
Polska jest jednym z najuboższych w wodę krajów w Europie. Choć średnia rocznych opadów na tle innych krajów regionu deszczy nie wygląda najgorzej, to deficyt wody z roku na rok pogłębia się czego konsekwencją jest postępujący proces stepowienia kraju i coraz bardziej dotkliwe susze. Jednym z powodów tego stanu rzeczy jest niewystarczająca retencja. Rząd zapowiada, że w najbliższym czasie ma się to zmienić. Podobne działania podejmą, albo już podjęły, samorządy
Uciekająca woda
W 69 zbiornikach retencyjnych istniejących obecnie w Polsce, magazynujemy około 4 miliardów metrów sześciennych wody, czyli nieco ponad 6% średniorocznego odpływu. Dla porównania, znacznie bardziej sucha i gorąca Hiszpania w prawie dwóch tysiącach zbiorników potrafi zatrzymać nawet połowę wód opadowych.
Skutkiem wieloletnich zaniedbań, choćby w budowie zbiorników retencyjnych (vide: „budowa” zbiornika w Wielowsi Klasztornej) jest postępujący od lat proces stepowienia Polski, głównie jej centralnych regionów – łódzkiego, Kujaw i Wielkopolski. Przykładem Pojezierze Gnieźnieńskie, gdzie w ciągu kilkunastu lat, poziom lustra wody w niektórych jeziorach obniżył się od kilku do nawet kilkunastu metrów!
Coraz dotkliwsze susze to jedno, innym, niekorzystnym zjawiskiem są nasilające się powodzie i podtopienia. Wspólnym mianownikiem obu tych zjawisk jest m.in. zbyt niska retencja.
Zatrzymać wodę
Obecny rząd zapowiada, że sytuacja poprawi się po wdrożeniu ambitnego Programu Rozwoju Retencji. Zakłada on ponad dwukrotne zwiększenie retencji w Polsce do roku 2030 czyli zatrzymanie w zbiornikach około 15% średniorocznych opadów. Temu służyć ma realizacja prawie stu inwestycji - dużych i małych zbiorników retencyjnych, tzw. suchych zbiorników (przystosowanych do przyjmowania fal powodziowych), elektrowni wodnych, śluz i jazów. Program zakłada również zwiększenie retencji na terenach rolniczych poprzez budowę mniejszych zbiorników, do tysiąca metrów kwadratowych, na które nie będą wymagane żadne pozwolenia.
Warto dodać, że na liście rządowych inwestycji wymieniony jest również zbiornik w Wielowsi Klasztornej. Ma to być jedna z większych i droższych tego typu inwestycji w kraju. Budowa zbiornika na Prośnie ma kosztować budżet ponad miliard złotych. Biorąc pod uwagę dotychczasowe tempo realizacji tej inwestycji trudno o optymizm. Ale - pożyjemy, zobaczymy. Do 2027 roku na Program Rozwoju Retencji rząd zamierza wydać około 14 miliardów złotych.
Miasto „gąbka”
Zatrzymaniu wód spływających rzekami do Bałtyku służyć mają nie tylko wielkie, rządowe projekty infrastrukturalne ale również mniejsze inwestycje i rozwiązania realizowane na poziomie samorządów. Jakie? – Chodzi o stworzenie w miastach warunków do tego aby woda po opadach i deszczach nawalnych nie spływała natychmiast do rzek, aby ją jak najdłużej zatrzymać – w stawach, basenach, oczkach wodnych i innych podobnych instalacjach, lub bezpośrednio w gruncie – wyjaśnia Andrzej Anczykowski, prezes Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Kaliszu.
Niektóre samorządy w Polsce już od kilku lat realizują swoje retencyjne projekty. Przykładem dobrych rozwiązań, w ocenie prezesa Anczykowskiego, jest Bydgoszcz, która już od ponad 10 lat realizuje program zagospodarowania wód opadowych i roztopowych. Przed realizacją takiego zadania stoi też Kalisz. Oczywiście musi w tym miejscu pojawić się pytanie o źródła finansowania. Skąd wziąć dodatkowe środki w sytuacji, kiedy miejskie budżety z reguły notują permanentne deficyty? Odpowiedź jest banalna – z opłat za użytkowanie takiego systemu retencji.
– Władze Bydgoszczy oraz kilku innych miast realizujących podobne programy zaczęły od zbierania opłat od marketów i zakładów przemysłowych, a po kilku kolejnych latach - obywateli. Był to czas potrzebny na mentalne przygotowanie mieszkańców miasta do ponoszenia kosztów. Jednak szybko dostrzegli oni, że wiele zmieniło się na lepsze – rzeka została uregulowana, pojawiły się nowe tereny zielone, nowe kanały a w parkach wypielęgnowane rowy wypełniające się wodą po deszczach nawalnych. Innymi słowy został stworzony, i tworzony jest nadal, system małej retencji – podkreśla prezes Anczykowski i wyjaśnia dlaczego od firm i sklepów wielkopowierzchniowych zostały zebrane opłaty w pierwszej kolejności. – Są to miejsca, gdzie występują duże, utwardzone powierzchnie przeznaczone na parkingi i duże połacie dachowe.
Na kaliskim podwórku
– Obecnie w Kaliszu przedsiębiorstwo nasze (PWiK), na zlecenie miasta Kalisza realizuje zadanie mające na celu zidentyfikowanie całości kanalizacji deszczowej na terenie miasta. Po co? Jest to system rozproszony, mający kilku właścicieli: miasto Kalisz, drogowców, firmę wodociągową i także innych, licznych właścicieli prywatnych. Łącznie to ponad 200 km sieci i urządzeń, w różnym stanie technicznym. Często występują błędy lokalizacyjne lub opisowe na mapach geodezyjnych. Uporządkowanie i usystematyzowanie tej wiedzy spoczywa na barkach PWiK. Aby przekuć gromadzoną wiedzę o kanalizacji deszczowej na zyski dla wszystkich mieszkańców, potrzeba ją zebrać i na jej podstawie opracować model hydrodynamiczny. Jest to narzędzie, które pozwala zidentyfikować problemy i miejsca wymagające uwagi i inwestycji. Kolejnym krokiem – jak nie jednoczesnym – będzie zagospodarowywanie jak największej ilości wód opadowych i roztopowych na terenach naszych posesji. Trzeba opracować i rozpowszechnić katalog gotowych rozwiązań do zastosowania, jak i na terenach prywatnych, tak i na terenach miejskich. Im więcej tej wody zatrzymamy na miejscu, tym lepiej dla środowiska i tym taniej utrzymamy konieczną infrastrukturę – podkreśla Artur Mielczarek, dyrektor ds. eksploatacji PWiK.
Kalisz stoi w przededniu przebudowy Śródmieścia, gdzie występuje kanalizacja ogólnospławna – czyli taka, która łączy ścieki sanitarne i deszczowe razem. Układ taki jest spuścizną historycznej zabudowy tej części miasta. Pomimo, iż jest w dobrym stanie technicznym – wodociągi na całym terenie tej dzielnicy przeprowadziły modernizację tej sieci – należy, zdaniem dyr. Mielczarka, położyć nacisk na prawidłowe odprowadzenie z poszczególnych posesji nadmiaru wód opadowych. – Jest to szczególnie ważne mając w pamięci, iż po przebudowie ciągów pieszo-jezdnych nie będzie takiej możliwości, a prawnie jest to obowiązek poszczególnych właścicieli posesji – ocenia A. Mielczarek i podkreśla. – Prawidłowo przeprowadzona koncepcja zagospodarowania opadów atmosferycznych w mieście poprawia estetykę, wzbogaca krajobraz i podnośni komfort życia mieszkańców. Pośrednio, dobrze zagospodarowana zieleń przyczynia się także do obniżenia temperatur w gorących okresach letnich mocno zabudowanego miasta.
Spoglądając na naszych bardziej zaawansowanych sąsiadów z terenu kraju i Europy, trudno nie dostrzec zalet wykorzystywania bezpośredniego zasobu naturalnego jakim są wody opadowe. Miasta wzbogaciły się o wiele elementów tzw. zielono-niebieskiej infrastruktury – stawy, oczka wodne, kanały, parki a nawet takie jak „zielone” wiaty przystankowe czy ogrody na dachach budynków. Nie musi być to trudne i drogie, szczególnie jeśli wszyscy będziemy poprawnie zagospodarowywali je na swoich terenach. A do takich działań zawsze mają zachęcać systemy zwolnień od opłat czy inne bonusy. Na tych terenach funkcjonują takie rozwiązania, dając satysfakcje mieszkańcom i ulgę środowisku naturalnemu. (pp)
Na zdj. Andrzej Anczykowski i Artur Mielczarek
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Rozumiem, że ta wielka kałuża na Piwonickiej niedaleko ochrony środowiska to mały zbiornik retencyjny ?
Brawo Artur
:)
https://www.wody.gov.pl/attachments/article/186/Program%20Rozwoju%20Retencji.pdf