Reklama

Przyjemnie wiosną podumać nad Prosną

04/04/2021 07:00

Zwróćcie tylko Państwo uwagę, jak urokliwie meandruje ulica Śródmiejska patrząc na jej bieg zza Rogatki. Te meandry to pozostałości prastarej metryki tego najstarszego i najważniejszego traktu do miasta. Transformacje terenów historycznego Przedmieścia Wrocławskiego na przestrzeni ostatnich 200 lat można czytać jak papierek lakmusowy mówiący o sytuacji gospodarczej całego miasta. Miasto i przemieście w stronę Wrocławia silnie od siebie zależały. Dziś  skupimy się na nieistniejącym dziś już mostem nad ulicą Tadeusza Kościuszki – tak, by dojść na rynek z ratuszem, dwa wieki temu trzeba było przejść nie dwa, a trzy mosty.

Spacer historyczny
A więc wchodząc w postać obywatela naszego miasta pod rządami pruskimi, na początku XIX wieku spróbujmy prześledzić trasę jaką trzeba było przejść od Mostu Kamiennego aż do granicy miasta, w 1828 roku zaakcentowanej przez budynek przypominający grecką świątynkę. Za mostem Wrocławskim, inaczej zwanym – przypomnijmy – Młyńskim a obecnie Kamiennym, mijał trzy pływające obok niego młyny i wkraczał w ulicówkę wiodącą przez Przedmieście. Na kępie w kształcie trójkąta stało kilka domów z ogródkami. Kąt ten nazywano „Na Grobli”. Na wprost niego, po drugiej stronie traktu, ciągnęły się pola i ogrody z kilkoma drewnianymi domami, czyli „Rembowszczyzna”. Idąc dalej przechodziło się przez most na odnodze Prosny określany „Topielcem” – a dziś znanym jako Rypinkowski lub Żelazny. Dalej był trzeci most nad leniwą i płytką odnogą Prosny – jej starorzeczem nieistniejącym współcześnie, choć jeszcze w połowie ubiegłego wieku służyło ono jako kanał ściekowy. Dalej było skrzyżowanie dróg; w prawo droga wiodła na Dobrzec, Korczak i Ogrody, w lewo – na Rypinek i Stare Miasto. Tu, za tą krzyżówką, można było pokrzepić strudzone wędrówką ciało w zajeździe imć pana Jastrzębskiego, szlachcica prowadzącego zajazd „Nowy Świat”. 0d niego to wzięła się późniejsza nazwa ulicy prowadzącej na Czaszki. 

Na mapach z 1802 i 1825 roku
Przedmieście Wrocławskie w pierwszych latach XIX stulecia otrzymało od losu szansę na rozwój. Uwaga magistratu była jednak podyktowana dość smutnymi okolicznościami, a mianowicie pożarem miasta z 1792 roku, w którym w popiół i węgiel obrócona została większość lokacyjnego centrum Kalisza. Tutaj przez moment dziejowy biło tętno miasta, i wtedy właśnie nastąpił asumpt do rozwoju architektoniczno–urbanistycznego tych terenów. Nowe porządki wprowadzone przez Prusaków w przypadku Przedmieścia dotyczyły m.in. szpitala św. Trójcy. Szpital odebrano kanonikom i przekazano w ręce władz miejskich, a po likwidacji szpitala św. Ducha na Przedmieściu Toruńskim, stał się jedyną lecznicą w mieście. Plany postawienia tutaj nowego, murowanego szpitala nie zostały zrealizowane, bo i rządy pruskie dobiegły końca. Nowy szpital św. Trójcy stanął dopiero w 1824 r. i odtąd był jedynym szpitalem w Kaliszu aż do okresu międzywojennego. 

  Czasy Księstwa Warszawskiego dla przedmieścia to okres uroczystych i mniej uroczystych przemarszów. Tędy uroczyście wkraczali do miasta: marszałek Davout – pełnomocnik Napoleona w Warszawie, generał Vendomme – wsławiony skutecznym obleganiem twierdz pruskich na Śląsku, a także sam „miłościwie nam panujący” król saski i wielki Książę warszawski – Fryderyk August. Przemaszerował tędy jak „kolorowy ptak rajski” dwór brata Napoleona – Hieronima, króla Westfalii – co kaliscy mieszczanie ze względu na olbrzymie koszty, jakie ta wizyta za sobą pociągnęła, przyjęli z daleko mniejszym entuzjazmem. Ale już całkiem wydłużyły im się miny na widok ciągnących tędy olbrzymich wielonarodowościowych wojsk zdążających na wojnę z Rosją. Jak na ironię, w tym samym miejscu, gdzie w 1810 r. witano księcia warszawskiego, 10 listopada 1815 r., pod specjalnie zbudowaną bramą triumfalną władze miasta witały „wskrzesiciela Ojczyzny” cara-imperatora i rychło króla polskiego Aleksandra I. Sam ojciec gwardian reformatów podawał carowi święconą wodę, a dzwony wszystkich kościołów głosiły chwałę zwycięzcy Napoleona – bezbożnika”. 
W dobie Królestwa Polskiego zmieniły się wygląd i charakter Wrocławskiego. Powstał piękny akcent architektoniczny – Most Kamienny łączący centrum z przedmieściem. Na rogu Alei Józefiny powstał Hotel Polski Ludwika Woelffla. Na drugim końcu Przedmieścia stanął wspomniany już szpital św. Trójcy i do dziś stojąca o antycznym rodowodzie stylistycznym Rogatka Wrocławska. Wszystko, co leżało za nią, długo jeszcze zaliczało się do wsi, a przy przekraczaniu granicy mieszkańcy musieli uiszczać odpowiednią opłatę. W takim otoczeniu musiał razić stareńki, w tym czasie już w ruinie i najzupełniej opuszczony – drewniany kościółek św. Trójcy z XVI w. Rozebrano go więc w 1821 r. Początek ulicy – jako że Przedmieście było właściwie jedną długą ulicą z małymi przyległościami – był miejscem o wybitnie rozrywkowym charakterze. Przy moście Kamiennym w 1817 r. „normański sztukmistrz i uprzywilejowany królewsko-pruski pływak” Wilhelm Mikulski robił pod wodą różne sztuczki, między wieloma innymi „woził ludzi taczką po wodzie”. Tu gdzie dziś stoi duży gmach Banku Rolnego, wtedy w ogrodach pana Maxa systematycznie... puszczano balony. Puszczał balon w 1820 r. Holender Aleksander Terzl (po raz pierwszy odwiedził Kalisz już w 1799 r.) i Andrzej Kahle z Poczdamu. W następnym roku „Kunstmistrz Akademiczny i mechanik” H. S. Berg puszczał balon 90 stóp objętości mający, a w 1827 r. ze względu na złą pogodę odwołać musiał swój występ „aerostata” Wenzl Tuschil planujący „sam wznieść się balonem”. Z ogłoszenia o sprzedaży posesji przez wdowę Max w 1842 r. dowiadujemy się, że były tu także kręgielnie, oranżeria, nie licząc rozległych ogrodów spacerowych.

Nad starorzeczem
  Trudno może przyjść wyobrazić sobie, że w miejscu obecnego styku Śródmiejskiej z ulicą Tadeusza Kościuszki w omawianym dziś okresie historii miasta, płynęła sobie leniwie Prosna. Choć był to ślepy kanał, wysychający miejscami w co gorętsze lata i zupełnie nieuregulowany, to przysparzał kłopotów miastu, zwłaszcza w okresie wiosennych roztopów i obfitych w deszcz lat. Tak więc niegdyś, między Rogatką Wrocławską i Rynkiem Głównym były trzy kanały rzeki. I ktoś mógłby przytoczyć w tym miejscu sławną (a może sławetną?) przypowieść o Kaliszu jako małej Wenecji, to jednak, z miastem na wodzie znad Adriatyku, tereny te nie miały nic wspólnego. Były tu błota i urodzajne ziemie między niezliczonymi „uśmiechami Prosny” Uśmiechami, czyli odciętymi od koryta meandrami. Wieś Ogrody, leżąca nieopodal korzystała z tych dobrodziejstw, rzecz jasna utrzymując w ryzach rzekę na tyle ile pozwalała technologia. Spośród dużych ogrodów z Wrocławskiego, należy wspomnieć ten zamykający ulicę Fabryczną przy styku ze Śródmiejską, należący do Perlego, oraz ogród przy kamienicy Kowalskich czyli najwyższej kamienicy przy Śródmiejskiej – utracony po 1945 roku. Wrocławskie, nazwane w „Nocach i Dniach” Raciborskim, to przedmieście w historii którego przedrostki „naj”, występowały częściej niż w przypadku innych części miasta. Inna sprawa, że te określenia prezentowały szeroki wachlarz opinii o Wrocławskim. Słynęło ono i nadal słynie z wielu arcyciekawych rzeczy. 
Mateusz Halak

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do