Reklama

Rezerwat legend i marzeń

31/01/2019 00:00

W przeddzień otwarcia Rezerwatu Archeologicznego na Zawodziu

Jak wyeksponować relikty grodziska na Zawodziu? Mordowaliśmy się z tym pytaniem przez pół wieku. Zakończona niedawno realizacja definitywnie ucina spekulacje. Jak ją przyjmiemy? Na ile spełni oczekiwania powstałe przez dziesięciolecia powolnego odkrywania świetnej przeszłości grodu?

Pisał w 1959 r. Krzysztof Dąbrowski: „Wyniki badań wykopaliskowych na Zawodziu w 1958 r. spowodowały zmierzch barwnej legendy o zaginionej w tajemniczych okolicznościach kolegiacie św. Pawła. Ustalono jej lokalizację stwierdzając, że nie moce cudowne starły ją z powierzchni, lecz uległa ona prozaicznej rozbiórce, w wyniku której ciosy romańskie służyły jako budulec mieszkańców Zawodzie i Starego Miasta”. Podjęte w tamtym czasie badania wykopaliskowe były największe z dotychczas przeprowadzonych na Zawodziu; przyniosły też najbardziej spektakularne odkrycia. Już dwa lata później powstał pierwszy plan utworzenia rezerwatu archeologicznego. Obok Giecza i Lednicy Kalisz pretendował wówczas do najważniejszego miejsca ekspozycji reliktów grodzisk wczesnopiastowskich w Polsce. Międzynarodowe sesje i kontakty z naukowcami spoza granic socjalistycznego państwa, niemniej z przyczyn politycznych koncentrujące się głównie w obrębie „bloku wschodniego”, rozbudzały ambicje miasta nad Prosną. Kaliskie wykopaliska wizytował sam prof. Aleksander Gieysztor, szef Kierownictwa Badań nad Początkami Państwa Polskiego, instytucji powołanej do koordynacji prac archeologicznych w całym kraju. Zrzeszała ona najprężniejszych naukowców i przodowała w badaniach interdyscyplinarnych. Do tej mocnej grupy należał Krzysztof Dąbrowski, który dla popularyzacji i promocji Zawodzia zrobił najwięcej. Był on niewątpliwie pierwszą tak wyrazistą postacią w historii badań kaliskiego grodziska, ale nie pierwszą, która próbowała wydrzeć legendom ich tajemnicę.

Szwedzkie Góry
Mieszkańcy o dawnym grodzisku przez wieki opowiadali różne rzeczy. Ośrodek przeżywający swój rozkwit za panowania Mieszka III Starego (zm. 1202) dwa wieki później już definitywnie popadł w zapomnienie. Najpierw ruiny, a potem przykryte ziemią pozostałości dawnych wałów obronnych i kamiennej kolegiaty z czasem zaczęły przybierać formę wzniesień. Mniej więcej wtedy, kiedy po stuleciach wydobywania stąd budowlanego materiału już nikt nie pamiętał, co kryją wypiętrzenia, zaczęto bajać o „Szwedzkich Górach”. Rzekome szańce mieli usypać żołnierze, którzy od czasu do czasu – jak wierzono – pojawiali się na swoich dawnych umocnieniach w scenografii ognistych kuli i innych nadprzyrodzonych zjawisk. Już jednak Adam Chodyński, dziewiętnastowieczny historyk, podkreślał, że to ludowe podanie niewiele ma wspólnego z faktami. W górach – idąc za starymi kronikami – Chodyński upatrywał piastowskiego zamku. Jak przemożna jest siła sugestii, zwłaszcza romantycznej duszy, bardzo dobrze widać na planie wykonanym w 1885 r. przez Władysława Tarłowskiego. Zainspirowany opowieściami Chodyńskiego, geometra w „Szwedzkich Górach” zobaczył pozostałości regularnie zbudowanego na planie pięciokąta zamczyska... Mimo sporej dozy fantazji plan pozostaje ważnym źródłem dla badaczy przeszłości; po pierwsze wskazuje początek naukowego zainteresowania grodziskiem, po drugie pokazuje stopień jego degradacji, po trzecie jest dobrą ilustracją poglądów epoki i preferowanej wówczas estetyki.

Kolegiata
zamiast zamku 
Przekonanie o tym, że wzniesienia kryją zamek piastowski dopiero na początku XX stulecia obalił naukowiec z Krakowa, prof. Władysław Demetrykiewicz. On pierwszy, za namową kaliskiej elity, księży prałata Jana Sobczyńskiego i kanonika Józefa Szafnickiego oraz mecenasa Alfonsa Parczewskiego, przeprowadził w 1903 r. sondażowe badania na Zawodziu. On pierwszy również w kamiennych reliktach zobaczył pozostałości średniowiecznej świątyni. Kilkanaście lat później w memoriale do Polskiej Akademii Umiejętności Demetrykiewicz donosił: „(…) Podjąłem próbne wykopy w jednym ze wspomnianych pagórkowatych wzniesień (…) na grodzisku i natrafiłem na głębokości 1-1,5 m na zwalone w nieładzie pięknie obrobione i profilowane ciosy, pochodzące ze średniowiecznej okazałej budowli romańskiej z XII wieku, raczej kościelnej niż świeckiej, pomieszane z kawałkami przepalonych belek, ułamkami cegieł w formie czworobocznych słupków, czerepami ceramiki średniowiecznej i pogruchotanymi kośćmi (…)”. Efekt tych skromnych badań był zaskakująco bogaty. Sześć kamiennych ciosów, fragmenty profilowanych cokołów i obramień, stanowiły niezbite argumenty przemawiające za tym, że kaliski ośrodek wart jest poznania. W tym czasie zaczyna krążyć inna legenda – o zaginionej kolegiacie i złotych trumnach Piastów zatopionych gdzieś w bagnistych polach Zawodzia.
Czas i pieniądze na przeprowadzenie szeroko zakrojonych badań miały nadejść dopiero po drugiej wojnie światowej. Naukowcom pomogła polityka.
   
Iwona i książę
Na zainicjowane przez Kościół w drugiej połowie lat 50. obchody Milenium Chrztu Polski władze odpowiedziały Tysiącleciem Państwa Polskiego. Tym samym znalazły się pieniądze na intensywne prace wykopaliskowe w najważniejszych ośrodkach piastowskiego państwa. Stworzony w istocie z pobudek ideologicznych program przyniósł odkrycia, z których do dzisiaj czerpie nauka. Dla archeologów był to czas żniw. Kalisz na ówczesnej mapie zajmował miejsce uprzywilejowane. Jubileusz osiemnastu wieków miasta otwierał państwowe obchody.
W takiej atmosferze, będącej mieszaniną ekscytacji, odświętności i oczekiwania na spektakularne wyniki, rozpoczynano badania na Zawodziu w 1958 r. Pracami kierował Krzysztof Dąbrowski – młody rzutki naukowiec o niebywałej intuicji, z Instytutu Kultury Materialnej PAN, od kilku już lat penetrujący teren Kalisza i okolic. W założonych wykopach częściej można było jednak spotkać dwie młode archeolożki z Warszawy: Iwonę Dąbrowską, wówczas żonę Krzysztofa, i Rytę Kozłowską. Przyjaciółki wspólnie zajmowały się również organizacją pracy i przygotowaniem posiłków dla ekspedycji kopiącej na Zawodziu.
Niemal natychmiast, już w pierwszym sezonie, odkryto kolegiatę, nad której pozostałościami wznosił się wyraźny kurhan. Pomiędzy reliktami fundamentów świątyni Iwona odkryła obiekt – dzisiaj interpretowany jako element budowy ołtarza – okrzyknięty sensacją naukową. Mówiono i pisano o odnalezionych grobach książęcych, mauzoleum najwspanialszego władcy wczesnośredniowiecznego grodu Mieszka III Starego oraz jego syna Mieszka Mieszkowica. Ranga Kalisza rosła. To był sukces na miarę oczekiwań i ambicji „najstarszego w Polsce” miasta. „Prasa codzienna i komunikaty radiowe podawały w ostatnim tygodniu lipca wiadomość o odkryciu grobowca księcia Mieszka Starego. Ta sensacja naukowa wywarła zrozumiałe poruszenie w Kaliszu – mieście darzącym archeologię szczególnym sentymentem i wiążącym z wynikami jej badań swoje ambitne plany na przyszłość” – relacjonował na łamach lokalnej gazety Krzysztof Dąbrowski, mocno już wówczas zaangażowany w przygotowania do kaliskiego jubileuszu.
Najbardziej znane zabytki z Zawodzia: pozostałości drewnianego krzyża okutego miedzianą blachą, kamienna płyta z drzewem życia, fragmenty witraży z kolegiaty zostały odkryte w tym pierwszym okresie wykopalisk. Przez następne sezony uzyskano wiedzę dotyczącą podstawowych faz rozwoju grodu (IX  – X/XI – XII w.), jego rozplanowania i umocnień oraz zabudowy drewnianej.  

Rezerwat z pleksiglasu
Po fali euforii trzeba było sobie odpowiedzieć na pytanie, co zrobić z odkopanym dziedzictwem. Badania jeszcze trwały – pierwszy etap zakończył się w 1965 r. – gdy Krzysztof Dąbrowski wystąpił z projektem utworzenia na Zawodziu rezerwatu archeologicznego. Podstawowym materiałem konstrukcji postawionych nad reliktami kolegiaty i innych obiektów grodu, zachowanych na miejscu miały być stalowe rury i pleksiglas. Dąbrowski tłumaczył, że mocny kontrast pozwoli wydobyć oryginalność wczesnośredniowiecznej architektury. Po latach ta pierwsza koncepcja broni się jednym – zakodowaną w niej myślą, aby nie zakopywać z powrotem tego, co raz odkopano. Po krytyce projekt zmieniono, ale i tak nie uchroniło go to przed losem wiecznego „półkownika”, ciekawostki dla badaczy tendencji w ochronie i konserwacji zabytków. Koncepcja ostatecznie zrealizowana jest diametralnie inna; opiera się na popularnej dzisiaj rekonstrukcji, tj. możliwie najbliższym w formie zbliżeniu do czasów minionych, w tym przypadku świata książąt i wojów. Disneyland w przebraniu czy ambitna próba ożywienia historii? Czas pokaże.

Anna Tabaka, Maciej Błachowicz     


Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do