Reklama

Borek – Lasek

18/05/2024 06:00

Piotr Sobolewski

 Nikt z kaliszan nie wyobraża sobie, by w któryś z weekendowych dni wiosny, lata a i wczesnej jesieni nie wybrać się na spacer do starego parku. No dobra – trochę się rozmarzyłem i przesadziłem ze skalą tych naszych spacerowo-parkowych ciągot ale co konstatuję z radością – zwyczaj spędzania w naszym „letnim salonie” choć paru godzinek wraca powoli do łask i w pogodne dni parkowe alejki i polany jak dawniej zaludniają się. I bardzo dobrze – w życiu nie podpisałbym się pod wyrażoną przed ponad wiekiem w kaliskiej prasie opinią, jakoby w kaliskim parku było... zbyt tłoczno. Zdecydowana większość współczesnych spacerowiczów kieruje jednak swoje kroki do starej części zielonego salonu Kalisza – dzisiaj więc zaproponuję może nieco inny kierunek. Zamiast wstępować na most Teatralny i dalej… skierujmy się tym razem w prawo, by „odkryć” nowe malownicze zakątki parkowe w jego młodszej części.

O tzw. Nowym Parku za chwilę, póki co zatrzymajmy się najpierw przy makiecie budynku teatralnego z objaśnieniami zapisanymi alfabetem Braille’a oraz zabytkowym eleganckim metalowym ogrodzeniu odgradzającym okolice teatru od rzeki. Naprawione po wyczynie radzieckich sałdatów, którzy w 1945 r. (pokrzepieni stosownym trunkiem) brawurowo i ze śpiewem na ustach wjechali w niego samochodem. O to, by je tam zostawiono toczyli nie tak dawno temu skuteczne boje niektórzy kaliscy regionaliści, Miasto ustąpiło, instalując „bulwarowe” ławeczki za mostem na drugim brzegu rzeki. Na stary park możemy więc pozerkać stojąc za ażurową barierką albo – jeszcze lepiej – ze schodków prowadzących do rzeki od bocznego ryzalitu budynku teatralnego. Swego czasu przybijała tu – stylizowana na starożytność – łódź św. Wojciecha z „kapitanem” panem Mieczysławem Machowiczem i zabierała chętnych na rejs w stronę Zawodzia. Za teatrem, w miejscu gdzie teraz znajdziemy – kontrowersyjny w formie i treści – kamienny parking onegdaj znajdował się klomb, na który po I wojnie sfrunęła ze spalonego budynku teatralnego jedna z kilku sprowadzonych z Berlina rzeźb – Wiktoria. Na dach teatru trafiła w 1900 r. kiedy i sam pechowy teatr (istniał zaledwie lat 14) zainaugurował działalność. Po II wojnie Wiktoria gdzieś zniknęła – chcąc przekonać się, jak wyglądała, należy udać się do stolicy. Bliźniacza rzeźba ozdabia dzisiaj park w Wilanowie. Z dachu teatru po I wojnie sfrunęły także dwa gryfy, które przysiadły na kamiennej balustradzie oddzielającej klomb od Nowego Parku by po II wojnie również odfrunąć w nieznane. Skoro o rzeźbach mowa – nieopodal, na małej wysepce w roku 1899 zainstalowano rzeźbę symbolizująca ludzką duszę. Psyche – choć jedna z najmniejszych postaci naszego parkowego zestawu, należała do najbardziej ulubionych rzeźb kaliszan. Ale i ona po II wojnie  „ulotniła się”.

No ale teraz już pora na mini-rys historyczny tej części parku. Prace nad „cywilizowaniem” tego skrawka łęgów rypinkowskich rozpoczęły się już w 1899 r., Wcześniej były to tereny leżące poza Kaliszem czego świadectwem było istnienie – na wysokości przejścia na Częstochowskiej w stronę ulicy Teatralnej – rogatki Rypinkowskiej. „Zniesionej” w czasie jednej z wielu powodzi w 2 poł. wieku XIX. Do współpracy przy tworzeniu nowej części parku zaproszono znanego warszawskiego ogrodnika Franciszka Szaniora. „Gazeta Kaliska” z 1900 r. donosiła: „Park nowy zwany także dzikim, tuż za gmachem teatralnym otrzymał kilka malowniczych i cienistych alei, już od kilku dni do porządku doprowadzonych. Również staw sztuczny urządzony między alejami, podnosi uroki tej pięknej miejscowości [miejsca] zwiedzanej obecnie przez mieszkańców miasta i rozkoszujących się balsamicznym zapachem drzew iglastych, w jakie park nowy obfituje. Nowa część parku otrzyma wkrótce obszerniejszą aleję, która otworzy widok z teatru na wodospad rypinkowski”. 

Na planie z 1910 r. widać centralną aleję i niewielki okrągły placyk. Wtedy też prawdopodobnie powstały dwa drewniane mostki z ozdobnymi wazami, na których często fotografowali się kaliszanie, a ścieżki wyznaczono w układzie promienistym. Nieco wcześniej pojawił się kolejny malowniczy staw a na cyplu, w miejscu łazienek z kabinami, czyli drewnianych budek, do których – z miejsca, gdzie dzisiaj stoi cokół z kotwicą – wiódł pomost, pobudowano malowniczą przystań spacerową. Wracając jeszcze do łazienek: ustawienie kabin, z których zsuwano się niemal wprost do wody – osobno dla pań, osobno dla panów (dopiero po pewnym czasie małżeństwa mogły przebierać się razem) gwarantowało dyskrecję i stanowiło spore wyzwanie dla ewentualnych podglądaczy z drugiego brzegu Prosny. Najlepsi pływacy mogli popisać się przepłynięciem na pobliską wysepkę o jakże adekwatnej nazwie Kuba. Natomiast wspomniana późniejsza przystań była malowniczym drewnianym domkiem krytym gontem o pięknie i bogato zdobionej elewacji, utrzymanym w tym samym stylu, co domek szwajcarski w głębi parku. Teren wokół niej był ogrodzony – by móc skorzystać z wodnej – ale i gastronomicznej – oferty tego obiektu trzeba było dodatkowo wysupłać parę rubelków. 
Po wybudowaniu kolejnych przystani po drugiej stronie kanału Rypinkowskiego i Prosny jej znaczenie (i urok) stopniowo  malało, czasem wymieniano ją jako domek strażnika parkowego i magazyn na narzędzia ogrodnicze. Kilka lat później po drugiej stronie Prosny, a w zasadzie kanału Rypinkowskiego, dla Kaliskiego Towarzystwa Wioślarskiego wybudowano murowaną już przystań i byt drewnianego domku stawał się coraz mniej uzasadniony.

Teren nazwano Nowym Parkiem, na planie z 1931 r. – Małym Parkiem choć w świadomości kaliszan funkcjonował raczej jako Borek-Lasek. W 1923 r. teren uporządkowano i nazwano Parkiem im. Jana Paderewskiego, choć ta nazwa jakoś się do dziś raczej nie przyjęła. Z racji położenia na obniżonym terenie Park był często zalewany przez Prosnę. Z zimy 1939 r. pochodzi zdjęcie z parkiem zamienionym w jezioro i wodą podchodzącą już pod balustradę przy teatrze Po II wojnie na jego terenie pochowano żołnierzy armii 1 Frontu Białoruskiego. Do nich dołączyły też ciała czerwonoarmistów walczących o Wrocław i zmarłych w szpitalu polowym w Kaliszu. Podobno z racji dużych opadów i podmokłości terenu zwłoki wrzucano do mogił wypełnionych wodą. Świadkowie wspominają te ceremonie jako dość smutne widowiska, dalekie od ceremonialnych pogrzebów z fanfarami i salwą honorową. Pochowano 317 żołnierzy – z czego zidentyfikowano 179. Wśród żołnierzy była jedna kobieta – sanitariuszka Graczewa. Większość z pochowanych w pojedynczych i zbiorowych mogiłach biedaków to młode chłopaki, którym przyszło polec daleko od domów. Choć onegdaj w prasie kaliskiej ukazało się wspomnienie ówczesnej pielęgniarki: „Czekałam na rannych. Tymczasem już pierwszego dnia do szpitala zwozili Ruskich, ale nie rannych, tylko… zatrutych spirytusem drzewnym, którego Niemcy używali jako paliwa. Mało który przeżył”. Jeden, przeczuwając śmierć, prosił sanitariuszkę: „Napiszy mojej matieri, szto ja pogib w boje” 
Ostateczny, nadany w roku 1951 kształt park-cmentarz zawdzięcza Antoniemu Karolakowi, pracami kierowali Rosjanie, płk Kotlarow i kap. Nowikow. Trzeba przyznać, że przydzielenie parkowi tej nowej funkcji w niewielkim na szczęście stopniu zniekształciło jego pierwotną kompozycję i nie zubożyło jego uroku. 

Zejdźmy więc bez obawy na wspomnianą polanę – dziś „ozdobioną” obeliskiem radzieckich gierojów. Ciekawą zagadkę kryją znajdujące się tuż obok 25 metrowej iglicy-obelisku z ziemią przywiezioną spod Staligradu, groby dwóch Bohaterów Związku Radzieckiego – majora Iwana Żidkowa i pułkownika Iwana Dowydenki. Charakterystyczne złamane kolumny przeniesiono z któregoś ze starych kaliskich cmentarzy. Świadczy o tym sygnatura przedwojennego kamieniarza Alfreda Fiebigera i krzyż widoczny po drugiej stronie kolumny Żidkowa. W latach 90. XX w. ktoś skradł znajdujące się tu marmurowe tablice i okazało się, że tablica Żidkowa zasłaniała inskrypcję poświęconą… żołnierzowi niemieckiemu poległemu w Rosji podczas I wojny światowej. 

Dla młodszych kaliszan atrakcją są natomiast armaty, przy których fotografują ich rodzice. 
Stamtąd kilka kroków i jesteśmy już przy bramie od strony kanału Rypinkowskiego. Ci z nas, którzy urodzili się nieco wcześniej pamiętają zapewne przytwierdzone do muru metalowe tablice z płaskorzeźbami ilustrującymi różne rodzaje wojsk wchodzących w skład Armii Czerwonej. Czy ich zniknięcie to efekt działalności panów zajmujących się detalicznym obrotem złomem czy raczej efekt działalności czynników wysokich – nie wiadać. Po przejściu na drugą stronę bramy i wyjściu na zewnątrz możemy dostrzec stosowny napis „Wiecznaja sława gierojam” (język rosyjski w szkołach nie jest obowiązkowy więc młodszym czytelnikom przetłumaczę: „Wieczna chwała bohaterom”) 
Za stawidłami na kanale Rypinkowskim (to tu mniej więcej wody kanału „pogniewały się” z rzeką matką by powrócić do niej ze skruchą na wysokości ulicy Wodnej i Ciasnej) mamy już Wał Piastowski a tam – z przodu ogródek jordanowski a w lewo – przystanie. Historie tych obiektów są arcyciekawa – koniecznie poświęcę więc im jeden z kolejnych felietonów. My natomiast ruszymy w prawo. 

Chwila egzystencjalnej zadumy z wzrokiem wbitym w opadającą z szumem wodę. Czasami dosłownie egzystencjalnej – jeszcze do niedawna dzieciaki z okolicy „uczyły się” pływać skacząc z okołostawidłowych murków do wody co – zdaje się – w kilku przypadkach skończyło się tragicznie.
No i Częstochowska a tam  pobudowany ok. 1912 r. most Rypinkowski. Z tym, że o jego poprzedniku istniejącym na grobli za teatrem w drodze do Rypinka kroniki donoszą już w 2 poł. XIX w. Naprzeciwko narożny z Wałem Piastowskim dom, w którym onegdaj, na dole, rodzina Gajewskich a później Bęckich prowadziła sklepik typu kolonialnego, przez dzieciaków zapamiętany jako źródło zaopatrzenia w lemoniadę i lody na patyku. Sklepik zniknął był a wejście zamurowano. 
No i zerknijmy jeszcze za most. Mamy tam tzw. bloki millerowskie czyli wybudowane jeszcze przed II wojną kamienice przeznaczone dla pracowników fabryki Millerów (czyli Bielarni) a za nimi sięgające aż po byłe kino Oaza, już powojenne – w zasadzie pierwsze po II wojnie – osiedle bloków, którego patronem, o czym nie wszyscy pewno wiedzą, był Marchlewski. 
I w ten sposób zakończyliśmy nasz Tour de Borek-Lasek. Zachęcam, by i „w realu” wybrać do tego trzyhektarowego zacisznego i ciekawego zakątka Kalisza.
 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Wróć do