
Zdrowie czy choroby zaczynają się na talerzu, ale to, co trafia na talerz, poczyna się w polu, a tam obecnie nie dzieje się najlepiej. Co jest źle i jak to naprawić, mówi Sławomira Gacka, niestrudzony propagator wiedzy o mikroorganizmach, który wiedzę nabył w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie, a potem przez 11 lat jeżdżąc po Polsce i świecie, mocno ją skorygował o praktykę.
Czy zauważyli państwo, że w sklepach ze zdrową żywnością ustawiają się coraz większe kolejki? Będą jeszcze większe. Popyt na ekologiczną żywność zwiększa się każdego roku o 20%. To jest tak duży przyrost, że w Europie zaczyna już brakować areałów do upraw ekologicznych. Coraz więcej ludzi uświadamia sobie poważny problem z żywnością. Można to jeszcze naprawić, ale najpierw trzeba zrozumieć, o co chodzi.
Sławomir Gacka podczas swoich wykładów dla rolników zadaje jedno i to samo pytanie od 11 lat: „Kto wie, jaki ma procent próchnicy w swojej glebie?”. Rzadko kto podnosi rękę, że wie. W analizach gleby na ogół nie określa się ilości próchnicy. Nie uczono tego rolników. Namawiano ich do badania ilości fosforu, potasu, azotu, magnezu, mikroelementów i pH, ale nie próchnicy. Zatem rzadko kto zna poziom próchnicy na swoim polu, ale za to wszyscy wiedzą, jaki silnik posiada ich ciągnik.
– A przecież próchnica jest dla gleby tym samym, czym silnik dla traktora. Jeżeli robimy przeglądy silnika, wymieniamy filtry i dbamy o jego stan to identycznie powinniśmy dbać o próchnicę w glebie – mówi wykładowca.
Próchnica wiąże liczne składniki odżywcze dla roślin i udostępnia je korzeniom niczym ogromny magazyn. Próchnica (inaczej humus) to substancja naturalna powstała z biochemicznego rozkładu resztek roślinnych (liście, korzenie, trawy, słoma, łęty), zwierzęcych (odchody zwierząt, martwe owady, gnojówka, gnojowica) i ściółek z chowu i hodowli (obornik). Aktywna próchnica dzięki swoim kwasom humusowym ma ogromny potencjał akumulacji np. azotu. Jeśli nie ma aktywnej próchnicy, azot zostanie wypłukany w postaci azotanów do wód gruntowych, albo uwolni się w postaci amoniaku do atmosfery. Z kolei fosfor zostanie związany przez wapń albo żelazo i staje się niedostępnym dla roślin. Więc jeśli nie ma próchnicy, nie opłaca się stosować nawozów, których skuteczność zależy przede wszystkim od potencjału biologicznego gleby.
Obecni rolnicy są pierwszym pokoleniem w historii, które przekazuje następcom lepszy sprzęt, lepsze budynki i niestety ... gorszą ziemię! Gdyby robiono badania ilości próchnicy w glebie, w momencie przyjęcia ziemi i wtedy, gdy przekazuje się ją następcom, byłoby wiadomo, kto okradł swoje gospodarstwo, a kto je ubogacił. Jeden procent próchnicy zatrzymuje od 100 do 150 ton związanej wody na jednym hektarze. 100 ton związanej wody daje tyle samo nawodnienia, co 1000 ton wody z podlewania! Czyż nie prościej zamiast borykać się z suszami i powodziami, zwiększyć ilość próchnicy w glebie? Niestety, ilość próchnicy zamiast rosnąć, maleje. Z polskiej gleby ubyło jej już 40%!
Jak zwiększyć ilość próchnicy? Z zielonych roślin, które nie wykształciły kolanek, nie pozyskamy błonnika - nie powstanie z nich próchnica! Jeżeli przyorzemy zielonkę, to uzyskamy jedynie materię organiczną, również potrzebną, ale nie próchnicę. Najcenniejsza jest słoma, która zawiera mnóstwo błonnika i węgla. Z tego właśnie powstaje próchnica. Dlatego ktokolwiek pozbywa się słomy z własnego pola, zubaża swoją glebę. Gigantycznym błędem jest sprzedaż słomy by za te pieniądze kupić nawozy syntetyczne. Takie działanie nie zbuduje struktury gleby, tylko uruchomi proces jej niszczenia.
Więcej w Życiu Kalisza
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Bardzo wartościowy artykuł o rozsądnym gospodarowaniu ziemią. Gratuluję i dziękuję