Żywność modyfikowana genetycznie (GMO) już u nas jest. Jemy ją, nawet o tym nie wiedząc. Co nie znaczy, że mamy pozwolić na wszystko, zwłaszcza na uprawę modyfikowanych roślin w naszym kraju
– Już w 1998 czy 1999 roku wysypywaliśmy na tory modyfikowane zboże i kukurydzę. Pamiętam, że podobną akcję przeprowadzaliśmy też w porcie. Przemyt takiej żywności z USA czy Brazylii do Gdyni był na porządku dziennym. Amerykanie mieli tam swoją chłodnię. Dziś importerzy nawet się z takimi praktykami nie kryją. W niektórych hipermarketach mamy np. pulpety sojowe z USA. Jeśli jest tam soja i jest to produkt amerykański, to prawie na pewno jest tam GMO. To samo z produktami zawierającymi kukurydzę czy rzepak – mówi Marian Zagórny, przewodniczący Związku Zawodowego Rolników RP Solidarni. Ten sam, którego widywaliśmy w telewizji, jak wysypywał ziarno z wagonów i który miał z tego powodu spore problemy z prawem.
Na świecie jest już ponad 100 mln hektarów upraw roślin, których nie wytworzyła natura, lecz człowiek przy pomocy swoich manipulacji genetycznych. Najwięcej w USA, Brazylii, Argentynie, Kanadzie, Indiach i Chinach. W Europie jeszcze stosunkowo niewiele, bo „tylko” 100 tys. hektarów, z czego 70 tys. przypada na Hiszpanię. Francja kiedyś pozwoliła sobie na obsianie 22 tys. hektarów modyfikowaną kukurydzą, ale właśnie zakazała jej uprawy. UE jest podzielona. Przez długi czas obowiązywało w niej moratorium na stosowanie GMO, ale od pewnego czasu, pod naciskiem Światowej Organizacji Handlu (WTO), wydaje już zezwolenia. Zwolennikami GMO są rządy Wielkiej Brytanii i Holandii. Przeciwnikami utrzymującymi twarde zakazy są Włochy, Węgry, Austria, Grecja i maleńka Walia, która w tej sprawie sprzeciwiła się brytyjskiemu rządowi w Londynie. W Polsce także obowiązuje zakaz, poparty uchwałami wszystkich sejmików wojewódzkich. Wolna od GMO jest również Wielkopolska. Oficjalnie, bo nieoficjalnie żywność modyfikowana genetycznie już u nas jest. W myśl polskiego prawa produkt zawierający GMO powinien być oznaczony i zawierać na ten temat widoczną informację. W praktyce wymóg ten przestrzegany jest rzadko. Dochodzą do tego pasze, które jedzą nasze zwierzęta. Mówi się, że jesteśmy tym, co jemy. A więc może być tak, że w mniejszym czy większym stopniu wszyscy jesteśmy już GMO. – Byłem w USA, spotykałem się z biologami i genetykami, często profesorami, i żaden z nich nie mógł mi zagwarantować, że po iluś tam latach stosowania GMO nie wystąpią negatywne skutki. Przeprowadzono nawet eksperyment, który polegał na tym, że przez 12 lat karmiono bliźniaków, tyle że jednego żywnością naturalną, a drugiego modyfikowaną genetycznie. Dla tego drugiego skutki były opłakane. Zawiodły hormony wzrostu, wolniejszy był rozwój intelektualny. Dyrektywa unijna zezwala na sprzedaż produktów rolnych z GMO pod warunkiem, że będą pobrane próby z każdej sprzedanej partii i że te próby będą przechowywane przez 9 lat. Pytałem w Brukseli – dlaczego? Odpowiedzieli, że sami nie są do końca pewni, jakie mogą być skutki, więc na wszelki wypadek chcą mieć te próby – mówi M. Zagórny.
Gdyby ktoś nie wierzył związkowcowi, może uwierzy profesorowi Maciejowi Nowickiemu, obecnemu ministrowi środowiska. W piątkowej „Gazecie Wyborczej” (22.02) pisze on o możliwym wpływie GMO na powstawanie alergii, chorób układu pokarmowego a nawet nowotworów. – To jest eksperyment na ogromną skalę, którego rezultatów nikt obecnie nie jest w stanie przewidzieć! Prawdziwe korzyści będą mieć wielkie koncerny światowe, oferujące licencjonowane ziarna, które powinny wypierać ziarna naturalne. To nie rolnik, ale dostawca ziarna miałby w przyszłości dyktować jakość i cenę nowego zasiewu. Chodzi o interesy ekonomiczne na skalę miliardów dolarów rocznie – dodaje prof. Nowicki. – Koncern Monsanto jest dystrybutorem 90 proc. nasion – uzupełnia tę opinię nasz rozmówca, M. Zagórny. – Rolnicy chcący uprawiać GMO będą się więc uzależniać od dystrybutora. Na dłuższą metę na pewno na tym nie skorzystają. Wprost przeciwnie – stracą. W USA widziałem plantacje roślin modyfikowanych. To jest tak, że przez pierwszy rok czy dwa plony rzeczywiście są większe, ale potem zaczynają spadać. Po siedmiu-ośmiu latach nic tam już nie rośnie. Nawet nie zdajemy sobie sprawy, że na stuhektarowej plantacji wystarczy pięć czy sześć ziaren modyfikowanej kukurydzy, aby GMO wyparło uprawy naturalne. Kukurydza pyli, a takie pyłki w ciągu roku mogą się przemieścić nawet na odległość 100 kilometrów. Niemcy wyrazili już zgodę na uprawianie u siebie tej odmiany kukurydzy. Wystarczy więc, że taka uprawa będzie w pobliżu polskiej granicy i nasze zakazy mogą okazać się nieskuteczne. Ale bez zakazów może być tylko jeszcze gorzej – ostrzega Zagórny. Czego chce reprezentowany przez niego związek zawodowy? – Niech się tym wreszcie zajmą służby państwowe, bo my jako związkowcy nie mamy takich możliwości. Kiedyś wywoziliśmy podejrzane ziarno do Niemiec, bo tam były laboratoria, które mogły je przebadać i my im takie badania zlecaliśmy. Ale teraz podobne laboratoria są już w Polsce, tylko trzeba, żeby tej sprawy pilnowało państwo. Wystarczy egzekwować istniejące przepisy i karać tych, którzy ich nie przestrzegają. Wiem tylko o jednej takiej karze nałożonej na wielką sieć handlową. Za nieoznaczenie produktu zawierającego GMO dostali mandat, 500 zł…
13 lutego rolnicy z całej Polski protestowali pod Ministerstwem Rolnictwa w Warszawie w obronie swoich interesów. Byli wśród nich również przeciwnicy żywności genetycznie modyfikowanej. – W gęsto zaludnionej i pokrytej niemal nieprzerwanie uprawami Polsce nie istnieją warunki dla skutecznego odizolowania upraw GMO od tradycyjnych ani tym bardziej od gatunków roślin dzikich, jak też od kontaktu z GMO różnych zwierząt i owadów. Polska jest europejską ostoją wielu gatunków roślin i zwierząt związanych z tradycyjnym rolnictwem, które mogą wyginąć w razie jego upadku. Domagamy się przeprowadzenia rzetelnej debaty publicznej na temat zagrożeń GMO oraz rzetelnych badań w zamkniętych laboratoriach, badań wykonanych przez niezależnych naukowców. Żądamy Polski wolnej od GMO – apelowali członkowie Krajowego Związku Zawodowego Rolników Ekologicznych św. Franciszka „serceEKOziemi”. Ten apel warto powtarzać aż do skutku.
Komentarze opinie