Naoto ma 46 lat i jest w trakcie swojej najdłuższej podróży życia – przejechał już całą Azję i zmierza do Lizbony. Na jeden dzień zatrzymał się w Długiej Wsi Drugiej k. Stawiszyna.
Naoto pochodzi z Isesaki w rejonie Gumna, położonej 100 km od Tokyo. Uważa się za zwykłego człowieka, chociaż przyznaje, że ma niezwykłe hobby. Na co dzień pracuje jako programista w amerykańskiej firmie komputerowej i mieszka z żoną i dwójką synów w Los Angeles. Pewnego dnia pomyślał jednak, że życie jest za krótkie, aby ciągle spędzać je w jednym miejscu. Tym bardziej że od 13 lat nie był na wakacjach.
– Pomyślałem wtedy, że skoro jestem w USA, powinienem zwiedzić te tereny. Wsiadłem na rower i w 17 dni przejechałem 6 tys. km po Stanach. Trasa wiodła wtedy z San Francisco do Bostonu.
To było 20 lat temu. W tym roku, powracając do tradycji długiego podróżowania, postawił na kraje europejskie. Dodał do tego jeszcze Azję i ustalił, że jego kolejna wyprawa rowerowa zakończy się w Lizbonie. Aby jednak wyruszyć rowerem do Portugalii, musiał kolejny raz rozstać się na wiele miesięcy z rodziną.
– Do mojej podróży przygotowywałem przede wszystkim... żonę. Nie chciała mnie puścić. Ale z drugiej strony wiedziała, że jej zgoda sprawi mi wielką przyjemność.
Naoto w podróży jest już ponad 3 miesiące. Tęskni za rodziną, ale nie chce przerywać swojej wyprawy. Musi dobrnąć do celu. Jak przyznaje, nie robi tego dla jakiejś idei, ale dla samego siebie.
– Człowiek musi się poznać. Musi wiedzieć, na ile go życiu stać. Ja właśnie w ten sposób sprawdzam siebie, a przy okazji – nie zsiadając z roweru – zwiedzam świat.
Do Tokyo z Los Angeles wyruszył samolotem. Stamtąd rowerem do Toyamy, a potem promem do Władywostoku. Codziennie pokonuje trasę liczącą 100 km. W sumie na dwóch kółkach ma zamiar przejechać 12 tys. km.
Jego rower wraz z ekwipunkiem waży około 60 kg. Naoto wiezie ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy osobiste, ciepłą kurtkę, a także namiot, w którym sypia na trasie. Bywa jednak, że goszczą go przypadkowi ludzie.
– Napotkani mieszkańcy często bywają bardzo gościnni. Pozwalają mi się wykąpać, najeść do syta i przespać się na sofie. Czuję się wtedy bardzo zawstydzony, bo mam przecież pieniądze na podróż do Lizbony, a oni nie oczekują niczego w zamian – przyznaje.
Podobnie było i w Polsce. Naoto podczas podróży przez nasz kraj przejeżdżał m.in. przez Łódź. Spotkał tam osobę, która zaproponowała mu nocleg pod Kaliszem.
– To zabawna historia. Łodzianka była mną zachwycona i wspomniała o swojej rodzinie w podkaliskiej miejscowości. Mówiła, że mają synową z... Japonii. Nie mogłem uwierzyć, że spotkam tutaj swoją rodaczkę. Poprosiłem więc o wizytę i nocleg w ich domu. I tak znalazłem się w Długiej Wsi Drugiej koło Stawiszyna – opowiada cyklista-obieżyświat, którego podróż jest niezwykle męcząca. Podczas niej Naoto stracił już 12 kilogramów.
Do Lizbony ma zamiar dotrzeć w połowie września, skąd samolotem uda się z powrotem do Los Angeles.
– Muszę jak najszybciej wracać do stęsknionej żony i do... pracy. W końcu z czegoś trzeba żyć... (m, SJ)
Japończyk Naoto, który od 3,5 miesięcy przemierza samotnie rowerem pół świata. Najbardziej ucieszyło go spotkanie ze swoją rodaczką osiadłą w podkaliskiej miejscowości
Komentarze opinie