Reklama

Trochę brudu na wiosnę

31/01/2019 00:00

O toaletach i nie tylko

Nasze miasto nie należy do najczystszych. Aby się o tym przekonać, wystarczy krótki spacer, do czego zachęca wiosenna aura. Ilość psich odchodów zalegających trawniki i trotuary niestety jest zatrważająca mimo prób walki z tym problemem. Jak było w przeszłości?

Kalisz tytułował się w osiemnastym stuleciu szumnym mianem „Miasta jego królewskiej Mości i Rzeczypospolitej”. Tytuł zakrywał także brud. Ulice pokryte kocimi łbami przykrywały przerażające warstwy błota. Były to czasy, kiedy śmieci, a często i nieczystości, wyrzucano bezpośrednio przed dom. Do tego stanu niewątpliwie przyczynił się także zwyczaj trzymania przez mieszkańców bydła, owiec czy kur. Komu jak komu, ale zwierzętom nie krępowano wolności; swobodnie spacerowały nawet w pobliżu ratusza. Dość że w 1771 r. rada miejska uchwaliła zakaz wypuszczania na rynek „szpetność błota lubiących i ono rozgrzebujących z ciężką na czas hańbą i wzgardą miasta wieprzy” [cyt. za: Władysław Rusiński, Życie codzienne w Kaliszu w dobie oświecenia, Poznań 1988]. Ponawianie zarządzenia dowodzi jego mizernej skuteczności.
Nie było też w mieście służb komunalnych, tak więc rada próbowała zmusić do sprzątania właścicieli nieruchomości. Wizja lokalna przeprowadzona w kamienicy najznamienitszego z obywateli Jakuba Podbowicza, stojącej niegdyś u zbiegu Rynku i ul. Złotej, dobitnie świadczy, że zarządzania najczęściej lekceważono. „Wszedłszy (...) widzieliśmy (...)  na rynnie poprzecznie pełno śmieci i koło ganku na dachu szlachetnego Nickiewicza facesa, czyli ekstrementa leżące”. Informacje o „facesach” pojawiają się w źródłach wielokrotnie, zalegały one nawet w piwnicach ratusza! Role miejskiego wysypiska śmieci spełniała istniejąca od średniowiecza tzw. gnojna górka znajdująca się za murami miasta w pobliżu obecnego banku WBK. Zapachy z tego miejsca napełniały zaduchem całe miasto. Górkę w 1804 r. zlikwidowały dopiero władze pruskie. Jak często zażywano kąpieli? Zmylić nas może nazwa ulicy Łaziennej. Mimo że istniała już od XVIII w., nie działała tam żadna łaźnia. Ciągle żywy był jeszcze wówczas pogląd, pokutujący od średniowiecza i niestety podtrzymywany przez uznanych medyków, że częste mycie szkodzi. Śmierdzieli więc mieszkańcy i śmierdziały ulice, w czym nie odbiegaliśmy od ówczesnych standardów europejskich. Okolice kościołów też nie pachniały. Otoczone cmentarzami świątynie, w których chowano zmarłych (krypty), musiały roztaczać wokół fetor rozkładających się zwłok. Ceremonialne okadzanie spełniało zatem wówczas także funkcję dezynfekującą.  


Domek Baby-Jagi. Brak kanalizacji aż do okresu po I wojnie światowej spowodował, że nawet mieszkańcy najbogatszych kamienic musieli korzystać z sekretnych obiektów, często w formie drewnianych dobudówek. Jedna z nich zachowała się przy domu rodziny Fulde, ul. Wodna 2 (il.). Wychodek jest dwupiętrowy, wygląda schludnie, jak całe, nadzwyczajnie zadbane, podwórko kamienicy i przypomina domek Baby-Jagi. Oczywiście postawienie toalety nie było jednoznaczne z uruchomieniem kanalizacji. Nieczystości trzeba było wybierać i wynosić w wiaderku… W Ostrowie działały już wówczas toalety publiczne.

Intymne życie ruin. W Kaliszu międzywojennym toalety publiczne planowano wybudować m.in. w pobliżu gmachu sądu. Inwestycji nie zrealizowano. Przeciwnicy chwycili po ulubiony w Polsce oręż: argumentowano, że stawiając ubikacje w sąsiedztwie pomniczka Kazimierza Wielkiego, dojdzie do kalania narodowych pamiątek! Toteż rolę nielegalnej toalety spełniały sztuczne ruiny w parku kaliskim. Jak wspominają najstarsi kaliszanie, przejście przez znajdujący się tam tunel czystą podeszwą było po prostu niemożliwe.

Upstrzone średniowiecze. Tradycje umieszczania toalet w dziwnych miejscach kontynuujemy do dzisiaj. Na fotografii toaleta typu toy-toy na tle zdewastowanego reliktu średniowiecznych murów obronnych – ul. Parczewskiego, dawny punkt skupu makulatury. Miarą naszej kultury w tym przypadku nie są toalety, ale zapomniany zrujnowany mur. Jeżeli już nie dla nas, to dla przybyszów takie fragmenty właśnie, świadczące o starej metryce grodu, są bardzo interesujące.

Skarby na śmietniskach. Leszek Ziąbka, archeolog z Muzeum Okręgowego Ziemi Kaliskiej w Kaliszu: – Różnego rodzaju miejsca gromadzenia odpadów czy śmieci zawsze były dla archeologów bardzo interesujące. Jeśli mówimy o pradziejach, wszelkiego rodzaju obiekty, jamy czy doły znajdowane na osadach to miejsca, w których ówczesna społeczność zasypywała rzeczy już zużyte, zbędne, niepotrzebne. W jamach głównie spotykamy fragmenty bardzo zniszczonej ceramiki bądź innych przedmiotów, których wykleić (odtworzyć) już się nie da. Niemniej dostarczają one wielu informacji na temat różnych dziedzin życia. Jedno z najciekawszych znalezisk ostatnich lat, słynna brązowa grzechotka, zostało odkryte w jednym z takich miejsc gromadzenia śmieci.
W średniowieczu i wczesnych czasach nowożytnych toalety określano mianami „locus nature”, „necessarius”, „turris pro cloaca”, „cloaca”, „sedretum”, „priveta”, „gehemlich Gemach”. Trudno mówić o kloakach w przypadku wczesnośredniowiecznych grodów takich jak Zawodzie. Wszystko się działo zgodnie z prawami natury. Archeolog Edward Pudełko komentuje tę sytuację w taki sposób: – To była kultura wschodnia. Nikt o wychodkach wówczas nie myślał.

Z legendy. Nazwa naszego miasta jest wywodzona od słowa „kał”, czyli „błoto”. Echo tego zapomnianego terminu pojawia się w zwrocie „pokalać”, czyli „ubrudzić, ubłocić”. Jednak kiedy tłumaczymy pochodzenie nazwy naszego miasta dzieciom, na twarzach pojawia się szczere zdziwienie. – Czy nazwa „Kalisia” pochodzi od „kupy”? – usłyszano na jednym z takich spotkań z historią.

Anna Tabaka, Maciej Błachowicz
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do