Pod takim szyldem odbyło się spotkanie wędkarzy, których nad swoje wody zaprosił właściciel łowiska oraz całego kompleksu turystyki wędkarskiej Stanisław Błaszkowiak. Słoneczny poranek 3 października przywitał uczestników spotkania nad wodami w Lipce.
Blisko dwudziestoosobowa grupa wędkarzy spotkała się przede wszystkim po to, aby wspólnie spędzić czas, powędkować, powspominać przeżycia związane z łowieniem ryb, bardzo często udokumentowane zdjęciami, bez zadęcia, które towarzyszy imprezom często bardzo szumnie nazywanym zawodami. Tu również - jak podkreślił gospodarz - łowisko przygotowało nagrody, ale głównym celem spotkania była gościna połączona z wędkowaniem. Nie było losowania stanowisk. Każdy wybrał swoje miejsce do łowienia, którego częstym kryterium była odległość od stołu biesiadnego. Jednym słowem świetna impreza. Prawdziwym rodzynkiem tej wędkarskiej przygody był 5 letni Antoś Chwirała, który towarzyszy w wyprawach wędkarskich swojemu ojcu od 3 roku życia. Antoś ma na swoim koncie wiele holi wspaniałych ryb, a tym razem - co można było udokumentować zdjęciem - złowił leszcza, którego z dumą prezentował. Wszyscy uczestnicy tego spotkania zostali ugoszczeni, a spędzony wspólnie czas spowodował, że z nad wody wracali do domów zadowoleni i usatysfakcjonowani.
Każde wędkowanie w dużej grupie pozwala obserwować zjawiska zachodzące w wodzie oraz reakcje wędkarzy na to, co ich spotyka w trakcie łowienia. Jest to wspaniały materiał do różnego rodzaju analiz i porównań. Wydawać się może, że łowisko specjalne zarybione dużą ilością różnych gatunków ryb, jest miejscem w którym wystarczy zarzucić wędkę, aby po krótkim oczekiwaniu złowić rybę. Nic bardziej mylnego, o czym przekonali się uczestnicy tego spotkania. Prawdopodobnie zmiany pogodowe, które z wyprzedzeniem w stosunku do ludzi odczuwają ryby, zmniejszyły ich apetyty. Brań było mniej niż oczekiwano. Zawiedli się również ci, których głównym celem połowów są rekordowe egzemplarze karpi i amurów. Tego dnia duże ryby w ogóle nie reagowały na wrzucane do wody smakołyki. Jeszcze raz okazało się, że chcąc osiągnąć przyzwoity wynik należało nastawić się na ryby mniejsze, których jednak większa ilość dawała szansę na najlepsze wskazanie wagi. Jak pokazało życie, przed wędkującymi było jeszcze jedno trudne zadanie. Należało znaleźć odpowiednią, atrakcyjną tego dnia dla ryb przynętę. Mnie zajęło to prawie godzinę. Pośród różnych kombinacji przynęt, które w tym czasie przetestowałem, najtrafniejszą okazały się 4 duże robaki w kombinacji dwa białe i dwa czerwone. Co ciekawe, tylko taki układ przynosił ryby. Nie reagowały one na dedndrobeny, kukurydzę, różnego rodzaju pelety zakładane na haczyk, ani na kombinacje (kanapki) tych przynęt. Ci z wędkarzy, którzy nie mieli białych robaków, tego dnia nie mogli również skutecznie punktować, co dla wielu było zaskoczeniem.
Łowiłem pikerami, i w odróżnieniu od reszty łowiących stosujących inne wskaźniki brań, delikatne szczytówki pomogły mi wychwycić ledwo widoczne brania. Aż zastanawiające jest dlaczego leszcze ważące niekiedy ponad 2 kg, uginały szczytówki wędek zaledwie o 1 cm. Brak reakcji na tak sygnalizowane branie oznaczał stratę ryby. Przy zastosowaniu jakichkolwiek innych wskaźników brania były po prostu niewidoczne. Innym czynnikiem decydującym tego dnia o skuteczności łowienia (tak przynajmniej mnie się wydaje), było częste zarzucanie zestawu z koszyczkiem wypełnionym zanętą i wspomnianymi robakami. W moim myśleniu - nie wiem czy właściwym - przedstawiało się to tak. Nad pole nęcenia, które utworzyło się z wrzucanej rytmicznie zanęty, przypłynęły zwabione zapachem i jej cząstkami unoszącymi się w wodzie, ryby. O braniu często decydowało delikatne, kilkunastocentymetrowe przesunięcie po dnie przynęty. Widocznie delikatny ruch prowokował ryby do jej chwycenia. Tylko przy stosowaniu wędek pikerowych było to możliwe. Jeżeli przynęta w czasie kilku minut nie była odnajdywana przez ryby, zestaw wyciągałem i ponownie zarzucałem. W ten sposób, bardzo czynnie poszukując różnych rozwiązań, udało mi się złowić około 40 kg ryb, podczas gdy drugi w klasyfikacji Mateusz Gjernalczyk, znakomity przecież karpiarz, miał ich 9 150 g. Dawid Bonusiak, któremu przypadło w tym dniu trzecie miejsce, złowił 9 000 g, natomiast Zbigniew Pawelec, z wynikiem 5 200 g, musiał się zadowolić miejscem czwartym.
Nie o zajęte tego dnia miejsca jednak chodziło, a o stworzenie miłej atmosfery, która udzieliła się wszystkim uczestnikom spotkania. I trzeba stwierdzić, że w pełni udało się to gospodarzowi obiektu S. Błaszkowiakowi. Znakomicie przyrządzone ryby i doskonałe w smaku potrawy serwowane na stołach stojących na wolnym powietrzu, dopełniły całości. Również pogoda wpisała się doskonale w przebieg tego spotkania, choć obawa deszczu była dośc duża. W końcu nagroda dla Antosia, najmłodszego wędkarza tego spotkania, sprawiła mu tyle radości, że choćby dlatego warto było przyjechać do Lipki.
PS
Choć opisywane spotkanie nazwano mianem zakończenia sezonu, nie oznacza to, że łowisko w Lipce zostaje zamknięte. Zgodnie ze stwierdzeniem jego właściciela, będzie gościło wędkarzy tak długo, jak tylko pozwolą warunki atmosferyczne.
Marek Grajek
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie