
O swoich związkach z Kaliszem, pracy sędziego piłkarskiego, prezesowaniu Polskiemu Związkowi Piłki Nożnej oraz teatralnych i aktorskich pasjach swojej rodziny mówił m.in. Michał Listkiewicz – bohater wieczoru autorskiego w Bibliotece Głównej przy ul. Legionów. Okazją do spotkania była promocja wydanej jeszcze w ubiegłym roku książki „Listek. Najciekawiej jest po końcowym gwizdku”
Michał Listkiewicz od wielu lat nie biega już z gwizdkiem po boisku - bo z pracą arbitra piłkarskiego był najbardziej kojarzony – ale kibice piłki nożnej doskonale pamiętają, że jako jedyny do tej pory Polak dostąpił zaszczytu uczestniczenia w wielkim finale Mistrzostw Świata – jako sędzia liniowy. W trakcie spotkania w Bibliotece Głównej przy ul. Legionów współautor książki „Listek. Najciekawiej jest po końcowym gwizdku” opowiadał o kulisach jej powstania.
- Doszedłem do wniosku, że skoro niemal wszyscy dzisiaj piszą książki, to ja też mogę. Jest nawet taki żart, że obecnie więcej osób pisze książki niż je czyta. Początkowo miało to być nieco inne wydawnictwo, ale Łukasz Olkowicz i Piotr Wołosik z „Przeglądu Sportowego” stwierdzili, że mam tak dużą bazę doświadczeń, że to powinna być książka będąca właśnie zapisem moich przeżyć – mówił Michał Listkiewicz.
Oczywiście w trakcie spotkania nie mogło zabraknąć sekwencji o związkach byłego prezesa PZPN z Kaliszem, z Pólkiem i z regionem. Pan Michał z atencją mówił o korzeniach swojej rodziny i często niesprawiedliwej ocenie niektórych jej członków, zwłaszcza tych zasłużonych dla grodu nad Prosną. Nie robił tego jednak z wyrzutem, ale bardziej z refleksją. Spotkanie zresztą zdominowały opowiadane ze swadą historyjki, anegdoty, w których pojawiały się wielkie nazwiska i to nie tylko z krajowego podwórka piłkarskiego.
- Pamiętam, gdy byłem delegatem UEFA na mecz Ligi Mistrzów FC Barcelona – PSG. Duma Katalonii przegrała pierwszy mecz w Paryżu 0:4. Na kilkanaście minut przed końcem meczu rewanżowego na Camo Nou gospodarze potrzebowali jeszcze dwóch goli, aby jednak zapewnić sobie zwycięstwo w dwumeczu. Z ramienia klubu opiekował się mną jeden z wiceprezesów Barcelony, a prywatnie dziadek znakomitego piłkarza Gerarda Pique. W pewnym momencie powiedział do mniej, że jeśli Duma Katalonii te dwa gole strzeli, to będą mógł zażyczyć sobie, czego tylko zapragnę. Dla żartu powiedziałem wówczas, że chciałbym, aby zaśpiewała dla mnie Shakira, partnerka życiowa jego wnuka. No i Barca te dwa gole strzeliła, a ja po jakimś czasie otrzymuję w domu przesyłkę, w której jest zaproszenie na ekskluzywny koncert Shakiry dla około 100 osób – opowiadał Michał Listkiewicz, który nie tylko z tego powodu jest kibicem FC Barcelony, przyznaje się także do Polonii Warszawa, w której próbował swoich sił jako piłkarz. Natomiast w Kaliszu lubił chodzić na mecze Prosny.
Na spotkaniu dowiedzieliśmy się także o mamie aktorce, tacie reżyserze teatralnym oraz o tym, dlaczego młody Listkiewicz nie poszedł w ich ślady, a wybrał …hungarystykę. Bohater spotkania mówił również o kulisach podejmowania decyzji dotyczących nominacji na kolejnych selekcjonerów reprezentacji, o tym, czy lepszy jest prezes łysy czy rudy, a także o aferze „Fryzjera”. O tym wszystkim można przeczytać w jego książce, która w barwny sposób przybliża nam nie tylko życiorys Michała Listkiewicza, ale w ogóle piłkarski światek.
(dd)
Michał Listkiewicz, Łukasz Olkowicz, Piotr Wołosik „Listek. Najciekawiej jest po końcowym gwizdku”, Bibilioteka Przeglądu Sportowego, Warszawa 2021
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
słabe