Adriatyku, tereny te nie miały nic wspólnego. Były tu błota i urodzajne ziemie między niezliczonymi „uśmiechami Prosny” Uśmiechami, czyli odciętymi od koryta meandrami. Wieś Ogrody, leżąca nieopodal korzystała z tych dobrodziejstw, rzecz jasna utrzymując w ryzach rzekę na tyle ile pozwalała technologia. Spośród dużych ogrodów z Wrocławskiego, należy wspomnieć ten zamykający ulicę Fabryczną przy styku ze Śródmiejską, należący do Perlego, oraz ogród przy kamienicy Kowalskich czyli najwyższej kamienicy przy Śródmiejskiej – utracony po 1945 roku. Wrocławskie, nazwane w „Nocach i Dniach” Raciborskim, to przedmieście w historii którego przedrostki „naj”, występowały częściej niż w przypadku innych części miasta. Inna sprawa, że te określenia prezentowały szeroki wachlarz opinii o Wrocławskim. Słynęło ono i nadal słynie z wielu arcyciekawych rzeczy.
Mateusz Halak
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie