
Tradycyjna, spalinowa motoryzacja nie jest problemem, który niszczy planetę a pojazdy elektryczne nie są tak ekologiczne jak wydaje się bezkrytycznym entuzjastom „elektryków”, twierdzi Robert Michalski, ekspert kanału motoryzacyjnego Povagovani. Podaje przykłady świadczące o niedoskonałości technologii elektrycznej
Parametrem, który w ocenie Michalskiego dyskwalifikuje „elektryki” jest „gęstość energetyczna” – ile energii jesteśmy w stanie zamknąć w danej objętości.
– Pod tym względem bezapelacyjnie najbardziej wydajna jest benzyna, która wręcz miażdży akumulatory, zarówno w przeliczeniu na objętość jak i na masę. I tak, w 1 kilogramie benzyny zamknięta jest energia równa 12,9 kWh tymczasem w przypadku akumulatorów, najwięksi optymiści – zwolennicy elektromobilności oczekują, że w przyszłej dekadzie, gęstość ogniw przyszłości osiągnie... około 0,5 kWh/kg. – Obecnie Tesla osiąga w granicach 0,22 – 0,25 kWh/kg czyli w przybliżeniu 52 razy mniej niż benzyna – wylicza Michalski.
– Co prawda w przypadku benzyny „tylko” 45% zgromadzonej energii zostanie zamieniona na energię mechaniczną a w „elektrykach” aż 95% ale nadal jednak, po przeliczeniu, gęstość energetyczna jest bezkonkurencyjna na rzecz benzyny.
Czy auta elektryczne są „zeroemisyjne”?
Argumentem przemawiającym na rzecz aut elektrycznych w kontekście ochrony środowiska jest ich rzekoma „zeroemisyjność”. – Jednak zwolennicy elektromobilności skupiają się wyłącznie na rzekomo „zeroemisyjnej” jeździe zapominając o procesie produkcji akumulatorów. I pomijam nawet ilość CO2 zanim akumulator opuści fabrykę. Wystarczy wziąć pod uwagę proces wydobycia surowców niezbędnych do ich budowy. Lit, kobalt, nikiel to tylko niektóre pierwiastki, których złoża są ograniczone. Wszyscy mówią o kończącej się ropie natomiast nic nie słychać o tym, że te surowce również się wyczerpią. Wiele złóż pierwiastków ziem rzadkich jest ukrytych tuż pod powierzchnią przez co ich wydobycie odbywa się niemal rzemieślniczo. To właśnie z takich złóż pochodzi około 20% globalnego wydobycia, do czego zatrudniani są nieletni a warunki pracy są... mierne. Resztę stanowią kopalnie przemysłowe kontrolowane przez wielkie koncerny.
Często podnoszony jest argument, że elektromobilność oznacza uniezależnienie się od mocarstw „naftowych”. I owszem, o ile energię konieczną do zasilania pojazdów elektrycznych jesteśmy w stanie wyprodukować lokalnie i niezależnie. Jednak i tak będziemy uzależnieni od dostawców technologii, czyli np. od Chin, które niemal w całości rządzą rynkiem litu, kontrolują łańcuchy produkcyjne i łańcuchy dostaw akumulatorów.
Omawiając problem emisji CO2 autor zwrócił uwagę na badania unijnej organizacji Green NCAP, która wzięła pod lupę różne rodzaje napędów i ich całościowe emisje, w pełnym cyklu „życia”. Wyniki okazały się zaskakujące. – Okazało się, że spalinowe auta wcale nie pozostały w tyle za swoimi elektrycznymi kuzynami, nierzadko notując porównywalne a nawet lepsze wyniki – podkreśla R. Michalski.
Ocenia, że samochody elektryczne nie są przyjazne środowisku. To produkt komercyjny, gdzie koszty środowiskowe są odkładane na przyszłe pokolenia.
– Jazda elektrycznym SUW-em nie jest „eko”. Jeśli chcesz być „eko” chodź na piechotę, chociaż i wtedy znajdzie się argument, że wydychasz za dużo CO2. Motoryzacja, jako całość jest antyekologiczna. A najbardziej zaskakujące w tym jest to, że nie ma to naprawdę żadnego znaczenia – przekonuje ekspert.
Motoryzacja nie jest problemem, który niszczy planetę
Każdego roku do atmosfery emitowane jest ok. 50 gigaton gazów cieplarnianych – pięćdziesiąt miliardów ton. Jakie są główne źródła ich emisji?
Odpady – nieco ponad 3%, procesy przemysłowe – nieco ponad 5%, rolnictwo, leśnictwo i użytkowanie gruntów – prawie 18,5%, a 73,2% – zużycie energii w postaci energii elektrycznej, ciepła i transportu.
– Transport drogowy generuje niecałe 12% a obejmuje on zarówno auta osobowe jak i ciężarowe. Tak więc samochody osobowe są „odpowiedzialne” jedynie za kilka procent globalnej emisji. Ktoś może powiedzieć, że zamiana aut spalinowych na elektryczne to może niewielki, ale zawsze kilkuprocentowy zysk, niższa emisja CO2, ale warto zauważyć, że całkowite przejście na samochody elektryczne przeniosłoby emisję w inne sektory ze względu na gwałtowny skok zapotrzebowania na energię elektryczną oraz obciążający środowisko proces wydobywczy i produkcyjny niezbędny do zbudowania „elektryka”.
Jeśli zatem samochody to zaledwie ułamek globalnej emisji to gdzie powinniśmy szukać prawdziwych ograniczeń emisji gazów cieplarnianych? – pyta Michalski i wskazuje na... Chiny.
Państwo Środka ma obecnie ponad 1000 węglowych elektrowni i buduje kilkaset kolejnych. 38% globalnej emisji należy do Chin. Na dalszych miejscach są USA (13%) oraz Indie (9%).
– Te trzy państwa odpowiadają za emisję 60% gazów cieplarnianych a cała Europa – zaledwie za 8%, mniej niż same Indie. Z tych 8% wyjmijmy te kilka procent za które odpowiada prywatny transport drogowy i okaże się, że otrzymamy... 4 promile! Czy zatem ktokolwiek może oczekiwać, że europejski „ban” na samochody spalinowe przyniesie jakąkolwiek ulgę planecie? – pyta (retorycznie) autor programu.
Zwraca uwagę na wszechobecną proekologiczną narrację, która ma sprawiać wrażenie, że transformacja energetyczna postępuje szybko i bez problemów. Rzeczywistość nie jest jednak ciekawa.
– Na mapie świata, państwa, które zbliżają się do niskoemisyjnego miksu energetycznego można policzyć na palcach. Dotyczy to krajów, albo o małej powierzchni, niskiej populacji, albo tych, które posiadają sprzyjające okoliczności przyrodniczne – np. źródła geotermalne lub pływy rzeczne. Zazwyczaj jednak, w zależności od kraju, o którym mowa, od 40 do 80% prądu elektrycznego, którym ładowane są „zielone” auta elektryczne pochodzi z węgla ewentualnie z gazu – wyjaśnia ekspert od motoryzacji i zwraca uwagę na hipokryzję największych europejskich „ekoterrorystów” – Niemcy, których zawierucha na Wschodzie odcięła od źródła taniego gazu i którzy na potęgę rozwijają energetykę opartą na węglu i jednocześnie zamykają elektrownie jądrowe.
– Jednak badania jednoznacznie pokazują, że to właśnie energia atomowa jest najbardziej ekologicznym źródłem energii, i bezpiecznym. A najbardziej irytujące jest to, że ci, którzy najgłośniej krzyczą i ubierają się w zielone szaty, mają najbardziej brudne ręce.
O kogo chodzi? Oczywiście o VIP-ów, którzy na „szczyty klimatyczne” przylatują prywatnymi odrzutowcami. A godzina lotu takiego samolotu to dodatkowe dwie tony CO2 do atmosfery.
Kolejnym przykładem hipokryzji „obrońców środowiska” jest, zdaniem Michalskiego, gigantyczny statek wycieczkowy „Wonder od The Seas”. Napędzany ośmioma silnikami o łącznej mocy 96 tysięcy KM „wycieczkowiec”, a w zasadzie pływające miasto dla 7 tysięcy gości i 2300 załogi, który spala na godzinę 37 ton mazutu.
– Flota tylko jednego operatora statków wycieczkowych emituje 10 razy więcej tlenków siarki niż wszystkie europejskie samochody razem wzięte – podkreśla Robert Michalski.
Przyznaje, że samochody elektryczne mają wiele zalet. – Ale kluczowe jest aby konsument miał wybór a nie – do tej jedynej, słusznej opcji – był zmuszany na siłę – puentuje i zapowiada, że nadal będzie zwolennikiem benzynowej motoryzacji, wierząc, że posiada ogromny potencjał i będzie stawać się coraz „czystsza”, coraz bardziej przyjazna środowisku.
– Zamiast zatem tracić energię na bezsensowną wojenkę, przerzucać się argumentami, skupmy się na tym co naprawdę ważne i piętnujmy tych hipokrytów, którzy mają usta pełne ekologicznych frazesów natomiast brudne ręce – apeluje. (pp)
Źródło:
kanał Povagovani
Foto: pixabay
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.