
I znowu przybył nam kolega maj… – jak głoszą słowa pioseneczki. No a z majem wzrasta nasza aktywność w trudnej dziedzinie parkospacerowania. Drepczemy sobie po naszym letnim (to nic, że wiosenną porą) salonie czyli naszym starym parku, zachwycamy się jego pięknem i budzącym się tam na dobre życiem choć nie bylibyśmy pewno sobą, gdybyśmy, oczywiście „przy okazji”, nie ponarzekali trochę. No bo drzew i krzewów jakoby mniej a w tych co są to gałązki tu i ówdzie połamane, bo dzieciaki biegają po trawie a rowerzyści jeżdżą po alejkach, bo koszy za mało, bo kwiaty na klombie nie takie kolorowe, bo nie ma rzeźb – niby są współczesne ale to, Panie, nie to samo (?), bo śmieci i puste butelki czasami się trafią, bo nie ma toalet (to akurat prawda absolutna) itp. Tak źle? – ejże. No to popatrzmy z jakimi problemami borykali się parkowi strażnicy w wieku XIX…
Już w 1807 r., czyli raptem dziesięć lat po powstaniu „miejskiego ogrodu” Izba Wojenno-Administracyjna Księstwa Warszawskiego zwróciła uwagę burmistrzowi J. K. Horningowi, aby „...przestrzegano niewycinania haniebnie drzew...”, co pociągnęło za sobą ustawienie przy obu wejściach do parku (od ul. Łaziennej i od Alei Luizy) tablic zakazujących niszczenia roślinności. Działania te okazały się jednak mało skuteczne, bowiem rok później ogrodnik skarżył się, że stacjonujący w Kaliszu żołnierze francuscy i polscy nadal dewastują park. Ogrodnik – Grzegorz Goszczyński, opiekujący się parkiem w latach 1812-1819, mocno narzekał na łamanie gałęzi na opał, niszczenie gniazd słowików, a zwłaszcza czynienie różnorodnych szkód przez handlarzy bydła i trzody chlewnej, którzy pędzili przez park – na skróty – swoje stada z ulicy Warszawskiej do komory celnej w Szczypiornie. Aby móc uzupełniać ubytki w drzewostanie, doprowadził do założenia szkółki parkowej. Była ona na tyle bogata, że rosnących w niej młodych topoli i wierzb starczało nie tylko do nasadzeń w parku. W tej sytuacji w 1814 r. podjęto decyzję, aby pozostałe drzewka sprzedawać osobom prywatnym. Może i budżet miejski na tym skorzystał ale sam park wciąż prezentował się nie najlepiej. Ogromu zniszczeń dopełniła w nim powódź z 1816 r. Z innego dokumentu z tego czasu dowiadujemy się jeszcze, że... studenci, rekruci i inni psotnicy robią wciąż szkody, a furmani tną drzewka na biczyska..., niszczone są gniazda słowików tak, że ...rzadko się dało słyszeć ich śpiewanie... Dlatego też kolejny ogrodnik parkowy – Bogumił Knetsch, zatrudniony w 1819 r. (i otrzymujący za swą pracę 500 złp), już na początku swej działalności musiał zwrócić się do Namiestnika Królestwa Polskiego generała Józefa Zajączka z prośbą przydzielenia mu do pomocy straży wojskowej, bo z parku uczyniono ... stek nieczystości, siedlisko nocnego nierządu, przytulisko włóczęgów i złodziei.... Ale z kolei … w „Przewodniku dla podróżnych” z roku 1821, J. Krasiński wspomina o parku kaliskim, że „był miejscem najczęstszych spacerów kaliszan i przyjezdnych (…) z drzew dzikich w angielskim guście ułożony, który dla obszerności swojej i pięknego układu pierwsze trzyma miejsce”. Czyżby był to tylko majstersztyk marketingowo-wizerunkowy?
Pewno tak, bo dziesięć lat później, ukazuje się zarządzenie władz miejskich zakazujące w tymże parku… palenia ognisk, niszczenia trawy, prania i suszenia pościeli i ubrań oraz przędzy i świeżo utkanego płótna. Damska bielizna na sznurze rozpostartym między miłorzębami jako działanie promocyjne? No, no – kto wie (przyp. P.S.). Z dalszej części tego dokumentu dowiadujemy się jeszcze, że w parku wypasa się świnki (może szukały tam trufli? – to znowu niemądry przyp. PS), poi konie oraz urządza po alejkach parkowych przejażdżki konne. Sporych kłopotów dozorcy i ogrodnikowi parkowemu dostarczał również tzw. margines społeczny, który w parku nie tylko szukał nocnego schronienia ale harcował i swawolił w nieprzystojny sposób.
Terytorium parku uległo znacznemu powiększeniu w 1826 r., kiedy to przyłączono doń obszar leżący naprzeciw ówczesnej siedziby Komisji Wojewódzkiej a po kolejnej powodzi z 1828 r. uporządkowano jego skraj z resztek gruzu ceglanego pozostałego z rozbiórki miejskiego muru obronnego. Park wiele zyskał, kiedy miasto przygotowywało się do tzw. zjazdu monarchów: cara Mikołaja I i cesarza pruskiego Fryderyka Wilhelma III w 1835 r. Zbudowano wówczas teatr nad brzegiem Prosny, na skraju parku, nieopodal byłej siedziby Komisji Wojewódzkiej ustawiono dużą jadalnię, a „letni salon miasta” uporządkowano. Choć i wówczas nie brakowało kłopotów – zgodnie z podjętymi w tym samym roku działaniami „dozorca cyrkułowy” codziennie usuwał z parku żebraków, włóczęgów i kobiety cokolwiek lżejszych obyczajów. Doszło do tego, że musiano wprowadzić regularny dyżur policyjny w godzinach od 10 wieczorem do 5 rano i zamykać na noc obie bramy wejściowe do parku (pojawiły się takowe przy wspomnianych głównych wejściach – jedna od strony ul. Łaziennej, druga przy moście „Teatralnym”). A w ciągu dnia nie wpuszczano przez nie do parku „niewłaściwie ubranych”. Poza tym stosowano, zwłaszcza w czasie ważniejszych wydarzeń, selekcję wchodzących. Choć trzeba też zaznaczyć, że spędzanie czasu wolnego przez średnie i niższe warstwy społeczne (w ogóle był on dla tychże pojęciem raczej abstrakcyjnym) na spacery po parku nie było popularne, ba chyba wręcz zakrawało na nie lada ekstrawagancję.
Następne spore zmiany w kaliskim parku nastąpiły w latach 40-tych XIX stulecia po kolejnej (choć, niestety, nie ostatniej) wielkiej powodzi. Powiększono obszar miejskiego zieleńca i latach 1841-1842 200 robotników, sprowadzonych z głębi Rosji uregulowało część odnóg Prosny tworząc kanały Rypinkowski i Bernardyński. Ten ostatni stał się wówczas jego nową, istniejącą w takiej roli w zasadzie do dziś, wschodnią granicą. A skoro mówimy o parkowych ogrodnikach warto wspomnieć, że wtedy także (dokładnie w 1844 r) na kamienno-ceglanej podmurówce zbudowano dla nich drewniany domek „szwajcarski” w modnym wówczas stylu tyrolskim. Mieszkali w nim kolejni ogrodnicy parkowi (w okresie międzywojnia – p. Skubiszewski) oraz trzymano narzędzia i sprzęt. Domek rozebrano w 1986 r – z nadzieją na rychłą renowację (jednym z pomysłów było zorganizowanie tam muzeum Szolca-Rogozińskiego), na którą jednak nie starczyło zapału i finansów a ponumerowane deski ponoć dotąd czekają na ponowne złożenie gdzieś w podkaliskiej wsi. I tylko pozostają nostalgiczne westchnienia w czasie oglądania starych fotografii tego obiektu i jego ostatnich mieszkańców.
Ale wracając do dziewiętnastowiecznych bolączek naszego parku. Nadchodzi rok 1880. Najpierw wiosenna powódź, a po niej sierpniowy gwałtowny huragan, który przeszedł nad Kaliszem, poczyniły w parku ogromnych zniszczeń. Uszkodzona została niska roślinność i młode krzewy, a wiele dorosłych – niekiedy nawet sędziwych – drzew, zostało połamanych i powywracanych. Ale po gruntownej, będącej konsekwencją wspomnianych nieszczęść, rewitalizacji parku nadeszły dla niego najlepsze chyba lata w dziejach. Pojawiło się mnóstwo nowych nasadzeń, elementów małej architektury parkowej, ciekawych rozwiązań w rozplanowaniu alejek, klombów itp. wprowadzonych zgodnie z założeniami opracowanymi przez E. Jankowskiego i uzupełnionymi przez F. Szaniora i z inicjatywy Komitetu Parkowego i gubernatora Daragana. Pisaliśmy już o tym przecież sporo na łamach „Życia Kalisza”. Nie oznacza to oczywiście, że parkowi ogrodnicy brali wtedy już pieniądze za darmo. Wprost przeciwnie – rosnąca popularność tego miejsca, również wśród warstw niekoniecznie już wyłącznie „wyższych”, obligowała ich do szczególnej dbałości o wygląd parku. Utylitaryzm w odniesieniu do odwiedzających park stał się faktem. W ówczesnej prasie pojawiły się nawet opinie, że w kaliskim parku bywa.. zbyt tłoczno, „pełno jest tam biedoty”. Dozorcy parkowi dbali więc również m.in. choćby o punktualne otwieranie wejściowych bram, a wieczorem trzaskiem drewnianych kołatek przypominali spacerowiczom, że zbliża się godzina 22 – pora zamykania ogrodu.
Ten złoty okres w dziejach parku zakończył się w sierpniu 1914 r. W wyniku niemieckiego barbarzyństwa prawie całe śródmieście miasta legło w gruzach, ucierpiał wtedy także i park (…) – ów słynny park kaliski artystycznie wręcz utrzymany i hodowany starannie od dłuższego czasu, zapuszczony, zdeptany, ze śladami biwaków, smutne czyni wrażenie. Między Hydropatją a bramą od placu św. Józefa, ziemia rozkopana i wznosi się niewielki pagórek. Tu zakopali zabitych w parku podczas strzelaniny; leży ze trzydzieści osób, ledwie ich zasypali wapnem, bez trumien... Choć postrzeganie parkowych zniszczeń nie było jednoznaczne – inny świadek sierpniowych wydarzeń – przedwojenna aktorka kaliskiego teatru, Zofia Hartmanowa, napisała: „Kule postrącały wierzchołki drzew najwyższych i zbombardowano cieplarnię, a śliczne rośliny, klomby, aleje i wspaniałe, przepiękne róże, ocalały i kwitły, jak nigdy. To też nowy komendant kasując nazwę Kalisz, przemianował ją na Rosastadt. Kalisz miał być miastem róż. Napis Rosastadt widniał nawet przez pewien czas na stacji kolejowej...”.
Na zakończenie rozważań o kaliskim parku należałoby chyba jeszcze choć na chwilę do tytułowych bohaterów artykułu. Wspominali ich najstarsi kaliszanie – parkowi w charakterystycznych czapkach z herbem miasta pełnili swoją służbę jeszcze jakiś czas po wojnie. Dzisiaj ich już nie ma lecz chyba pięknie by było by – tak czy owak – w kaliskim parku było znów… „zbyt tłoczno”.
Piotr Sobolewski
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie