Reklama

Znaki drogowe nie tam, gdzie trzeba

23/06/2019 07:30

Kierowcy odetchnęli z ulgą, kiedy kilka tygodni temu na ulicy Piłsudskiego zmieniono ustawienie znaków, tzw. „sierżantów”, o które przez lata rozbiło się kilkadziesiąt aut. Ostatnio dodatkowo ustawiono znak, nakazujący ograniczenie prędkości do 30 km/godz. Problem w tym, że sprawcami większości kolizji i wypadków (z udziałem innych samochodów), do jakich dochodziło na tym feralnym zakręcie, byli jadący od strony Pawłówka. Tymczasem znak ograniczający prędkość ustawiono tylko dla jadących w stronę Pawłówka. Horror przeżywają też kierowcy, stojący w codziennych korkach na al. Wojska Polskiego przed skrzyżowaniem z ulicą Stawiszyńską. Nie musiałoby tak być, gdyby kosztem ponad pięciometrowej szerokości trawnika, rozdzielającego przeciwległe pasy ruchu, wydłużyć o około 100 metrów lewy pas jezdni

 Od chwili oddania do użytku ulicy Piłsudskiego na kierowców, jadących w kierunku Pawłówka, czyhało wielkie niebezpieczeństwo. Chwila nieuwagi bądź  kilka kilometrów za dużo na liczniku dla wielu kończyło się uszkodzeniem auta. Feralnym miejscem jest pierwszy ostry zakręt w lewo, tuż przed wyjazdem na drogę w Pawłówku. Ale nie sam zakręt był sprawcą i przekleństwem kierowców, a rząd znaków, tzw. sierżantów, ustawionych na prawym poboczu w bezpośrednim sąsiedztwie jezdni. Ustawiono je na długim odcinku, a ostatni nawet poza środkiem zakrętu. W efekcie kierowcy, którzy z różnych przyczyn nie „zmieścili” się w zakręcie, rozbijali auta na którymś z „sierżantów”.

A pisaliśmy o tym przed laty
 Znaki osadzone są na metalowych rurach i to właśnie one skutecznie demolowały karoserie oraz podwozia pojazdów. Problem niebezpieczeństwa, jakie niosły źle ustawione „sierżanty”, nieraz, ale, niestety, bezskutecznie, poruszałem na łamach naszego tygodnika. Trudno zliczyć, ile przez ten czas zostało uszkodzonych aut i ile znaków trzeba było wymienić. Jakże byłem zaskoczony, kiedy kilka tygodni temu drogowcy przestawili „sierżanty” tak, jak proponowałem naście lat temu. „Zabieg” był szalenie prosty.    

  Wystarczyło zlikwidować znaki zlokalizowane na wysokości środka zakrętu i przesunąć je bliżej w stronę nadjeżdżających aut. W efekcie nawet jak zdarzy się, że kierowca nie zachowa bezpiecznej prędkości i wypadnie poza pas jezdni, to nie uderzy w „sierżanta”. Przejedzie kilka czy kilkanaście metrów po stromym poboczu i bezpiecznie wróci nieuszkodzonym autem na jezdnię. Nie oznacza to, że na tym niebezpiecznym odcinku ulicy Piłsudskiego (jadąc w kierunku Pawłówka dwa zakręty, opisywany pierwszy z nich w lewo i następny w lewo) nie będzie dochodziło do wypadków i kolizji. Już po zmianie ustawienia „sierżantów” miał miejsce przynajmniej jeden wypadek i jedna kolizja. Sprawcami tych zdarzeń, jak i większości, do jakich dochodziło w przeszłości, byli kierowcy jadący z góry (od strony Pawłówka). Dla nich zakręt (ten opisywany) jest w prawo. We wszystkich przypadkach sprawcy jechali zbyt szybko i nie „zmieścili” się w tym zakręcie. Wjeżdżając na przeciwległy pas doprowadzali do kolizji i wypadków. Tak doszło do ostatnich tam zdarzeń. Kierowca jechał za szybko, zjechał na lewy pas i uderzył w jadące prawidłowo auto. Sprawcy nic się nie stało, natomiast kierowca i pasażer drugiego auta trafili do szpitala. W tym samym miejscu jadący od strony Pawłówka TIR (long) nie „wyrobił” zakrętu. Przy raptownym hamowaniu „uciekająca” mu naczepa uderzyła w jadącego prawidłowo busa. Uszkodzeniu uległo też trzecie auto, którego kierowca, chcąc uniknąć zderzenia, zdecydował się na ucieczkę na pobocze. Auto uszkodził o wysoki krawężnik.

Ustawiono znak, ale tylko jeden
   Wydaje się, że te dwa zdarzenia, które nastąpiły krótko po sobie, spowodowały, że kaliscy drogowcy postanowili w jeszcze większym stopniu zadbać o bezpieczeństwo kierowców. Od kilku dni kierowców jadących w kierunku Pawłówka kłuje w oczy ustawiony przed zakrętem pulsacyjny znak, nakazujący ograniczenie prędkości do 30 km/godz. I dobrze się stało, ale sprawcami wypadków i kolizji byli kierowcy, jadący z przeciwnego kierunku, z góry. To właśnie tam powinien pojawić się znak ograniczający prędkość. Tymczasem nie ma tam żadnego. Brak znaku dla jadących w kierunku Pawłówka byłby mniej ważny, bo problem rozwiązało przesunięcie „sierżantów”.
  Zdaniem jednego z naszych czytelników jest też inna przyczyna, która w przeszłości doprowadzała do rozbijania aut o „sierżanty”, szczególnie w okresie, kiedy panowały minusowe temperatury. Jest to zamarzająca na jezdni woda, która spływa ze stromego pobocza. – Z naszych obserwacji wynika, że najwięcej zniszczonych aut to te, jadące od strony miasta. Stąd  przesunęliśmy znaki i poprawiliśmy ich odblaskowość. Ponadto niedawno ustawiliśmy pulsacyjnie oświetlony znak, nakazujący ograniczenie prędkości do 30 km/godz. Taki znak powinien być również ustawiony dla jadących z przeciwnej strony i w niedługim czasie tam się pojawi. Sprawdzę również, co można uczynić, by woda nie spływała z przeciwskarpy na pas jedzeni – zapewnił Krzysztof Gałka, dyrektor Miejskiego Zarządu Dróg i Komunikacji w Kaliszu.

Kilkusetmetrowe korki na al. Wojska Polskiego
  Rodzi się pytanie, ile jeszcze musi upłynąć czasu, by skończył się horror, jaki przeżywają kierowcy na skrzyżowaniu al. Wojska Polskiego z ulicą Stawiszyńską. Tworzące się tam kilkusetmetrowe korki to codzienność. Zdarzyło się, że dołączałem do stojących w zatorze już na wysokości centrum ogumienia, zlokalizowanego tuż za skrzyżowaniem al. Wojska Polskiego z ulicą Majkowską. Najczęściej zakorkowane są wszystkie pasy.

Bądź mądry, którym jechać pasem
  Dla jadących prawym zbyt za blisko skrzyżowania ustawiono znak, że chcąc przejechać skrzyżowanie prosto (al. Sikorskiego), powinni zjechać na lewy pas, bo prawy jest dla skręcających w prawo w stronę centrum miasta. Na lewy, a nie na środkowy, bo że pojawi się jeszcze trzeci – lewy, kierowcy zorientują się niemal przed samym skrzyżowaniem. Ale wracam na odcinek al. Wojska Polskiego, tam, gdzie jeszcze jest dwupasmowa, i pozostawiłem tam kierowcę na prawym pasie, którym musi przedostać się na sąsiedni, jeżeli chce przejechać skrzyżowanie prosto (al. W. Sikorskiego). Nie będzie to takie proste. A byłoby, gdyby wszystkich kierowców cechowała wysoka kultura jazdy. Niestety, nie brakuje takich, którzy dodatkowo podenerwowani długim oczekiwaniem w korku, ani myślą wpuścić przed siebie kogokolwiek. W efekcie korkuje się nie tylko lewy pas, ale także prawy. Jednak w najgorszej sytuacji są ci, którzy na skrzyżowaniu chcą skręcić w lewo i jechać ulicą Stawiszyńską w kierunku Majkowa. Jeszcze kilkadziesiąt metrów po przejechaniu mostu na Kanale Bernardyńskim aleja WP ma dwa pasy.

Lewy pas pusty, ale nie wjedzie się na niego
  Trzeci – lewy pas pojawia się niespodziewanie i szczególnie zaskakuje kierowców trasowych. Jest tak krótki, że mieści się na nim zaledwie sześć aut osobowych. Skutkuje to tym, że kolejni, chcący skręcić w lewo, zmuszeni są stać na pasie pojazdów jadących prosto. Sytuację dodatkowo komplikuje krótko palące się zielone światło dla skręcających w lewo. Powszechnym widokiem jest to, że lewy pas jest pusty, bo wjazd na niego blokują te pojazdy jadące prosto. Przez lata zarządca drogi nie uczynił nic, by poprawić drożność tego newralgicznego odcinka al. Wojska Polskiego.

O tym też pisaliśmy
  A można byłoby to uczynić szybko i niewielkim kosztem. Oszczędzono by czas i nerwy kierowców oraz tysiące litrów paliwa, wypalanego w skali roku przez stojące w korku auta. Wystarczyłoby zwęzić szeroki na ponad pięć metrów trawnik, rozdzielający przeciwne kierunki jazdy na al. Wojska Polskiego. Dzięki temu lewy pas wydłużałby się o około 100 metrów. Takie rozwiązanie sugerowałem już kilka lat temu na łamach „Życia Kalisza”. Być może, że niedługo z proponowanego rozwiązania skorzysta zarządca drogi. – Jeszcze w tym roku planujemy przebudowę al. Wojska Polskiego, w tym między innymi na odcinku od ulicy Majkowskiej do Stawiszyńskiej. W ramach przebudowy planujemy wydłużenie lewego pasa dla samochodów jadących w kierunku Majkowa – dodał K. Gałka. 

Grzegorz Pilecki. Fot.: Marcin Galant

 

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Pietros1 - niezalogowany 2019-06-23 11:49:06

    A czemu nie przebudować na rondo turbinowe, tylko trzymać tam ciągle światła

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    mmb - niezalogowany 2019-06-26 13:05:53

    Popieram panie Petros1 ,ale czy CKM z organizacji ruchu to przemyślą ???

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do