Reklama

Robert Pusch i hotel Wiedeński (cz. I)

11/03/2009 13:05

Jeśli nawet mówił po polsku, to zapewne z błędami i obcym akcentem. Robert Pusch czuł się rodowitym Niemcem. Tym bardziej pozostaje intrygującą osobą. Przy niełatwych relacjach polsko-niemieckich cieszył się szacunkiem wszystkich nacji zamieszkujących dziewiętnastowieczny Kalisz

Pewien problem w na-
    szkicowaniu wizerunku stanowi charakter zachowanych źródeł. Relacje  z kart miejscowej gazety mają tak oficjalny ton, że trudno wyobrazić sobie rzeczywistą postać, nawet jeśli przekazów zachowało się sporo. Znane są chronologicznie ułożone etapy życia – ba, zachowała się fotografia, ale na pytanie, jakim człowiekiem był Robert Pusch, nadal nie znamy odpowiedzi. A może już sam brak osobistych relacji jest wskazówką? „Praca, wytrwałość, uczciwość i uprzejmość” – charakteryzował naszego bohatera Adam Chodyński. Elementami życiorysu ten kaliszanin z wyboru przypomina Stanisława Wokulskiego, ale bez tak intrygujących biografów romantycznych uniesień.

Self made man
Stateczna twarz, lekko barczysta sylwetka z pewną skłonnością do otyłości, w końcu przedmioty i ubiór świadczą o mieszczańskim dobrobycie. Fotografia z MOZK pokazuje Roberta już jako zamożnego obywatela Kalisza. Jednak chyba nie zawsze tak było. Urodzony 13 października 1813 r. w Brzegu na Śląsku (niem. Brieg) bardzo szybko (już jako uczeń) musiał podjąć praktykę w jednym z kantorów kupieckich. Był więc raczej skromnego pochodzenia. Wiemy, że do Kalisza przybył w 1834 r. i tutaj w wieku 21 lat objął odpowiedzialną jak na tak młodego człowieka funkcję buchaltera (księgowy – kasjer) w fabryce sukna. Jej właściciele, bracia Repphan, chętnie popierali swoich niemieckich ziomków, ale również jako najwięksi w Kaliszu przemysłowcy kierowali się interesem rodzinnej firmy. Zapewne więc dostrzegli w swoim rodaku niebywałą pracowitość i solidność. Nieznane są osobiste motywy decyzji Puscha o związaniu się z Kaliszem  W 1840 r. ożenił się z Amelią z Neugebauerów. Czy było to małżeństwo z miłości, czy też związek z majętną panną miał być środkiem do zdobycia kapitału – źródła milczą. Jedno jest pewne – wraz ze ślubem nasz bohater decyduje się na opuszczenie bezpiecznej posady i otworzenie własnego interesu.
Dwudziestosześcioletni Robert postanawia zainwestować w branżę hotelową i w tym samym roku przy rynku w Kaliszu w otwiera swój pierwszy „dom gościnny”. Siedem lat później zakład przenosi się na ulicę Przygrodzką  (obecnie Garbarska), gdzie pod nazwą hotelu Wiedeńskiego będzie istnieć jeszcze wiele lat po śmierci swojego założyciela.
Cechą charakterystyczną młodego przedsiębiorcy okaże się odwaga i umiejętność zdobywania zaufania. Dzięki temu udaje mu się przekonać Wilhelma Neugebauera (krewnego żony?) do udzielenia ryzykownej gwarancji na wysoką pożyczkę, potrzebną na rozbudowę. W razie niepowodzenia żyrant straciłby rodzinny majątek – wieś Gruszczyce w Sieradzkim. Na szczęście przedsięwzięcie kończy się sukcesem, a hotel, wielokrotnie powiększany, zyskuje renomę najlepszego po Berlińskim (ul. Mariańska). W ten sposób Robert Pusch z nieznanego przybysza staje się ważnym członkiem społeczności  Kalisza. W XIX stuleciu ludzi, którzy swój sukces  zawdzięczali jedynie sobie, nazywano self made man (w dosłownym tłumaczeniu: „człowiek, który sam siebie zrobił”).
W trudnych latach powstania styczniowego z nominacji władz carskich Pusch uzyskuje stanowisko w Radzie Miejskiej. Będzie w niej zasiadać przez wiele lat. Czy liczono, że ten rodowity Niemiec, tak jak inni jego ziomkowie, okaże się niechętny Polakom? W zawoalowany sposób, na ile pozwalała na to cenzura, pisze na ten temat Kazimierz Witkowski: „Chociaż ziemia, w której spoczywał, nie była mu kolebką, znalazł w niej jednak dobrą macierz, bo dobrym był dla niej synem. Obcy narodowością i  wyznaniem, nie żywił dla nas [tj. Polaków] nieprzyjaznych uczuć (...)”.  

Rysy na wizerunku?
Miarą powodzenia przedsiębiorcy jest w XIX w. ilość sprawowanych funkcji społecznych. Właściciel hotelu Wiedeńskiego zasiadał m.in. w Komitecie Zupy Rumfordzkiej (instytucja zajmująca się pomocą żywnościową dla ubogich), w Dozorze kościelnym parafii ewangelickiej, Radzie Nadzorczej Kasy Oszczędności, Komitecie Nowej Regulacji Kalisza. Jego nazwisko przewija się w kontekście wszystkich ważnych dla miasta inicjatyw. Pisze wspomniany już Witkowski: „Każda uczciwa sprawa miała w nim gorliwego orędownika, każda myśl dobra – dzielnego wykonawcę. Wierzono mu i kochano go, a ta wiara i miłość ogółu nadawała mu dziwną siłę, pociągającą wszystkich znajdujących się w zakresie jego wpływu”. Najważniejszą była praca w Radzie Miejskiej, w której: „(…) nie był manekinem zgadzającym się bezmyślnie na to, co i drudzy, lecz bronił swego zdania wytrwale, stawał w opozycji, gdy mu tak przekonanie kazało i często miewał tę pociechę, że kapitulowali przeciwnicy, widząc słuszność jego żądań”. Być może ta żelazna stanowczość sprawiła, że nie wszyscy podzielali zachwyty. W korespondencji Adama Asnyka z Krakowa (1872 r.) pojawia się zupełnie inny obraz. Relacjonuje poeta: „Był tu pan Szliwe z Kalisza. (...) Naopowiadał mi masę różnych rzeczy o Kaliszu, skarżył się na tamtejszą partię niemiecką, na Punów, Niedomńskich, Weiglów itp., że go uważają za wroga i odstępcę i prześladują jako takiego. Opisywał mi burze, jakie bywały w łonie rady miejskiej, gdzie jako radca miejski staczał olbrzymie walki z owym nienawistnym mu Punem o chodnik, jak ów wspomniany Pun (...) otrzymał pochwałę, a on został przez władzę zrobaczony”. „Nienawistny Pun” to nie kto inny, jak oczywiście Robert Pusch, Niedomński – Jan Niedomański, a Weigl to Karol Weigt. Sam skarżący się to Jan Szliwe  (Schliwe) – znany w Kaliszu piwowar, ewangelik i opiekun cmentarza luterańskiego. Poszło najprawdopodobniej o drewniany mostek w alei Józefiny, którego wykonawcą była firma żalącego się. Zgłaszano zastrzeżenia zarówno do jakości prac, jak i kosztów. Komu więc tu wierzyć? Historia znowu nie daje jednoznacznej odpowiedzi.

Straży Ogniowej nam trzeba!
Talenty gospodarcze i pracowitość to nie jedyne zasługi Puscha. Najwięcej sławy przyniosło mu założenie Kaliskiej Straży Ogniowej. Podobno wpływ na tę decyzję miał wielki pożar w 1852 r., który miał wyjść z posesji hotelarza. Wtedy też podjęto pierwszą, niestety nie uwieńczoną sukcesem, próbę organizacji. Jakkolwiek było z początkami, pisze kronikarz: „Straży ogniowej nam potrzeba! – powtarzał Pusch po każdym pożarze, przy każdej sposobności i powtarzał dopóty aż słowo czynem się nie stało”. W 1864 r. udało się dopiąć swego: „Dla naradzenia się w tym przedmiocie, dla zaprowadzenia podobnej straży od władz krajowych, oraz dla szczegółowszego uorganizowania, raczą szanowni obywatele i mieszkańcy miasta Kalisza (...) zgromadzić się na dzień 10 października, o godz. 10-tej z rana w ogrodzie Wielmożnego Szliwe, pod kolumnadą, gdzie za wspólnem porozumieniem się dalszem w tym przedmiocie środki będzie można przedsięwziąć”. Dokument ten w języku polskim i niemieckim podpisał Robert Pusch; wspomniany w tekście właściciel ogrodu to ten sam, który w przyszłości odmaluje tak negatywny wizerunek założyciela straży.
Nowa organizacja, skupiająca obie narodowości, pod wodzą swojego pierwszego naczelnika umiała zgodnie współpracować ponad podziałami. Te miały się ujawnić dopiero po śmierci Puscha. Na razie cieszono się z tak potrzebnej instytucji: „Gdy po raz pierwszy ozdobiony oznakami swej godności, skórzanym hełmem ze srebrnym grzebieniem i tasakiem [Robert Pusch] zjawił się przed szeregiem, powitał go gromki okrzyk podkomendnych”.
 W 1870 r. zasługi właściciela hotelu nagrodził sam car Aleksander II, nadając mu srebrny medal na wstążce orderu św. Anny. Robert Aleksander Pusch umiera 3 grudnia 1873 r. Skrupulatny kronikarz zanotował, że wydarzenie to miało miejsce o godzinie szóstej.                (cdn.)

Anna Tabaka, Maciej Błachowicz

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Wróć do