Reklama

„Wio, koniku” to coś więcej niż tytuł piosenki

31/01/2019 00:00
Że Stany Zjednoczone są zlepkiem różnych kultur i grup etnicznych, o tym każdy wie; są biali, są czarni, są Chińczycy, Indianie i Meksykanie, ale że wśród tego tygla występują jeszcze inne bardzo odrębne grupy społeczne, przeciętny śmiertelnik wie niewiele. Takimi społecznościami są między innym Mormoni i Amishe (czyt. Amisze). Zastanawiam się, jak można najlepiej oddać charakter tych grup społecznych i chyba najtrafniejszym określeniem będzie „konserwatywne grupy religijno-kulturowe”.
 Obydwie grupy cechują pewne podobieństwa, są też między nimi znaczne różnice. Zarówno mężczyźni, jak i kobiety ubierają się bardzo skromnie; mężczyźni noszą czarne stroje przypominające garnitury i czarne kapelusze, a kobiety szerokie długie spódnice z karczkiem i na szerokich szelkach, uzupełnione zapiętą pod szyję bluzką, a na głowach czepki. Członkowie obydwu grup głoszą chrześcijaństwo, którego zasady są nieco odmienne od tych nam znanych. I tutaj chyba podobieństwa się kończą. Mormoni mieszkają w stanie Utah, praktycznie stanowią oni 100 proc. społeczności tego stanu, podczas gdy Amishe mieszkają w stanach centralnych, od Pensylwanii poprzez Ohio do Indiany. Mormoni nadal uprawiają wielożeństwo, Amishe wstępują w związki monogamiczne. Ponieważ stan Indiana graniczy ze stanem Illinois, w którym mieszkam, i widok Amisha nikogo tutaj nie dziwi, o nich dzisiaj opowiem.
 
Korzenie Amishy sięgają XVI wieku i szwajcarskiej sekty religijnej zwanej: Reformacja Protestantów,  której członkowie żyli w ubóstwie i gardzili dobrami materialnymi. W wieku XVII grupa Amishów wraz z ich przywódcą, Josephem Ammannem, wylądowała w Ameryce Północnej. Obecnie około 180 tys. tych ludzi żyje na terenie Stanów Zjednoczonych i w kanadyjskiej prowincji Ontario. Zadziwiający jest fakt, że Amishe „wyparowali” całkowicie z Europy, w przeciwieństwie do Mormonów, którzy nadal tam żyją, a nawet mała ich grupa mieszka w Polsce.
Surowe przestrzeganie tradycji i konsekwentna postawa antymodernizacyjna spowodowały, że styl życia Amishów wydaje się „nie z tego świata”.  Nawet teraz, w XXI wieku nie mają oni samochodów, co więcej: posiadanie prawa jazdy jest surowo zabronione. Przemieszczają się za pomocą bryczek, zwanych buggy, ciągnionych przez konie. Również inne zdobycze techniczne są wśród nich zabronione, a więc telefon, telewizja, pralki mechaniczne, a nawet ubikacja w domu. Z telewizji, telefonu i pralki, gdyby je posiadali, nawet nie mogliby korzystać, bo większość ich domów nie ma podłączonej elektryczności. Żyją na wsiach z uprawy roli i hodowli zwierząt, a miasta uważają za siedlisko diabła  i rozpusty. Picie coca-coli, gry elektroniczne, modna fryzura, pomalowane paznokcie i inne tego typu przyjemności są absolutnie zabronione.

Ubranie – pozbawione jakichkolwiek elementów dekoracyjnych – jest szyte w domu z materiałów w ciemnych kolorach. Marynarki męskie nie mają kołnierzy ani kieszeni. Swetry, paski do spodni, krawaty i rękawiczki są niedopuszczalne. Kobiety przykrywają spódnice fartuszkami i nigdy nie obcinają włosów. Długie włosy, z przedziałkiem pośrodku, zaplatają w warkocz, który podpinają do góry i chowają go pod czepkiem. Pończochy, jak i buty muszą być w czarnym kolorze. Biżuteria, kolorowe materiały we wzory i makijaż są nie do pomyślenia.
Amishe mają swoiste podejście do wiedzy i nauczania. Chociaż twierdzą, że edukacja jest bardzo ważna, to jednak zezwalają na naukę tylko podstawową, tzn. do poziomu ósmej klasy i to tylko w ich szkołach, gdzie nauczycielami są rodzice uczniów. Nawet władze stanowe nie ingerują w ten ich porządek rzeczy.  Szkoły te to przeważnie jedno pomieszczenie, a tematyka nauczania to czytanie, pisanie, matematyka, geografia oraz przedmioty praktyczne dotyczące rolnictwa, hodowli, a także naprawy maszyn rolniczych. Dzieci uczą się w szkole języka angielskiego, ale w domach rozmawia się po niemiecku. W zakresie nauk praktycznych jest podział między dziewczynkami a chłopcami: dziewczynki uczą się gotowania, sprzątania i prowadzenia domu. Jest to bardzo ważne, bo rodzina Amisha jest duża (przeważnie 7-8 dzieci – oczywiście środki antykoncepcyjne są na czarnej liście – i starzy rodzice lub inni krewni, którzy nie są w stanie żyć samodzielnie). Amishe nie posiadają ubezpieczenia zdrowotnego, nie mają też prawa do emerytury. W przypadku dużych rachunków szpitalnych cała społeczność składa się na ich zapłacenie. Młodzi Amishe mogą pobierać się tylko między sobą, związki z osobą z zewnątrz nie są dozwolone. Małżeństwo jest na całe życie, rozwodów nie ma.
Trudno jest pojąć, w jaki sposób Amishe potrafili się tak całkowicie odseparować od współczesnego świata pomimo że żyją wśród sąsiadów Amerykanów, spotykają się z nimi w sklepie lub urzędzie, a nawet goszczą u siebie w domu jako turystów. Bardzo popularny jest „weekend z Amishami”– mieszka się w ich domu wśród tej licznej rodziny, je się drewnianą łyżką ze wspólnej miski, a nawet uczestniczy w obowiązkach domowych i gospodarskich. Moi sąsiedzi, którzy wybrali się na takie miniwczasy opowiadali, że najbardziej zabawny był fakt, że zwracano się do nich per „siostro” i „bracie”; ta sama forma obowiązywała ich w stosunku do gospodarzy.  Trzeba przyznać, że życie Amishy uregulowane codzienną rutyną, gdzie każdy ma swoje miejsce i określone obowiązki, życie pozbawione szpanu i pogoni za ipodem czy kolejną plazmą, daje poczucie stabilizacji, bezpieczeństwa i wewnętrznego spokoju. Krąży o nich opinia, że mają zdrowe poczucie humoru, na dowód czego pozwolę sobie przytoczyć 5 przykładów na to, „jak rozpoznać młodego Amisha--rebelianta”: 1) czasami pozwala sobie spać aż do 6 rano, 2) w sekrecie kolekcjonuje kolorowe skarpetki, 3) często powtarza: „gdybym miał radio, to słuchałbym rapu” lub 4) „gdybym miał telefon, zadzwoniłbym do swojej dziewczyny”, 5) w szufladzie trzyma nieprzyzwoite zdjęcia młodych Amishek – bez czepków i z rozpuszczonymi włosami.
Mają jednak Amishe swoje problemy, które nam są raczej obce. Małżeństwa w obrębie tej samej grupy genetycznej powodują zwyrodnienia i rozwój chorób, które nie występują u innych ludzi. Dzięki rozwojowi medycyny można je w tej chwili identyfikować, chociaż lekarstwa jeszcze nie wynaleziono. Np. wyodrębniono geny, które powodują groźne konwulsje i kalectwo; na całym świecie choruje na tę chorobę tylko 12 osób – wszyscy ci ludzie to Amishe. Dla współczesnej medycyny sami Amishe stanowią trudną to pokonania przeszkodę, bowiem ich przekonanie, że wszystko jest wolą Boga, często nie zezwala na stosowanie odpowiedniej kuracji. Biskup Amishy musi wyrazić zgodę na bardziej zaawansowane metody leczenia.
Jak już pisałam powyżej, wierzenia Amishy nie pozwalają im ani posiadać, ani nawet prowadzić samochodu. W związku z tym korzystają z grzeczności swoich sąsiadów nie-Amishy zimą lub kiedy konik i bryczka zawiodą. Trzeba przyznać, że czasami te przysługi przeradzają się w całkiem intratne źródło dodatkowego dochodu dla sąsiada-Samarytanina. Nie trzeba było długo czekać, aby również władze stanowe zwietrzyły dodatkowe pieniądze i w roku 2004 wydały zarządzenie, że wszyscy ci, którzy przewożą Amishy w swoich prywatnych samochodach, muszą wykupić specjalne zezwolenie, inaczej kara może sięgnąć nawet 1000 dolarów. Została nawet powołana specjalna grupa 40 policjantów stanowych do dopilnowania przestrzegania przepisu.
 Myślę sobie, że policjanci ci nie muszą zbyt wysilać szarych komórek, no bo jak tu nie rozpoznać gościa w czarnym chałacie bez kołnierza i kieszeni, w czarnym kapeluszu, w dodatku bez rękawiczek. Jak zwykle pełna jestem podziwu dla prężności działania instytucji rządowych, jeżeli chodzi o wyciąganie pieniędzy z kieszeni podatnika. Inaczej to wygląda, gdy trzeba te pieniądze podatnikowi zwrócić; sama czekam już dwa lata na zwrócenie pieniędzy pobranych za niesłuszny mandat.
Amishe świadomie wybrali swoją drogę życia. Czasami, gdy w Pensylwanii lub Indianie przejeżdża się obok konia zaprzęgniętego do ich charakterystycznej bryczki, lub gdy na stacji benzynowej tankuje się paliwo, a obok stoi zaparkowany buggy i koń żuje spokojnie owies (lub czasem załatwia swoje potrzeby tuż obok naszych błyszczących aluminiowych felg), ma się poczucie déja vu; poczucie, że już kiedyś, na jawie lub w marzeniach, byliśmy świadkami takiej sceny. A może tylko marzyliśmy o tym? Życie Amishy jest na pewno zdrowsze od naszej zwariowanej zachodniej cywilizacji. Człowiek dał się zamknąć w betonowych wieżowcach, gdzie oddycha zgniłym powietrzem z klimatyzatora; człowiek pędzi po autostradzie zamknięty jak sardynka w metalowej karoserii samochodu. Gdzie i po co, człowieku, tak pędzisz? Zwolnij, zatrzymaj się i popatrz na Amisha, który klip-klap, klip--klap, nie popędzając konika, też zdąży na kolację do domu.

Eleonora Serwanski
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do