
Niewiele dobrego da się powiedzieć o piłkarzach Calisii Kalisz po ich kolejnym meczu w III lidze. W spotkaniu z jedną z najsłabszych drużyn rozgrywek zagrali bardzo źle i zdobyli tylko jeden punkt
Chełmża to 14-tysięczne miasto, ma jednak swoją Legię, która w ostatniej chwili przystąpiła do rozgrywek, bowiem miała grać o klasę niżej w braku funduszy. W porównaniu z poprzednim sezonem z drużyny odeszło siedmiu zawodników, a w ich miejsce przyszli przede wszystkim młodzi gracze w większości bez doświadczenia na tym poziomie rozgrywek. Stąd też za faworyta meczu uchodzili kaliszanie, którzy na swoim boisku jeszcze nie doznali porażki. Tę serię udało się przedłużyć, ale remis z tak przeciętnym zespołem chluby Calisii nie przynosi. Emocje w tym spotkaniu zaczęły się dopiero pod koniec pierwszej połowy, gdy padł gol dla gospodarzy. Wcześniej kaliszanie trzykrotnie zatrudnili bramkarza przyjezdnych, Łukasza Osińskiego, strzałami z dystansu, ale albo były ona zbyt słabe albo zawodnik gości zdołał odbić piłkę. W 45. minucie na raty w pole karne dośrodkował Andrzej Dziuba i za drugim razem zrobił to tak dobrze, że Błażej Ciesielski wpakował głową piłkę do siatki. Goście głośno złorzeczyli sędziemu, że nie odgwizdał spalonego, więc skończyło się to usunięciem z ławki rezerwowych ich trenera. Kaliszanie tymczasem mogli pójść za ciosem, a dwie wyborne okazje miał znowu Błażej Ciesielski. Najpierw tuż przed polem karnym desperackim wybiegiem uprzedził go bramkarz, a następnie minął już obrońcę i chyba został przez niego zahaczony w polu karnym, ale arbiter nie zareagował. Wydawało się, że po przerwie powinny paść kolejne gole dla Calisii, która pokazała, że jest drużyną o wiele lepszą. Ku zaskoczeniu wszystkich, już po czterech minutach drugiej połowy był remis. Rafał Kuras sfaulował jednego z rywali tuż przy narożniku pola karnego, do piłki podszedł Mateusz Dobek, oddał półgórny strzał i piłka tuż przy słupku wpadła do bramki. Na domiar złego Kurasowi kilka minut później odnowiła się kontuzja kolana i musiał opuścić boisko. Jego koledzy grali natomiast bardzo chaotycznie. Brakowało podań otwierających drogę do bramki, za dużo było źle przemyślanych akcji, a za mało strzałów z dystansu. W końcówce spotkania znów zrobiło się jednak gorąco pod bramką Legii, Calisii miała swoje szanse na zwycięskiego gola. W 80. minucie Maciej Stawiński ograł obrońcę i znakomicie dośrodkował do stojącego sześć, siedem metrów od bramki Ciesielskiego, a ten minimalnie przestrzelił po uderzeniu piłki głową. W 81. minucie Tobiasz Jarentowski posłał płaskie dośrodkowanie wzdłuż bramki, a Stawiński chyba był zaskoczony, że bramkarz w ogóle nie zareaguje i minął się z piłką. Goście próbowali od czasu do czasu kontrować, ale najczęściej ograniczali się do murowanie bramki i przeszkadzaniu w grze, co im się w pełni udało. (dd)
Więcej w Życiu Kalisza
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie