
Uwaga: artykuł zawiera drastyczny opis miejsca morderstw
Kilka danych biograficznych
Około roku 1863 w Warszówce urodził się Ludwik Arnold, lutnik. W r. 1883 przy ul. Podgórze w Kaliszu założył swoją własną pracownię, w której budował głównie skrzypce o nietypowych kształtach. Zmarł w r. 1938. W r. 1912 urodził się w Kaliszu kolejny lutnik, Eugeniusz Arnold (za: Słownik Lutników Polskich). Można śmiało wnioskować, że obaj panowie byli ściśle ze sobą spokrewnieni. 17 lutego 1933 r w Kaliszu przychodzi na świat Bogdan Eugeniusz Arnold, syn Eugeniusza. Jest najstarszym dzieckiem, miał młodszych braci Andrzeja i Jana. Rodzina należała do zamożnych, ojciec według niektórych źródeł był współwłaścicielem fabryki fortepianów w Kaliszu, według innych – posiadał własne przedsiębiorstwo lutnicze. Matka zajmowała się domem.
Bogdan wałęsał się po kaliskich ulicach i podwórzach nie przejawiając chęci do nauki. Później opowiadał, że miał maturę lecz te opowieści zdementował jego ojciec w czasie śledztwa zaznając, że syn miał problemy z nauką oraz, że od najmłodszych lat wykazywał tendencje to sadyzmu, brutalności i agresji.
Przenieśmy się teraz do 8 czerwca 1967 r. kiedy to milicja w Katowicach otrzymała zgłoszenie od mieszkańców kamienicy znajdującej się przy ul. Dąbrowskiego 14 w Katowicach, że w mieszkaniu numer 9 na poddaszu roje much osiadły na oknie, spod drzwi wypełzają ogromne ilości robaków, a ponadto na korytarzu unosi się trudny do wytrzymania fetor rozkładającego się ciała. Milicjanci nie mogli dostać się do mieszkania i z pomocą przyszła straż pożarna. Kiedy jeden ze strażaków dostał się do mieszkania przez wybite okno musiał założyć maskę przeciwgazową. Po wejściu do mieszkania, milicjantom ukazał się makabryczny widok ludzkich ciał w różnym stanie rozkładu. Znajdowały się one w łazience w drewnianej skrzyni, pod parapetem okiennym, w garnku była rozgotowana ludzka głowa, a całe mieszkanie pełzało, ruszało się tysiącami owadów i insektów. Na podłodze walały się szczątki damskich ubiorów. Milicja szybko ustaliła, że fragmenty ciał należą do 4 kobiet, a mieszkanie do niejakiego Bogdana Arnolda, kaliszanina, któremu odtąd nadano przydomek „władca much”. Śledztwo ustaliło, że kobiety były prostytutkami z których „usług” korzystał zanim brutalnie je uśmiercił. Makabryczny proceder trwał około pół roku. Ofiar byłoby 5 gdyby jednej z nich (Ludmiła G.) nie udało się uciec z mieszkania horroru. Złożyła raport na milicji lecz jej zeznań nie potraktowano poważnie z racji najstarszego zawodu świata, którym się parała. Sprawca – który z bocznej ulicy obserwował czynności milicjantów zniknął ale nie na długo. Po kilku dniach sam zgłosił się na milicję. Szybko przyznał się do morderstw.
W swoich zeznaniach „władca much” zeznał, że do Katowic przeprowadził się w r. 1960 w poszukiwaniu pracy. Miał wtedy już za sobą trzy małżeństwa i dwoje dzieci. Małżeństwa rozpadły się i dlatego – jak twierdził – zabijał ponieważ nienawidził kobiet, (byłe żony zeznające w procesie sądowym natomiast zgodnie twierdziły, że był alkoholikiem ze skłonnościami sadystycznymi). A jeżeli chodzi o kobiety lekkiego prowadzenia, które poznawał w barach, to Bogdan Arnold był pewien, że z powodu jego atrakcyjnej powierzchowności pójdą z nim do łóżka z miłości, a nie za pieniądze. Gdy żądały pieniędzy wpadał w złość i bił je, kopał i dusił... aż do skutku. Tylko z usuwaniem śladów swoich zbrodni nie bardzo mu szło pomimo tego, że robił co mógł – ćwiartował i wynosił na śmietnik, palił, spuszczał do kanalizacji, zalewał kwasem solnym, gotował. Jednak robactwo było szybsze. Przyznał się też do otrucia swojej pierwszej żony. Proces Bogdana Arnolda trwał tylko sześć dni, a ponieważ w pracy wykonywał sumiennie swe obowiązku uznano go za osobę o zdrowych zmysłach. Sąd Wojewódzki w Katowicach uznał go za winnego i skarał na karę śmierci przez powieszenie. W swym ostatnim słowie nie wykazał skruchy, a wręcz przeciwnie, stwierdził, że żałuje, że nie zabił trzeciej żony. Wyrok wykonano 16 grudnia 1968 roku. Bogdan Eugeniusz Arnold miał 35 lat.
Sąsiedzi znali go przez dwa lata (tyle mieszkał w kamienicy) ale byli chętni do wypowiadania się na temat Bogdana Arnolda dopiero po odkryciu jego makabrycznej działalności. Ogólnie twierdzili, że był spokojnym człowiekiem, chętnym do pomocy, przedstawiał się jako elektryk i w tej dziedzinie służył pomocą sąsiedzką. Wprawdzie widzieli i słyszeli kobiety wchodzące do jego mieszkania, wprawdzie jedna z sąsiadek zwróciła mu uwagę na fetor dochodzący z jego mieszkania i robactwo, które przez rury kanalizacyjne i instalację elektryczną dostawało się do jej mieszkania (mieszkała bezpośrednio pod nim), wprawdzie ta sama kobieta zauważyła jak wyrzuca on na śmietnik kawałki mięsa, które nie przypominały żadnego znanego – mimo wszystko nie powiadomiła odpowiednich organów o swoich spostrzeżeniach.
Osobowości seryjnych morderców charakteryzują się określonymi cechami. Zwykle są samotnikami, mają trudności z integrowaniem się ze społeczeństwem, reagują agresją na sytuacje, których nie rozumieją. Ogólnie dzieli się ich na dwa typy: misjonarzy i hedonistów, Bogdan Arnold był i jednym i drugim typem. Jego skrzywiona psychika dała pierwsze objawy w Kaliszu.
Eleonora Nowak-Serwanski
źródła: Wikipedia, Katowice Nasze Miasto, Discovery/You Tube
Zdjęcia: zrzuty z ekranu Discovery/YouTube
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie