
„(…) Książe błazna jest wart” – wybrzmiewa w kompozycji Johana Straussa do sztuki Baron Cygański. Jeśli z jakiejś instytucji i miejsca które owa instytucja zajmuje Kalisz może być dumny, to bez wątpienia jest to teatr. Ubrana w niepospolicie dużą liczbę komplementów, scena Melpomeny przeglądająca się w wodach Prosny to błyskotliwy symbol kulturalnych zapędów naszego miasta. Bardzo udanych ostatnimi czasy.
Teatr w Kaliszu jaki jest, każdy widzi. To wręcz kanoniczne dzieło architektury, ale to co odróżnia go od innych scen dla muz w Polsce i na świecie, to doskonałe skomponowanie gmachu z przyrodą. Jak z landszaftu – ale nie tandetnego. W świadomości kaliszan i przyjezdnych, to miejsce z klasyczną architekturą kryjącą nowoczesny design w środku; to budynek który zamyka oś alei Wolności i stanowi sobą niejako propyleje (bramę) do parku miejskiego. To także dom dla muz teatru, rokrocznie świętujących podczas Kaliskich Spotkań Teatralnych ale również w ciągu roku w toku standardowego sezonu artystycznego. W jakich jeszcze akcentach kryje się sława kaliskiej sceny? Dziś spacerownik szlakiem nieprzetartym. Spacer to będzie krótki, lecz na trasie wokół kaliskiej sceny Bogusławskiego, dużo niespodzianek, czasem ukrytych, innym razem zapomnianych, i takich które fizycznie zniknęły choć tkwią w świadomości garstki osób.
Sława Kaliskich Spotkań Teatralnych to nie żart. W tym przypadku, tradycja – najstarszy polski konkurs teatralny, sprowadza rokrocznie nad Prosnę wybitne nazwiska z najrozmaitszych scen teatralnych z całej Polski. Źródłem KST są obchody Osiemnastu Wieków Kalisza (1960) podczas których Tadeusz Kubalski zorganizował przegląd wybranych przedstawień miejscowego teatru z sezonów 1958/1959 i 1959/1960, który odbył się 13–24 lipca 1960 roku. Na fali pozytywnego odbioru tego przeglądu, następną wiosną, 2–11 maja 1961 roku odbyły się I Kaliskie Spotkania Teatralne. Do konkursu zaproszono Bałtycki Teatr Dramatyczny im. Juliusza Słowackiego w Koszalinie i Słupsku, Teatr Dramatyczny w Warszawie, Teatr Dramatyczny im. Adama Mickiewicza w Częstochowie, Teatr Powszechny w Łodzi, Teatr im. Aleksandra Fredry w Gnieźnie, Teatr Satyry w Poznaniu, Teatr Ziemi Lubuskiej w Zielonej Górze, Teatr im. Juliusza Osterwy w Lublinie, Teatr Polski w Poznaniu; konkurs otwierał miejscowy Teatr im. Wojciecha Bogusławskiego. Takie były początki festiwalu dla koneserów sztuk teatralnych. To już przeszło 60 lat!
Wraz z kolejnymi odsłonami festiwalu kaliskiego, bujnie kwitnąć zaczęło okołoteatralne życie towarzyskie. Dzisiejsza restauracja teatralna „Kontrabas”, jest dziedzicem tradycji wielu poprzedników goszczących w progach, przy stolikach, za barem i na parkiecie, spragnionych rozrywki gości teatru. Należy jednak tu wtrącić, że dawniej, miano nieoficjalnych lokali dla aktorów teatru i publiczności miało kilka innych lokali w centrum Kalisza zlokalizowanych zwłaszcza w okolicach tzw. Domu Aktora przy ulicy A. Parczewskiego. Tańczące Eurydyki i Orfeusze sunęli po Kaliszu, tworząc klimat kulturalnego miasta. Dziś kulturalnych pogawędek i pląsów w lokalach skupiających ludzi sztuki, niestety mniej. Pauperyzacja życia towarzyskiego to jednak nie współczesna obserwacja autora tego tekstu, lecz zjawisko zauważalne od kilku dekad. Kontrabas jest sympatyczną namiastką tamtych czasów, gdy ludzie z bliżej nie wyjaśnionego powodu, chętniej oddawali się nocnym (bez podtekstu) rozrywkom i deliberowali o sztuce. Wysokiej. W Kontrabasie klimat miejsca tworzą przede wszystkim ludzie ciekawi wrażeń z teatru, choć nie tylko. Przybywa młodzież, dla której tuż obok, za barem, zorganizowano doskonałą platformę do wyrażania siebie w tańcu i śpiewie – mowa o przestrzeni artystycznej tzw. „Malarni”, gdzie co rusz organizowane są także różne dyskusje, warsztaty, wystawy a niekiedy performensy. Trudno oprzeć się wrażeniu, że zarówno Kontrabas jak i przestrzeń „Malarni” to pocieszenie dla wszystkich tęskniących za muzami… tymi z ulicy Bankowej.
Sławą teatru kaliskiego można bez odrobiny zawahania uznać jego urok wyrażony w architekturze. Wiele studiów nad bryłą teatru i jego wnętrzem, pozwala mi wskazać ewentualnym chętnym zgłębienia tej wiedzy, książkę „Architektura teatru im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu” autorstwa Dariusza Błaszczyka. To rzetelne spojrzenie w przeszłość z wnikliwym komentarzem uznanego badacza architektury. Jakie są inne namacalne łączniki współczesnej kaliskiej sceny Melpomeny z czasem przeszłym? Jest nim z pewnością krata oddzielająca plac teatralny od rzeki. Mimo niemal całkowitego wchłonięcia ją przez bujną roślinność nadbrzeża, żeliwna koronka mimo swoich 120 lat, utrzymuje dobrą kondycję. Jednak rdza coraz śmielej podejmuje próby walki z tym filigranowym zabytkiem, który z biegiem kolejnych lat wymagał będzie zdecydowanej konserwatorskiej opieki. To rzemiosło na wysokim poziomie, kunsztowna ręczna praca rzemieślnicza. I paradoksalnie – ta najpiękniejsza z krat przy Prośnie, pozostaje niewidoczna przez większą część lata, przykryta płaszczykiem z winobluszczu, podczas gdy inne kraty o nienachalnej urodzie kłują w oczy swoją bylejakością.
Jest, a właściwie była niegdyś, jeszcze jedna sława związana z teatrem. Największa – mówiąc nieco przewrotnie. Dobrze widoczna dla każdego spacerowicza. Sława namacalna, taka którą można było dotknąć, choć nikt nie mógł się w niej pławić. Sława z kamienia, ale nie pozostająca zimna w dotyku, przeciwnie, dodająca przytulności. W tym zestawieniu sprzeczności, historia Sławy – pomnika na tyłach teatru – ma także duży pokład tajemniczości. Dzieje pomnika są pełne znaków zapytania, i może jest to przyczyna dla której temat ten jest tak frapujący i intrygujący zarazem.
Sława (lub inaczej Wiktoria), stała w miejscu gdzie dziś znajduje się plac na parkingu na tyłach teatru. Ta, jak i inne rzeźby z bogatego programu rzeźbiarskiego przedwojennego teatru, pochodziły ze znanej fabryki wyrobów terakotowych Ernsta Marcha w Charlottenburgu. Sława była jedną z wielu kopii rzeźby autorstwa Chrystiana Daniela Raucha. Zaginęła ona najprawdopodobniej w ostatnich miesiącach II wojny światowej, lub chwilę po tzw. „wyzwoleniu” Kalisza, Tako rzeczą pamiętający ją.
Retrospekcji sprzed ponad półwiecza jest więcej. Inni świadkowie twierdzą, jakoby jeszcze w latach 60. XX wieku resztki potłuczonych rzeźb sprzed teatru dogorywały na strychu budynku. Do tego zbioru opowieści z puli rzeczy niepewnych, kilkanaście lat wstecz znany przewodnik PTTK – Waldemar Pol, rozpamiętywał o Sławie i przekonywał iż zaraz po wojnie w pobliskim budynku swoją siedzibę miała mieć jednostka NKWD. Żołnierze niechlubnej organizacji za miejsce wypoczynku obrali sobie właśnie teatralny skwerek ze skrzydlatą boginką. Jeśli tłumaczyć tytuł tego felietonu to właśnie w tym miejscu, obrazując błogi odpoczynek gierojów z czerwonymi gwiazdkami w cieniu Wiktorii – personifikacji zwycięstwa. Błaznów o nieludzkich twarzach uważających siebie za Panów, było wtedy w Kaliszu mnogo.
Mateusz Halak
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie