Reklama

„Już nigdy nie zaszczepię swojego dziecka”

21/06/2017 11:18

– Gdybym nawet miała iść do więzienia, już swojego dziecka na nic nie zaszczepię – deklaruje Joanna*, mama 5-miesięcznego Bartka*, który dostał zapaści po szczepionce przeciw pneumokokom. – To cud, że żyje. Chce uświadomić innych rodziców, jakie ryzyko podejmują, decydując się na szczepienie swoich pociech.

Wcześniej nigdy nie kwestionowała zasadności szczepień. To, że są potrzebne, było dla niej oczywiste, tak jak to, że do życia potrzebne są woda i powietrze. Co prawda kiedy już wiedziała, że zostanie mamą, docierały do niej różne opinie na ten temat, ale wątpliwości pozbyła się na zajęciach w szkole rodzenia. Razem z mężem podjęli decyzję, że będą szczepić. – Wierzyłam, że szczepionki są dobre, że pomagają.
Pod koniec ciąży Joanna zachorowała na dość rzadką chorobę objawiającą się m.in. wysokim ciśnieniem krwi. Trafiła do pleszewskiego szpitala na patologię ciąży, o której słyszała wiele dobrego. – Niestety, w szpitalu niewiele robili, nie wykonywali nawet podstawowych badań, takich jak USG. Jedynym cudownym lekiem były tabletki na nadciśnienie tętnicze.
Z każdym kolejnym dniem czuła się coraz gorzej, ale lekarze przekonywali, że nie ma powodu do niepokoju i trzeba cierpliwie czekać na naturalny poród. Owszem, jeden z lekarzy, widząc jej pogarszający się stan zdrowia, stwierdził, że będzie w stanie pomóc, ale uprzedził, że... jest bardzo drogi.
To przeważyło. Po 6 dniach „leczenia” na własne żądanie opuściła szpital i przeniosła się do szpitala w Kaliszu, ale zarówno stan jej, jak i dziecka był już ciężki. Badania wykazały, że odkleiło się łożysko, a ponadto początkowy zator żylny i niedotlenienie płodu. Konieczna była natychmiastowa operacja, czyli cesarskie cięcie. Mimo komplikacji Bartek dostał 8 punktów w skali Apgara, czyli w normie.
Przez dwa tygodnie mama i jej synek przebywali na obserwacji w szpitalu. Przez ten czas noworodek nie sprawiał problemów. Te zaczęły się tuż po wyjściu. Okazało się, że w pierwszej dobie nie został zaszczepiony, ktoś zapomniał. Więc po 14 dniach otrzymał pierwsze szczepienie – na żółtaczkę. – Wieczorem, po powrocie do domu, było to już inne dziecko. Przedtem, w szpitalu, był spokojny, dużo jadł i spał, niewiele płakał. Teraz zmienił się diametralnie. Jeszcze nie łączyliśmy tej zmiany ze szczepieniami. Raczej ze zmianą warunków, otoczeniem itd. – wyjaśnia Joanna.
Wkrótce pojawiły się inne objawy – liczne biegunki, alergie pokarmowe, napięcie mięśniowe. Młodym rodzicom czas upływał głównie na wizytach w gabinetach lekarskich, oczywiście prywatnych. Jako przyczyny problemów lekarze wskazywali niedojadanie wskutek alergii pokarmowych i niewłaściwy pokarm sztuczny (wskutek wcześniejszych problemów zdrowotnych Joanna miała mało własnego pokarmu).
Kiedy sugerowana zmiana rodzaju mleka na niewiele się zdała, Joanna zaczęła szukać rozwiązań sama, głównie w publikacjach internetowych. Trafiła na materiał, który wręcz książkowo opisywał stan jej dziecka. Te same objawy. Diagnoza? Powikłania poszczepienne.
– Wspomniałam o tym podczas kolejnej wizyty, ale usłyszałam, że to nie ma związku. Uwierzyłam, bo chyba lekarz wie lepiej – mówi pani Joanna.
Uspokojona, po kolejnych dwóch tygodniach poddała Bartka kolejnemu szczepieniu „5 w 1”  – na błonicę, tężec, krztusiec, wirusowe porażenie dziecięce (polio; IPV) oraz zakażenia wywołane przez bakterię zwaną pałeczką hemofilną typu B (Hib) [źródło: mppl pediatra]. Oczywiście dla dobra dziecka – po co je kłuć 5 razy, kiedy można raz? Tak przekonywali medycy.
Po szczepionce skojarzonej matka znów zauważyła zmianę w zachowaniu dziecka, ale lekarze uspokajali, że to normalna reakcja.
A po kolejnych 7 dniach przychodnia wyznaczyła termin kolejnego szczepienia, tym razem na pneumokoki.
 
Zapaść
Prawie natychmiast po szczepieniu, w pierwszej dobie, pojawiły się niepokojące objawy – bardzo silne biegunki. W drugim dniu  dziecko odmawiało jedzenia, a na nóżce, od biodra do kolana (w miejscu wkłucia), pojawiło się wyjątkowo twarde, bolesne zgrubienie.
– Kiedy telefonicznie zwróciłam uwagę lekarki na problemy synka, sugerując, czy aby nie są to konsekwencje szczepionki, w słuchawce usłyszałam bagatelizujący głos: „Proszę obserwować dziecko, takie objawy mogą wystąpić, dzieci po pneumokokach są bardziej marudne, proszę się nie zrażać”.
Kiedy następnego dnia zaobserwowała kolejne niepokojące objawy, po pomoc pojechała już do szpitala.
– Właśnie stałam na izbie przyjęć i podawałam dane syna, kiedy nagle usłyszałam głos przechodzącej pielęgniarki: „Co on jest taki siny?”. Spojrzałam na leżącego w nosidełku Bartka, który chwilę wcześniej spał. Rzeczywiście był nienaturalnie siny, nie oddychał. Położyłam mu dłoń na klatce piersiowej, ale nie wyczuwałam tętna – wspomina.
Przerażona zaczęła wołać o pomoc, szukając ratunku dla dziecka. Dopiero po chwili trafiła do właściwej sali, gdzie jej synek znalazł pomoc i odzyskał przytomność. Nawet nie chce myśleć, co by było, gdyby tego dnia nie znalazła się w szpitalu.

Więcej  Życiu Kalisza

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do