
Rozmowa z Krzysztofem Nosalem, prezesem WSK PZL Kalisz, byłym starostą kaliskim
– Od lipca tego roku pełni pan funkcję prezesa WSK PZL Kalisz. Nie da się ukryć, że dla niektórych kaliszan było to zaskoczeniem – dał się pan poznać głównie jako samorządowiec z kilkudziesięcioletnim stażem, wydawałoby się, bez znajomości branży, i w dodatku w trudnym dla spółki okresie. Nie bał się pan wyzwań?
– Na pewno jest to wielkie wyzwanie. Faktem jest, że pół życia zawodowego spędziłem w samorządzie ale moje wykształcenie jak i wcześniejsze doświadczenia zawodowe były mocno związane z biznesem. Przez wiele lat prowadziłem własną działalność gospodarczą ale byłem także syndykiem masy upadłości zarządzając firmami. Innymi słowy jestem osobą, która posiada doświadczenie w biznesie ale uważam, że menadżer niekoniecznie musi znać się w szczegółach na przedmiocie produkcji. Od tego jest całe grono fachowców – dyrektor techniczny, produkcji, utrzymanie ruchu, itd. Co nie znaczy, że nie chcę poznawać specyfiki branży i jestem bardzo wdzięczny środowisku zbrojeniówki za bardzo miłe przyjęcie. Moim celem jest menadżerskie zarządzanie z wykorzystaniem mojego wykształcenia i doświadczeń biznesowych. A zasady w zarządzaniu, jak wiadomo, są takie same niezależnie od branży. Tak samo postępowałem w okresie pracy w samorządzie. Kwestie finansowe, współpraca z ludźmi, z kontrahentami, wygląda tak samo.
– Kaliszanie nadal ogromnym sentymentem darzą WSK – kiedyś jeden z największych zakładów w regionie, który jeszcze przed trzydziestu paru laty zatrudniał ponad 5 tysięcy pracowników. Mówiło się, że jeśli ktoś nie pracował w WSK PZL Kalisz to z pewnością był ktoś taki w każdej rodzinie w Kaliszu. Zakład, który miesięcznie produkował 120 silników samolotowych. Niestety, od wielu lat to już jedynie wspomnienie. Proszę powiedzieć jaka jest kondycja spółki dzisiaj? Jak pan widzi swoją rolę w tym niezwykle trudnym dla spółki okresie?
– Faktem jest, że na przełomie lat 80. i 90., jak w wielu podobnych, państwowych firmach, zawaliło się wszystko. Od lat zakład szuka swojej tożsamości i jest po prostu niezwykle trudno wszystkie te procesy zoptymalizować. Przychodząc do firmy powiedziałem, że chcę podziękować wszystkim, którzy dla niej pracowali. Szczególnie w latach 90., kiedy WSK przeżywała największe kłopoty ale dzięki pracy i poświęceniu – pracowników i menadżerów – mimo wszystko przetrwała. Właśnie w latach 90. byłem syndykiem masy upadłości i pamiętam, że wiele firm w Polsce się nie obroniło, nie potrafiły się przestawić. A kaliski zakład, owszem, i jestem przekonany, że ma przed sobą perspektywy. Firma ma duże tradycje, świetną załogę, park maszynowy oraz kompetencje i certyfikaty – właśnie w tej chwili jesteśmy certyfikowani przez agencję lotniczą. Jesteśmy jedyną firmą w Polsce produkującą własne silniki spalinowe i bardzo nam zależy aby utrzymać te kompetencje. Na tym chcemy budować przyszłość zakładu. Kilka dni temu uczestniczyłem w spotkaniu na Wydziale Budowy Maszyn i Lotnictwa Politechniki Poznańskiej, z którą rozmawiamy o przyszłości budowy nowego silnika a w zasadzie różnych silników, bo mamy do tego potencjał.
– Przed laty większość produkcji silnika Asz trafiała na rynek wschodni, do ZSRR. Kto dzisiaj jest odbiorcą waszej produkcji, na jakie rynki trafia?
– Nadal produkujemy Asz-a i kompleksowo remontujemy silniki. Kiedy kończą się tzw. resursy te silniki do nas wracają. Odbiorcami naszej produkcji są m.in. Korea, Kuba, Chiny i Turkmenistan. Choć są to rynki schodzące to nadal użytkowane są samoloty napędzane silnikami Asz, głównie w agrotechnice. Ten rynek cały czas się rozwija, a doskonale sprawdzają się polskie Dromadery, podobnie zresztą jak w pożarnictwie.
– Jaka to skala produkcji?
– Obecnie rocznie sprzedajemy kilkadziesiąt silników nowych i kilkadziesiąt remontujemy. Ale drugą nogą firmy jest produkcja na potrzeby lotnictwa i kół zębatych. Części produkowane w WSK są stosowane prawie we wszystkich samolotach. Produkujemy dla Airbusa i dla Boeinga, na potrzeby lotnictwa cywilnego i wojskowego. To nasi główni odbiorcy. Cenieni jesteśmy za to, że wiele procesów produkcyjnych odbywa się w jednej firmie – obróbka mechaniczna, cieplna, chemiczna, mamy też laboratorium. Z WSK wyjeżdża gotowy detal, po badaniach. Natomiast w przypadku innych dostawców bywa tak, że jedna operacja dokonuje się w Europie, druga w Ameryce Południowej a trzecia w Azji. Firm, oferujących kontrahentom tak krótki i bezpieczny łańcuch dostaw i szeroki zakres usług, jak kaliska WSK jest niewiele. Nasi odbiorcy to firmy wysokich technologii. Mamy bardzo pozytywne rekomendacje z ich strony. Obecnie jesteśmy na etapie negocjacji umów na kolejne pięć lat.
– Ilu pracowników zatrudnia spółka?
– Wspólnie ze spółką zależną – narzędziownią, 600 osób, w tym 80 osób pracuje w narzędziowni. Kilkadziesiąt osób, około 10 procent pracuje w administracji.
– Przez lata wizytówką kaliskiej firmy był biurowiec, obecnie opustoszały. Proszę przypomnieć, co dzieje się z budynkiem, czy nadal jest własnością WSK?
– Trzy lata temu został sprzedany grupie producentów zbóż z Nowych Skalmierzyc pod nazwą „Rodzinny Spichlerz”. Nie znam planów obecnego właściciela wobec tego budynku. Nasze potrzeby administracyjne są obecnie znacznie skromniejsze, mamy biura rozproszone po wydziałach. Administracja jest dostosowana do potrzeb produkcyjnych ale tzw. „papierologii” jest całkiem sporo. W przemyśle lotniczym każda część, każdy detal ma swoją metryczkę. Można zawsze sprawdzić kto daną część wyprodukował, kto ją sprawdzał, kto dokonywał odbioru, itd. Wynika to z ogólnoświatowych przepisów obowiązujących w branży lotniczej. W przemyśle lotniczym nie ma kontroli wyrywkowej. Sprawdzany jest każdy wyrób.
– W ubiegłym roku, za rządów Zjednoczonej Prawicy, media dużo uwagi poświęcały perspektywie produkcji koreańskiego czołgu K2. Jednym z trzech podmiotów, które miały zająć się produkcją, miała być WSK PZL Kalisz. Nie da się ukryć, że była to ogromna szansa dla kaliskiej wytwórni. Jak podawała Polska Agencja Prasowa, produkcja komponentów do K2PL miała ruszyć już w 2025 roku. Ale rok temu zmienił się rząd i sprawa współpracy z Koreańczykami ucichła. Proszę powiedzieć, czy nowy rząd definitywnie porzucił projekt współpracy polsko-koreańskiej w tej kwestii?
– To nie jest tak, że sytuacja radykalnie się zmieniła. Wszystkie zawarte wcześniej umowy obowiązują, trwają negocjacje nad umowami wykonawczymi i żaden projekt nie został zamknięty. Tylko, że to nie dzieje się z dnia na dzień. WSK nadal wpisana jest w ten projekt ale szczegóły będą określone po podpisaniu umów wykonawczych. Dodam tylko, że jesteśmy już po wizycie delegacji jednej z koreańskich firm, która nas pozytywnie zaopiniowała. Na tegorocznym Międzynarodowym Salonie Przemysłu Obronnego w Kielcach też na ten temat rozmawialiśmy. Choć o tym się mniej mówi, to ten proces się dzieje. Natomiast dziś najbardziej koncentrujemy się na współpracy z naszymi kontrahentami, na poszukiwaniu nowych klientów, odbiorców naszego Asza, który choć dobiega „setki” nadal ma swoich wyznawców, jest silnikiem kultowym. Jak jednak wspomniałem wcześniej, obecnie jesteśmy na etapie kompletowania zespołu badawczo-rozwojowego, który zajmie się konstrukcją zupełnie nowych silników, wspólnie z naukowcami z Uniwersytetu Kaliskiego, Politechniki Poznańskiej i może jeszcze innymi. Są już pierwsze zapytania, zarówno z zakładów zbrojeniowych jak i sektora cywilnego. Będzie to wielkie wyzwanie ale chcemy się tego podjąć zdając sobie sprawę, że musimy uporać się z kilkoma problemami, między innymi dużą energochłonnością naszej firmy. Dlatego przygotowujemy dokumenty do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska w sprawie pożyczki na termomodernizację.
Reasumując, jeśli dużo mówi się o tym, że Polska Armia powinna korzystać z własnego przemysłu a rząd chce wykładać pieniądze na badania i rozwój, to my chcemy w ten trend się wpisać. Już wkrótce, wspólnie z uczelniami o których wspomniałem, złożymy grant na środki na badania naszego projektu nowego silnika spalinowego.
– Wiadomo już jaki to będzie silnik?
– Na razie jedna z firm zbrojeniowych, producent agregatów prądotwórczych, zasugerowała abyśmy dla nich skonstruowali i produkowali silnik do ich agregatu. Kontrahenci oczekują silników wielopaliwowych, o niskiej emisji spalin, ekologicznych. Myślę, że przyda się tu doświadczenie naukowców z Politechniki Poznańskiej, którzy pracują nad projektami silników o napędzie wodorowym.
– Wiele firm z branż technicznych w Polsce boryka się z problemem braku wykwalifikowanych kadr. Czy kaliska WSK również?
– Rzeczywiście problem dotyczy całej Polski ale my nie siedzimy z założonymi rękoma. Jesteśmy członkiem Wielkopolskiego Klastra Lotniczego, współpracujemy z Uniwersytetem Kaliskim, szkołami technicznymi, m.in. dawną kuźnią kadr dla WSK czyli Zespołem Szkół Techniczno-Elektronicznych, organizujemy praktyki dla uczniów i studentów, jesteśmy obecni na targach edukacyjnych. Staramy się pokazywać jako firma z przyszłością, w której młodzi ludzie mogą realizować swoje zawodowe marzenia. Chcemy włączyć się w ideę kształcenia dualnego, nie tylko nauki teorii ale przyjmowania uczniów i studentów na praktyki.
– Kilka miesięcy temu, w WSK odbyła się konferencja prasowa z udziałem posła Andrzeja Grzyba i wicemarszałka Województwa Wielkopolskiego Krzysztofa Grabowskiego poświęcona sytuacji w kaliskiej wytwórni. Wnioski, ujmując eufemistycznie, nie należały do optymistycznych. Jak dziś, trzy miesiące po objęciu urzędu i zapoznaniu się z sytuacją spółki, ocenia pan jej przyszłość?
– Nie powinniśmy kreślić czarnego scenariusza bo jak nie będziemy wierzyć w sukces to go nie osiągniemy. Oczywiście mierzymy się ze swoimi problemami, zaszłościami, ale kłopoty trzeba przekuć w sukces. I to jest teraz nasze zadanie. Zdobyć nowych klientów, zaszczepić optymizm załodze i przekonać ją, że mamy pomysły i wierzymy w sukces. Wymaga to ciężkiej pracy ale sukces jest możliwy. Nawet jeśli perspektywa owoców tej pracy wydaje się odległa, mnie to nie zniechęca. Chcę robić wszystko, co możliwe, mając na uwadze wizję firmy w dłuższej perspektywie niż tylko mojej kadencji. 72 lata historii tego zakładu zobowiązuje. Ona mnie mobilizuje.
– Pracownicy i ich rodziny oraz wszyscy kaliszanie mogą spać spokojnie?
– Tak. Kilka tygodni temu miałem spotkanie z pracownikami i powiedziałem, że nie przyszedłem tu aby narzekać. Sukces będzie wtedy kiedy wszyscy w niego uwierzymy a każdy na swoim stanowisku będzie pracował najlepiej, jak potrafi. Każdy z nas jest trybikiem w maszynie, którą musimy ciągle doskonalić.
– Dziękuję za rozmowę.
– Dziękuję.
Rozmawiał: Piotr Piorun
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Najważniejsze to wierzyć w sukces.Reszta nie jest ważna
Nie wierze s partyjne stołki.
Pudrowanie
Polska 2050 tzw trzecia droga obsadza stołki gdzie może ekspertami pożal się Boże . Bezpartyjny fachowiec że starostwa poszedł do zakładu produkującego dla lotnictwa ale nie dbać o trawniki jako rolnik z PSL tylko zarządzać. To są standardy holowniano tuskowe